czwartek, 26 maja 2022

Od Jayden'a CD Hidden'a

Był już dość późny wieczór. Zmiana pogody dała sobie o sobie znać w momencie gdy na moich przedramionach zaczęła pojawiać się gęsia skórka, a na policzkach i czubku nosa poczułem chłód. Magazyn w dokach, w którym odbywało się spotkanie z moim najwyżej postawionymi podwładnym, doskonale odtwarzał zewnętrzną temperaturę, jednak dla spełnienia moich obecnych planów były to idealne warunki. Nie byliśmy oczywiście sami, budynek na zewnątrz, jak i wewnątrz był pilnie strzeżony. Nie wspomnę już o tym, że sama ochrona doków została przeze mnie hojnie wynagrodzona za informowanie nas o wszystkich pojawiających się dziś na tym terenie.
- Mam kurwa wrażenie, że znowu oszukujesz. - usłyszałem jak z ust mojej 'prawej ręki', Richarda, padają kolejne niesłuszne oskarżenia. Spoglądał znad trzech trzymanych w dłoni kart to na mnie, to na stół, gdzie leżały nasze obstawiane pieniądze.

Od Beatriz

 Prawdę powiedziawszy miała już serdecznie dość tego ciągłego uciekania. Jako kobieta trzydziestodwuletnia chciała poczuć, że wreszcie znalazła takie miejsce na ziemi, w którym nie będzie musiała stale oglądać się za plecy w obawie, że ujrzy za nimi jakiegoś szaleńca, który na zlecenie jej ojca lub nadal niebyłego męża ma ją zamordować lub sprowadzić z powrotem przez srogie oblicze Williama. W sumie jeśli tak dobrze się zastanowić, Delfina nie była pewna które z tych dwóch rozwiązań by wolała. Z jednej strony jako córka faceta od wielu już lat stojącego na czele meksykańsko-grenlandzkiej mafii aż za dobrze zdawała sobie sprawę, że sam akt zadawania śmierci może ciągnąć się nawet przez wiele godzin, ale z drugiej przecież zawsze kończył się wybawieniem w przeciwieństwie do niewyobrażalnej wręcz kary, której z pewnością doznałaby z ręki Willa, gdyby tylko znowu się przed nim znalazła. Nie, teraz, gdy wychylała czwarty tego dnia kieliszek taniej, ciepłej wódki uświadomiła sobie, że prędzej sama podcięłaby sobie żyły tępym ostrzem niż dałaby się zaciągnąć po raz kolejny do mieszkania tego gnojka. Cholera, przecież z kobietą wywodzącą się z rodu Chávez tak się zwyczajnie nie postępuje. 

Od Shey Do Jayden'a

Do tej pory nie wiem gdzie rozsypać prochy siostry. Urna ulokowana została w miejscu wraz z drobnym ołtarzykiem, tuż w głębi ścianie na parterze mojego apartamentu. Siedziałam akurat na poduszce i wpatrywałam się w zdjęcie swojej bliźniaczki, milczałam. Cisza, jaka mnie otaczała, zagłuszała jedynie papuga, która sobie latała. Czułam jej obecność tuż za mną, to jak kładzie brodę na moim ramieniu i stara się mnie pocieszyć, choć smutek był jedną z właściwości tego zawiłego życia. Westchnęłam, ogrzewane podłogi robią swoje. Może przestrzeń jest duża, ale nie jest tu zimno, gdyż jest ładnie naświetlany przez słońce, albo klimatyzacje. Chociaż nawet chłód mi nie przeszkadza. W planie nie miałam nic do roboty, zresztą jak zawsze. Nie śpieszyłam się, gdyż nie czułam takiej potrzeby. Spokojny oddech, pełen spokój i ta gadająca papuga. Sprawiała irytacje i chichot. W końcu przysiadła mi na nodze, najpewniej zgłodniała.