Na początek Bea zaciągnęła nieszczęsne kotary i przebrała się we wcześniej przygotowane ubrania, po czym z lekką pomocą suczki zaciągnęła nieprzytomnego chłopaka na stojący w przeciwległym kącie pokoju niewielki, stary fotel o lekko już wypłowiałym ciemnozielonym kolorze. Następnie rozejrzała się za czymś, co mogłoby jej posłużyć za substytut sznura, którym zamierzała przywiązać go do mebla na wypadek, gdyby usiłował zwiać natychmiast po odzyskaniu zmysłów. Sama będąc na jego miejscu najpewniej właśnie czegoś takiego by spróbowała. Dopiero teraz zauważyła, że młodzieniec jak na ochroniarza odznacza się wyjątkowo szczupłą posturą. Większość tych, których znała do tej pory przywodzili jej na myśl zapaśników albo przynajmniej bokserów, na których sam widok cierpła jej skóra. Tymczasem ten, którego obecnie miała przed sobą, w zestawieniu z tamtymi osiłkami przypominał bardziej małe dziecko niż dorosłego faceta. Aż prawie poczuła żal, że potraktowała go tak brutalnie. Szybko jednak odsunęła na bok wszystkie sentymenty, po raz kolejny sięgając do wnętrza torebki. Po chwili głębokiego zastanowienia wyjęła psią smycz. Wróciwszy z nią do zemdlonego, najpierw starannie skrępowała mu nogi, a później tę część, która jeszcze jej pozostała, przepuściła przez oparcie mebla, tym samym niemal całkowicie uniemożliwiając swojemu więźniowi poruszanie się. Teraz mogła już tylko cierpliwie czekać aż tamten odzyska przytomność.
***
Trzeba przyznać, że nastąpiło do o wiele szybciej niż przewidywała. Najwidoczniej z powodu utraconej krwi nie była w stanie trzepnąć go aż tak mocno jak zamierzała. Trudno, najważniejsze, że przez dłuższą chwilę był umysłowo nieobecny. Dzięki temu zyskała trochę czasu na spokojne przetrząśnięcie kieszeni jego ubrania i zorientowanie się z jaką misją został wysłany. To umożliwiło jej zaatakowanie niemal od razu po tym, gdy powrócił do żywych.
- Widzę, że już Ci lepiej. - Uśmiechnęła się do niego słodko, odwracając się od parapetu, gdy tylko leżąca wcześniej u jej nóg Ixaca poderwała się na równe łapy. - To dobrze, bo dzięki temu będziesz mógł odpowiedzieć mi na kilka pytań. I dobrze Ci radzę nie kombinować. W przeciwnym razie mogę Cię zapewnić, że Lila jeszcze dzisiaj będzie musiała poszukać sobie nowego posłańca. - Postąpiła kilka kroków w jego kierunku, obracając w jednej dłoni nóż, który zresztą wcześniej również należał do niego. - Swoją drogą niezłe cacuszko. - Czule pogłaskała ostrze. - I w dodatku wygląda na całkiem użyteczne.
-Kurwa, kobieto ! Czy Ciebie do reszty pogięło ?! - Wyrzucił z siebie, jeszcze zanim zdołał skupić wzrok na jednym punkcie w przestrzeni. - Ja tu przychodzę spokojnie załatwić interesy, a Ty nie tylko serwujesz mi potężnego siniaka na łbie, ale także okradasz mnie w biały dzień ! Masz mi to natychmiast oddać, słyszysz ?! - Z całych sił szarpnął się do przodu, ale prowizoryczne więzy podziałały niczym pasy samochodowe, zmuszając go do powrotu do poprzedniej pozycji.
- To była pierwsza lekcja kultury. - Inuitka wbiła w niego dumne spojrzenie dwójki bursztynowych oczu. - A teraz do rzeczy, czemu przysłała Cię tu z tak dużą sumą pieniędzy ? Przecież ona w kwestiach finansowych nie wierzy nikomu oprócz siebie. Czyżby chciała się mnie pozbyć ?
- Nawet jeśli, to ma rację. Burdel to nie miejsce dla kompletnych wariatek. Nawet taki jak ten. - Odparł wściekle, lustrując z uwagą swoje pęta. - Zresztą jak myślisz, dlaczego tak szczegółowo wypytywała Cię o rodzinę ? Otóż powiem Ci dlaczego - ona nie przyjmuje mężatek.
- A po tym co się dzisiaj stało nabrała podejrzeń, prawda ? - Chávez szybko zamrugała kilka razy, niemal czując jak pod powiekami znowu zaczynają zbierać się jej łzy. - Wie, że ją okłamałam ? - Zapytała, oddychając ciężko.
- Owszem, ale mimo to ma dla Ciebie pewną propozycję, ale jaką konkretnie dowiesz się dopiero, gdy mnie uwolnisz.
- Dobre sobie. - Prychnęła drwiącym śmiechem. - Ja spełnię Twoją prośbę, a Ty mi uciekniesz. Zapomnij.
- W takim razie trochę tu sobie posiedzimy. Właściwie to nawet nie mam nic przeciwko. Całkiem tu przyjemnie. - Odchylił się do tyłu na tyle, na ile pozwalały mu wżynające się w ciało rzemienie, sprawiając że najchętniej przepuściłaby go przez maszynkę do mięsa.
Niestety prawda była taka, że nie mogła sobie na to pozwolić. Jako trup nie wyjawiłby jej przecież tej jakże nurtującej tajemnicy. Najwidoczniej będzie musiała wymyślić lepszy sposób, by rozwinąć mu język.
- Skoro tak uważasz, zostawiam Cię samego. - Czując narastającą wściekłość, z wierną akitą u boku wyszła z pomieszczenia i skierowała się w stronę schodów. Zasiadłszy na pierwszym stopniu, schowała głowę w ramionach i zaczęła po cichu wyklinać po hiszpańsku.
< Kirke ? >
688 słów