Siedział na krześle, w ciszy obserwował kobietę. Wyraźnie go dotknął wypuszczony przez nią potok słów. Szczerze jej współczuł. Musiała mieć naprawdę ciężko w swoim życiu tylko i wyłącznie ze względu na to, kim była oraz w jakim środowisku przyszło jej żyć. Zapewne przez całe życie miała pod górkę. Wykorzystywanie, znęcanie się, dziecko z nieznanym ojcem. On sam nie umiał sobie czegoś takiego wyobrazić z prostych powodów.
Ale jednak... Z drugiej strony... Gdzieś tam... Coś go bolało.
– Wydaje mi się, że wiem, jak mniej więcej sytuacja wygląda – rzekł w końcu, miał niecodziennie poważny ton i pochmurne spojrzenie. – W końcu nie powiedziałem, że zamierzam posłać całą szajkę trzy metry pod ziemię. Nie powiedziałem, że poświęcę wszystko, co budowałem dla jednej damy w opałach.
I nie zamierzał. Chciał pomóc, to się nie zmieniło, ale przecież nie mógł się tak narażać. Co było chyba oczywiste.