Wsiadając na pokład samolotu lecącego z Kopenhagi do Londynu jak większość emigrantek Bea szczerze wierzyła, że w Wielkiej Brytanii czeka na nią nowe, wspaniałe życie. Przecież wreszcie miała poczuć się wolna dzięki olbrzymiej odległości dzielącej ją od okrutnego partnera i wręcz skąpanej w szeroko pojętej przemocy oraz oszustwach rodziny. Tymczasem jednak ta sama Anglia, która powinna stać się jej wybawieniem dość szybko zdążyła sprawić, że po raz kolejny w swoim wciąż młodym życiu najpierw chwyciła za żyletkę, by podciąć sobie żyły i wreszcie z tym wszystkim skończyć, a gdy to za sprawą jakiś wścibskich przechodniów, którzy za wcześnie zadzwonili po pogotowie nie przyniosło oczekiwanych skutków, wróciła do używek. Te nawet, jeśli nie zabijały jej od razu, to przynajmniej przy zastosowaniu odpowiednio wysokich dawek potrafiły sprawić, że przez parę następnych godzin czuła się jakby wisiała nad własnym ciałem. Niestety nie zawsze mogła pozwolić sobie na niewątpliwy luksus ich zakupu, bo często zwyczajnie brakowało jej pieniędzy. W tego typu dni, podobnie zresztą jak dzisiaj, udawała się do małego, zatęchłego domu schadzek pamiętającego chyba jeszcze czasy przedwojenne, by trochę dorobić. Owszem, zdawała sobie sprawę, że wybierając większy, lepiej prosperujący lokal zyskałaby również majętniejszych klientów, a co za tym idzie i wyższe stawki, ale ten, w którym co jakiś czas pracowała miał nad nimi przynajmniej dwie przewagi - po pierwsze mogła do niego spokojnie wprowadzać Ixacę, a co chyba jeszcze ważniejsze - miejscowa policja zaglądała do niego nadzwyczaj rzadko, dzięki czemu nie musiała obawiać się, że zostanie aresztowana w związku z mniej lub bardziej słusznym podejrzeniem jakiejś nielegalnej działalności. Ta ostatnia cecha rzecz jasna sprawiała, że do tego konkretnego burdelu niejednokrotnie przychodziły różne szumowiny, a ona musiała spełniać ich najbardziej perfidne zachcianki, ale taka w końcu była cena jej choćby chwilowego spokoju.
Ta sielanka oczywiście nie mogła trwać wiecznie. Jej kochany małżonek prędzej czy później musiał ją wytropić i przynajmniej spróbować zaciągnąć z powrotem do Danii. Znała bowiem zdecydowanie za dużo jego brudnych sekretów, by mógł pozwolić, żeby samotnie szwendała się po dalekim świecie. Już kiedy w progu niemal klaustrofobicznego pokoiku umiejscowionego na poddaszu dostrzegła brodatego faceta o ciemnozielonych oczach, którego lewy policzek przecinała okropna stara blizna po nożu, wiedziała że przyszedł moment sądu.