Nie ukrywam, że cieszyłem się pozbyciem wszystkich z willi. Dziewczyny musiały załatwić wszystko do czasu bankietu, bo ja nie miałem czasu, by martwić się o każdą z nich z osobna. Mam wystarczająco dużo swojej pracy, z którą ostatnio i tak nie nadążam już nie wspominając o fakcie, że powinienem też rozliczać swoich ludzi z gangu. Kiedy cała ekipa szalała po centrach handlowych - ja starałem się ogarnąć swoich klientów, papierologię no i wszystkie sprawy związane jeszcze z moją byłą narzeczoną.
Dopiero późnym wieczorem udało mi się to wszystko zrobić, a do willi wróciłem gdzieś dopiero koło pierwszej w nocy. Wszyscy albo gdzieś wybyli albo już spali więc nie miałem najmniejszych oporów, by puścić psa luzem po domu, bo i tak nikogo nie było. To nie kwestia jego agresji, a raczej radości - skacze i takie tam, więc wolałem tego wszystkiego uniknąć. Wziąłem szybki prysznic przez chwile nie interesując się psem i tym gdzie aktualnie się znajduje. Z domu raczej nie wyjdzie, a to ważne. Przebrałem się w możliwie wygodniejsze ciuchy, a chyba wszystkie były wygodniejsze niż koszula i krawat chociaż zdążyłem się już przyzwyczaić. Nim się obejrzałem na zegarku wybiła 3 w nocy. W tym momencie zacząłem zastanawiać się co ja tak właściwie robię ze swoim życiem. Brak snu skutkować będzie wyłącznie większym odchyłom emocjonalnym, na które nie mogę sobie pozwolić.