Dzisiejszy dzień zapowiadał się ekscytująco. Anrai miał pójść do pracy, szybciej ją skończyć i wrócić do domu. A przynajmniej takie były plany. Które swoją drogą w jego życiu nie zawsze się sprawdzały.
Bycie gliną, technikiem kryminalistycznym miało to do siebie, że nie dało się przewidzieć ilości wykonywanej roboty, która była zaplanowana przez los na dany dzień. Jednego dnia siedział na komisariacie i nic konkretnego nie robił, następnego uwieczniał ślady zbrodni, a kolejnego brał rewolwer, zakładał kamizelkę kuloodporną i ruszał na ostrą akcję. To znaczy, ostatnia sytuacja nie miała miejsca tak często. W sumie Anrai już nie pamiętał, kiedy ostatnio używał broni palnej.
Ach, na strzelnicy w zeszłym tygodniu. Ale jeśli mowa o używaniu rewolweru w prawdziwej akcji to rzeczywiście dawno nie miał okazji. Czy to dobrze? Sam zbytnio nie wiedział. Możliwe, że dla innych, bo De Veen nie był taki cierpliwy, kiedy przychodziła pora na strzały ostrzegawcze. Pamiętał, jak raz się musiał bronić przed zarzutami, że za wcześnie postrzelił uciekającego sprawcę. On sam nie wiedział, w czym tkwił problem. Gdyby nie jego szybkie podejmowanie decyzji, przestępca by im uciekł i tyle by go widzieli.