Spojrzałam na niego, by spostrzec, że znów się uśmiecha. Nie powiem, trochę się we mnie gotowało. Cała sytuacja i akcja, która przed chwilą miała miejsce... spowodowały w mojej głowie mętlik. Od pewności siebie i zuchwałości przeszłam przez zdenerwowanie, by w końcu stanąć na przegranej pozycji. Nie mogłam także zapomnieć o strachu. Pierwszy raz chyba przestraszyłam się jego zachowania. Pierwszy raz poczułam się w jego towarzystwie niczym owca mająca udać się na rzeź. Byłam zła na siebie, gdyż to ja niepotrzebnie to zaczynałam. W końcu w tej armii jestem jedynie pionkiem, więc czego, głupia, oczekiwałam?
Już nie chodzi o to, że jak to ujął "chciałabym mieć go tylko dla siebie", co za bzdura! Chodziło tylko o to, że moim zdaniem, niezależnie od tego, jakie intencje przyświecają wspólnemu udaniu się na ten bankiet, zabieranie trzeciej osoby powinno być wspomniane wcześniej, a nie stawianie nas obu przed faktem dokonanym. Szef i Władca zadecydował, nie można się sprzeciwić jego woli. Kurwa! Na myśl o tym zagraniu z jego strony ogarniało mnie poczucie dziwnej złości. Czy miał racje? Czy chciałam jednak go mieć "dla siebie"? Bijąc się z myślami, pokręciłam przecząco głową. Nie mogę pozwolić mu wmówić mi pewnych rzeczy.- Milczysz, kręcisz głową. Czyli mi odmawiasz? - jego głos sprowadził mnie z powrotem na ziemię, przypominając mi, że nadal znajduję się zaklinowana między biurkiem a jego ciałem.
No tak. Przecież zadał mi pytanie, na które nie odpowiedziałam.
- Poważny pan biznesmen mógłby mówić prosto z mostu. Jak pan widzi — nie jestem najlepsza w czytaniu między wierszami. - fuknęłam, odchylając się do tyłu, by choć trochę zwiększyć odległość między nami.
Zeno pochylił się nade mną jeszcze bardziej, co spowodowało, iż odległość między naszymi ciałami ponownie zmniejszyła się i wróciła do stanu poprzedniego. Teraz, gdybym chciała się odsunąć od niego, pewnie musiałabym położyć się na jego biurku, co delikatnie mówiąc, nie było najbardziej kuszącym rozwiązaniem.
- Więc tak, zapraszam cię na randkę. - mężczyzna obserwował mnie, gdy odwróciłam głowę, by nie patrzeć na niego.
- I mam rozumieć, że tobie się nie odmawia? - mruknęłam cicho, a w głowie zaczęłam rozważania na temat tego, czy warto dalej igrać z nim, co mogło kosztować mnie o wiele więcej niż z początku bym zakładała, czy odpuścić się i skapitulować wywieszając wyimaginowaną, białą flagę.
- No proszę, jednak czegoś się nauczyłaś. - prychnął rozbawiony. Najchętniej oswobodziłabym się z tej pułapki i uciekła, jednak nie miałam z nim żadnych szans: nie udałoby mi się wyrwać. - To jak będzie?
- Dobrze. - pokiwałam w końcu głową. - Wyjdę gdzieś z tobą.
- Świetnie. - Zeno odsunął się od biurka, tym samym uwalniając mnie.
Z ulgą odetchnęłam, odsuwając się szybko na środek pomieszczenia, by w razie czego następnym razem nie dać się tak łatwo przyprzeć. Uważnie obserwowałam, gdy mężczyzna ruszył do swojego fotelu za biurkiem i rozsiadł się na nim.
- Wychodzimy więc jeszcze dziś. Ile czasu potrzebujesz? Godzinę? Dwie? - rzucił nagle.
- Co? Jak... - ewidentnie było widać po mnie zdziwienie. - Nie za wcześnie? Może... Może spotkamy się o dwudziestej?
- Hmm... Dwudziesta... - brunet zamyślił się na chwilę spojrzawszy na zegarek zdobiący jego nadgarstek. - Cóż. Niech ci będzie. Przyjadę po ciebie.
