– Pomogę. Jutro to zgłoszę.
Setki różniących się od siebie myśli opętały jego umysł do tego stopnia, że w pewnym momencie już nie wiedział, co miał robić. Obawiał się, że źle postąpi i zaszkodzi nie tylko kobiecie, ale też sobie. Jednakże po tej całej intensywnej rozmowie z Romaise nie potrafił już jej odmówić. Za głęboko wpadł, nie było odwrotu. Zrobi to, co powinien. Pójdzie do tunezyjskiej ambasady, zgłosi sprawę. I pozostawi resztę osobom, które lepiej się znały na takich rzeczach.
Spuścił wzrok na zegarek, który nosił na nadgarstku. Spędził już trochę czasu w mieszkaniu kobiety, więc pojawiło się ryzyko, że ludzie, którzy nią rządzili niespodziewanie się pojawią. W końcu pewnie nigdy nie zwiastowali swojego przybycia w żaden sposób. Wyprostował się, poprawił swoją koszulę. Jeszcze raz zmierzył Romaise wzrokiem.
– Chyba powinienem już iść – oznajmił.
Usłyszawszy jego słowa kobieta posłała mu pytające spojrzenie.
– Nie zrozum mnie źle – mówił dalej Andrew. – Po prostu nie chcę, żeby... oni nagle tu przyszli i mnie zobaczyli. Wtedy nici z planu.
Romaise jakiś czas mu się przyglądała, w końcu jednak odpowiedziała:
– Dobrze... Nie będę cię więcej zatrzymywać.
– To – na moment się zawahał – do zobaczenia. Dobra herbata – dodał trochę niezręcznie.
Odwrócił się i wyszedł z mieszkania.