środa, 21 września 2022

Od Felixa - CD Harveya

 Te wszystkie słowa o tym jak bardzo nie chce się z nami kłócić i nadal pozostać na relacjach koleżeńskich dosyć mocno do mnie docierały. Nie wiedziałem ile w nich jest prawdy i czy jego intencje są czyste, ale przecież nie będę go osądzać, bo nie o to tu chodził. Nikt nie chciał go rozdzielić z jego ukochaną po prostu zaczęło nam tutaj coś bardzo mocno śmierdzieć i wcale to nie byłem ja. Lukrecja byłą tajemniczą osobą i dowiadywaliśmy się o tym na każdym kroku, za każdym razem gdy tylko temat dotyczył jej osoby lub gdy się jakimś cudem z nią widzieliśmy. Czas najwyższy żeby ktoś umył oczy temu kochasiowi, bo jeszcze wpakuje siebie i przy okazji nas w coś z czego już tak łatwo nie wyjdziemy. 

-Fajne czasy to by może były gdybyś przestał ślepo wierzyć w tą dziewczynę. Nie sądzę byś znał ją na tyle dobrze żebyś mógł wykluczyć wszystkie ewentualne kryminalne scenariusze tej sprawy.

-Felix....ja po prostu wiem, że ona nie byłaby do tego zdolna.

Od Marleya CD Andrew

 – Ja będę kapitanem, okej? – zadeklarowała Bonnie od razu po wejściu do mieszkania. Chociaż sformułowała wypowiedź jak pytanie, ani trochę tak nie brzmiało. Bardziej jak rozkaz.
Marley rzucił jej jedno z bardziej pseudogroźnych spojrzeń, przez co Bonnie powtórzyła pytanie. Tym razem z grzecznym proszę i czy mogę. Uczenie ośmiolatki manier wydawało się coraz trudniejszym zadaniem z dnia na dzień. Tym bardziej po maratonie Piratów z Karaibów sprzed tygodnia, z którego Bonnie ewidentnie wyciągnęła nowy pomysł na życie.
– Kapitanem kuchni? Przepisu? – Marley wyciągnął zakupy na stół, rozkładając wszystkie warzywa w równej linii. Bonnie zdążyła wdrapać się na blat i wywijając nogami w powietrzu, zaczęła segregować pozostałą część zakupów, tę, którą sama wcisnęła do koszyka kiedy Marley niby nie patrzył.
– Tak. Brzmi fajniej niż szef. Piraci przecież też mieli kucharzy.
– Czyli to czyni mnie twoim kucharzem? –
Marley zmrużył oczy, na co Bonnie wyszczerzyła dziurawy uśmiech. Uderzała nogami w szafkę pod blatem rytmicznie, sztućce w środku grzechotały.
– Tak. Zostałeś zabrany z królewskiego statku jako zakładnik. Musisz się mnie słuchać, bo inaczej zostaniesz rzucony do morza, na pastwę rekinów!
Marley wydał z siebie okrzyk, próbując wyglądać na najbardziej przerażonego, jak się da.
– O nie, tylko nie rekiny! Wszystko, tylko nie rekiny!
Bonnie zachichotała głośno, chowając twarz za opakowaniem płatków.
–  Musisz pozwolić mi wybrać muzykę! I talerze, na których będziemy jeść.
Marley wyprostował kręgosłup i zasalutował. Bonnie, zachwycona, odwzajemniła gest z poważną miną, którą utrzymała jakieś dwie sekundy, zanim parsknęła śmiechem.
– Aj, aj kapitanie!