Skinęłam głową i podeszłam do drzwi. Złapałam za klamkę i jeszcze odwróciłam się do mężczyzny, który już zdążył wrócić do przeglądania jakichś dokumentów.
- Jak... Jak właściwie mam się ubrać? - spytałam jeszcze niepewnie.
- Ładnie. - rzucił, nawet na mnie nie spojrzawszy.
Nie chcąc zaczynać z nim dyskusji, wyszłam z pomieszczenia i przetarłam ręką czoło. Ładnie. Co to w ogóle za odpowiedź? Oczywiście, że ładnie, ale jakieś szczegóły? Skąd ja mam wiedzieć, co ten facet ma w planach? Mogłam winić jednak sama siebie. Właśnie dobrowolnie wskoczyłam wprost do paszczy lwa, zgadzając się potulnie na wszystko, co powiedział. Chciałam wpierw mu odmówić, jednak nie znalazłam w sobie na tyle odwagi, by to zrobić. Jeśli ten wieczór nie będzie należał do miłych — wina będzie leżała po mojej stronie. W nie za dobrym humorze skierowałam się do wyjścia z willi, na szczęście nie spotykając po drodze nikogo z obecnych na wcześniejszym spotkaniu osób.
Dotarłam do mieszkania i rzuciłam klucze na małą komodę przy drzwiach, udałam się do salonu i opadłam na sofę, wpatrując się w ścianę. Po chwili jednak otrząsnęłam się z letargu i niechętnie podniosłam się z kanapy i udałam do łazienki. Relaks i odświeżenie — tego teraz potrzebowałam. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic, z początku obmywając ciało i myjąc włosy, by następnie przełączać wodę, na coraz zimniejszą. Gdy lodowate strumienie wody padały na moje ciało, w końcu poczułam, że się rozluźniam. Woda, a szczególnie ta zimna, była w moim przypadku najlepszym lekarstwem na wszystko. Po prysznicu zawinęłam włosy w turban i owinęłam się ręcznikiem i korzystając z tego, że Justin nie wrócił jeszcze do mieszkania, bez skrępowania wyszłam w takim zakryciu, udając się do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i otworzyłam szafę, przesuwając wieszaki z ubraniami. Szczególnie teraz pomyślałam, że moja szafa powinna być o wiele bogatsza w części garderoby niż kilka par jeansów, kilka par dresów, koszulki i kilka sukienek. Jeśli mam ubrać się ładnie to chyba powinnam włożyć na siebie sukienkę? Wstałam i wertowałam kilka wieszaków w najbardziej zapomnianej części mojej całej szafy. Czarna mini — zbyt klasycznie, niebieska w kwiatki — zbyt codziennie. Kolejną sukienką w moim małym zbiorze była bordowa midi na cienkich ramiączkach. Dotknęłam marszczonego materiału i starałam się przypomnieć, kiedy miałam ją na sobie ostatnio. Chyba zbyt długo jej nie nosiłam, bo jedyna okazja, jaką miałam w myślach była rocznica mojego poprzedniego związku. Chyba najwyższy czas, by strzepać z niej kurz i by na coś się przydała. Wyciągnęłam wieszak i spojrzałam jeszcze raz na sukienkę, zastanawiając się, czy się w nią zmieszczę. Cóż trzeba było spróbować. Odłożyłam ją delikatnie na łóżko i z szafy wyciągnęłam bieliznę, by ponownie udać się do łazienki, gdzie zamknęłam się i zaczęłam suszyć włosy.
[...]
Po uczesaniu się i umalowaniu wbiłam się bez trudności w sukienkę i stanęłam przed lustrem. Obróciłam się lekko w prawo i w lewo oglądając jak ciemny materiał przylega do mojego ciała, podkreślając szczupłą sylwetkę. Poprawiłam ramiączka, układając biust i westchnęłam cicho. Czy ubrałam się wystarczająco ładnie? Niestety, nawet jeśli nie, to musiało w zupełności wystarczyć. Była już 19:55 i musiałam się zbierać. Zarzuciłam na ramiona czarny krótki żakiecik, chwyciłam torebkę z potrzebnymi rzeczami i nogi wsunęłam w ciemne czółenka słupku. Wyszłam z mieszkania i skierowałam się do drzwi wyjściowych, by poczekać na mojego towarzysza na zewnątrz.
<Zeno?>
1037 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz