Burzliwa wymiana zdań z osobą, na której mi zależało nie należała do najprzyjemniejszych. Nie chciałem, aby wywiązała się z tego sprzeczka, a do tego właśnie zmierzało. Każdy miał swoje racje do ukazania. Rozumiałem jej stanowisko. Z drugiej jednak strony chciałem, aby i ona zrozumiała mnie. Nie znała Rhysa i tego, jakim był człowiekiem specjalnej troski. Miałem dość tej zagmatwanej sytuacji. To miał być przyjemny wieczór, zwykły, głupi bankiet. Planowałem poznać jej rodzinę, a nie być świadkiem strzelaniny, a teraz jeszcze szukać dwóch zaginionych chłopaków.
Pojawienie się Felixa przerwało naszą wymianę zdań. Niestety dzięki temu Lukrecja znalazła moment, aby po prostu wyjść. Poczułem się okropnie, kiedy odtrąciła moje dłonie i bez słowa opuściła mieszkanie. Popatrzyłem w ślad za zamkniętymi drzwiami, zastanawiając się, jak do tego wszystkiego doszło. Przetarłem zmęczoną twarz i spojrzałem na przyjaciela. Stał z jakimiś teczkami w dłoniach, zapewne zastanawiając się jak zacząć rozmowę. Widział, że przerwał w czymś ważnym.