Odprowadził klientkę wzrokiem; gdy zniknęła mu z pola widzenia spuścił głowę i popatrzył na leżącą przed nim na blacie niedużą kartkę. Wolno wziął ją do ręki, badawczo obejrzał to, co się na niej znajdowało.
Czyli się nie mylił. Kobieta potrzebowała pomocy. I najprawdopodobniej zagrożeniem był tamten mężczyzna, którego Andrew zauważył w jej mieszkaniu.
Zapatrzony w kartkę przygryzł dolną wargę. Jedna kwestia załatwiona, z czego jednak nie był wcale zadowolony. Oznaczało to, że Romaise rzeczywiście coś mogło grozić. Ale co on miał z tym zrobić? To nie tak, że nie chciał pomóc, gdzie, wręcz sumienie mu powtarzało, że teraz to już nie może siedzieć bezczynnie i wszystko oglądać z oddali. Mimo to nie miał dużego pola do popisu. Wydawać by się mogło, że najbezpieczniejszą opcją byłoby zgłoszenie tego na policję, ale wiadomo – on nie zamierzał mieć z nią żadnego kontaktu, a też istniała szansa, że zamieszanie się funkcjonariuszy w tę sprawę przysporzy kobiecie kłopotów. Czyli co, sam miał interweniować? To też nie prezentowało się najlepiej. Żeby rzeczywiście wywrzeć mocne wrażenie na sprawcy, musiałby mu ostro pokazać, gdzie jego miejsce, ale tamten mężczyzna nie wyglądał na kogoś, kto by mu łatwo uległ. Pewnie zadzwoniłby po gliny...