Anrai stał na parkingu pod komisariatem, wzrokiem odprowadzał oddalający się samochód Sumiere dopóki nie zniknął on z jego pola widzenia. Wsunął ręce do kieszeni, wziął nieco głębszy wdech.
Szczerze nie spodziewał się, że tak szybko z zaledwie jednego szczura i palca rozwinie się taka sprawa. Obstawiał trochę coś mniejszego... wróć, po prostu tak chciał. Mógł jednak przyznać (bez bicia), że nie przypuszczał takiego, hm, zamieszania się La Delli w ten cały bajzel. Wydawało się, że kobieta już wcześniej nad tym pracowała. Robiła wrażenie jakby wiedziała, o co mniej więcej chodziło. Anrai miał nadzieję, że to coś z poprzedniej pracy i ona najzwyczajniej w świecie kontynuowała, bo tak szczerze mówiąc tracił do niej zaufanie – a nie darzył jej zbyt dużym od początku.
Odwrócił się, podniósł wzrok na wejście na komendę. Wtem szybkim krokiem ruszył w jego stronę.
Wieczór już jakiś czas temu się rozpoczął, lecz nie było specjalnie późno. Część policjantów jeszcze nie skończyła swojej pracy, a niektórzy to pewnie ciągnęli nadgodziny. Anrai co prawda mógł iść do domu, ale postanowił kogoś odwiedzić: trochę z nim porozmawiać, coś w pośredni sposób zaproponować. A nuż pojawi się potencjał do interesujących rzeczy.