Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby wejść do gabinetu Harpera, gdy on był w domu i mógł mnie w każdej chwili przyłapać. Założyłam, że cała dokumentacja z mojego ośrodka musiała znaleźć się teraz w jego rękach i może dowiem się czegoś o sobie. Przeszukałam parę otwartych szuflad i faktycznie - znalazłam cały wykaz leków, które mi podawano: w tym te antykoncepcyjne. W dodatku parę osobistych przedmiotów, które przy mnie znaleziono dwa tygodnie temu i których nikt mi do tej pory nie pokazał...ciekawe. Otwarty komputer wcale nie przyciągnął mojej uwagi, szanowałam prywatność pana Harpera i chciałam tylko dowiedzieć się czegoś o sobie, jednak gdy usłyszałam szczęk zamka w łazience, to w panice szturchnęłam go dłonią tak, że się zamknął. Nie było czasu na poprawki, szybko czmychnęłam z powrotem do salonu. Modliłam się w duchu, by niczego nie zauważył.
Przeliczyłam się.
Ledwo utrzymałam się na nogach, gdy czynił honory, musiałam się mocno wypiąć, by zminimalizować ból. Gdyby ktoś mnie zapytał, co czułam wewnętrznie...odpowiedziałabym, że nic. W ciągu dwóch tygodni spędzonych w ośrodku wykorzystywano mnie tyle razy, że w końcu przestałam liczyć. Personel składał się głównie z mężczyzn.
Ciekawiło mnie jedynie to, że wybrał mniej powszechny rodzaj stosunku - można się przy tym nieźle upaprać, a przecież nie mógł wiedzieć, że przygotowano mnie na tego typu zabawy już wcześniej. Z pewnością nie przeczytał jeszcze moich papierów i nie wiedział, że jestem aktualnie przed ciążą chroniona. Chciałam mu powiedzieć, że nie musi tak tego robić, że możemy przybrać bardziej wygodną dla niego pozycję, ale groźba słyszalna w jego głosie zmusiła mnie do milczenia. Nie płakałam, nie wyrywałam się, nie okazywałam jakichkolwiek uczuć - byłam jak lalka, martwy przedmiot w jego posiadaniu. Harperowi najwyraźniej się to spodobało, ponieważ skończył robotę szybko - a jeszcze szybciej wyszedł z łazienki, zostawiając mnie samą. Umyłam się i powycierałam podłogę z naszych płynów ustrojowych, niekoniecznie w tej kolejności. Miałam wrażenie, ze mój mózg odłączył się od ciała i działał bez mojej woli i świadomości- nie mogłam zapamiętać, co przed chwilą robiłam. Nie dość, że mam amnezję wsteczną - to jeszcze następczą.
Postanowiłam więcej go nie denerwować: delikatnie zapukałam do drzwi. Potem, przez całą drogę w samochodzie, starałam się nie odzywać. Wysiedliśmy przed drzwiami jakiegoś budynku, szofer odebrał od nas klucze i zajął się autem. Weszliśmy na piętro, gdzie powitała nas elegancko ubrana kobieta. Spojrzała na Harpera, uśmiechając się jeszcze szerzej (co już wydawało się niemożliwe), powitała nas i zaczęła mierzyć mnie swoim przyrządem.
- Hm, pięćdziesiąt pięć w talii - mruknęła pod nosem - W przybliżeniu dziewięćdziesiąt, dziewięćdziesiąt...idealna klepsydra. Tak, to będzie dobre.
Podeszła do Harpera, kompletnie mnie ignorując. Szepnęła mu coś na ucho, lewy kącik jego warg podjechał nieznacznie do góry. Prześwidrował mnie wzrokiem, a ja pożałowałam, że nie nałożyłam na siebie bielizny. Mała czarna i obcasy to nie był kompletnie mój styl, ale chciałam zadowolić pana Harpera. Mam nadzieję, że wybierze dla mnie coś ładnego.
Ekspedientka podała mi wieszak, nie przyglądając się dokładnie kreacji pognałam do przymierzalni, która okazała się małych rozmiarów pomieszczeniem z dwuosobową kanapą i lustrem w środku. Moje poprzednie ubranie było już zsunięte do bioder, gdy kotara się odsłoniła i do środka wszedł Vincent. Jego spojrzenie od razu przeniosło się na moje piersi, których sutki sterczały na baczność przez panujący chłód.
- Dlaczego nie masz na sobie bielizny? - zapytał cicho, podchodząc do mnie i zasłaniając z powrotem kotarę.
- Ja... - zawiesiłam się, nie wiedząc co odpowiedzieć.
Spojrzał mi w oczy, jakby spodziewał się, że coś z nich wyskoczy - jednocześnie umiejscowił dłoń tuż pod moją lewą piersią i powoli zsunął ją aż do wystającej kości biodrowej. Zadrżałam, nie wiem, czy bardziej z zimna czy z zaskoczenia. Ścisnął trochę mocniej, jednocześnie obracając mnie tyłem do siebie. Jego palec wskazujący gładził moje plecy, aż wreszcie złapał za krawędź sukienki i pociągnął tak, że cała spadła mi do kostek. Pchnął mnie na skórzaną kanapę, a ja automatycznie posłusznie wypiłam się tyłkiem w jego stronę najmocniej, na ile tylko pozwalały mi plecy. Muszę wspomnieć, że jestem całkiem nieźle rozciągnięta. Gdy przez dłuższą chwilę nic nie robił, nie mogłam się powstrzymać i obejrzałam się do tyłu.
Taksował mnie przepełnionym pożądaniem wzrokiem, wybrzuszenie w spodniach rosło w oczach. Chyba podniecało go to, że mam na sobie tylko szpilki. Wyciągnęłam trochę prawą nogę w bok, co dawało mu jeszcze lepszy dostęp do mnie. Czekałam na to, co zrobi dalej.
- Wstań - powiedział, na co zdziwiłam się lekko, ale wykonałam polecenie.
Po chwili doznałam ciężkiego szoku, gdy klęknął pode mną i zbliżył swoje wargi do moich dolnych. Sam jego ciepły oddech sprawił, że poczułam motylki w brzuchu. Nikt nigdy nie obdarzył mnie tego rodzaju pieszczotą, zawsze dostawałam tylko chwilę palcówki, która była potrzebna do "rozepchania" i nie dostarczała mi żadnej przyjemności. Teraz jednak było inaczej. Niemal ugięły mi się nogi, gdy wsunął język do środka i zaczął ugniatać dłońmi moje pośladki niczym ciasto drożdżowe. Złapałam go za włosy, szybko żałując tego zuchwalstwa, Harper jednak nie zaprzestał swoich działań i nie dał po sobie niczym znać, że mu to przeszkadza. Westchnęłam cicho.
- Wszystko w porządku? - zapytała kobieta, głos zdawał się dobiegać z niebezpiecznie bliskiej odległości.
Kotara na szczęście sięgała aż do ziemi. Harper przestał na chwilę i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Taak - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Don't you dare make a sound, baby girl - szepnął mężczyzna, powracając do poprzedniego zajęcia.
I, chociaż bardzo chciałam, nie wydałam z siebie żadnego jęknięcia. Po paru (a może parunastu) minutach oderwał się ode mnie, wycierając swoją brodę chusteczką wyciągniętą z kieszonki marynarki. Padłam na kanapę, ciężko dysząc, mężczyzna obrzucił swoje dzieło triumfalnym spojrzeniem. Chciałam go błagać o więcej, ale nie zdążyłam.
- Przebierz się w nową sukienkę - rzucił na odchodne.
[Vincent? Jaką kreację mi przygotowałeś?]
925 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz