Świat wiruje. Ktoś mną szturcha, więc przewracam się na drugi bok. Może odpuści. Kołdra została mi gwałtownie zabrana co nie ukrywam jest irytujące.
- Co jest?
- Wstawaj, Elodie za jakiś czas tu przyjedzie, musimy jechać do Zeno. – Otworzyłem delikatnie jedno oko i spojrzałem na Maxa.
- Zabrałeś mi kołdrę. – Mruknąłem cicho obracając się do niego plecami i wciskając głowę w poduszkę. Było zdecydowanie za jasno i za wcześnie.
- Nie mamy czasu na twoje wylegiwanie się. Praca czeka. – Ten to jak zawsze pełna powaga w przypadku pracy. Ja nie wiem jak on to robi, przecież w mafii można dużo bardziej się bawić przy tym zarabiając a ten tylko „praca, praca”.
- No dobra. – Usiadłem powoli przecierając oczy obiema rękami. – Wstaje.
- Ogarnij się i chodź do salonu. Zrobię nam coś do jedzenia.
Westchnąłem głęboko i walnąłem się z powrotem do łóżka. On miał budzik czy wstał tak sam z siebie? Ja nawet po imprezie śpię do dwunastej, a teraz… helikopter to mało powiedziane. Powoli zwlokłem się z tego łóżka, ubrania i tak miałem gdzieś przy kanapie, więc wyszedłem w całej okazałości do swojego kucharzyka.
- Masz jakąś dodatkową szczoteczkę? Mam wrażenie jakby ktoś spuścił mi się do gardła. – Puściłem mu oczko i skierowałem się do łazienki.
- Pod zlewem w szafce powinna być jakaś.
- Yes, sir.
Tam gdzie mówił, tam była. Umyłem dokładnie zęby starając się pozbyć porannego kapcia oraz uważając aby przy okazji nie zwrócić mu do zlewu. Pasta do zębów nie była najmilsza dla organizmu ogarniętego przez kaca. Uznałem, że mam dość czasu jeszcze na szybki prysznic, w końcu nie mogę iść do szefa śmierdzący po imprezie i innych czynnościach. Już owinięty ręcznikiem wyszedłem do Maxa i zastałem go w salonie pałaszującego jajecznicę z bekonem i grzankami.
- Mówię ci byś się pośpieszył, a ty masz jeszcze czas się wykąpać? – Pokręcił głową z niedowierzaniem lecz w jego kącikach ust było widać delikatny uśmieszek.
- Na wszystko znajdzie się czas. – Uśmiechnąłem się zadziornie. Na kanapie leżały poskładane ubrania Maxa, moje pewnie trafiły od razu do prania. – Dla mnie?
- Nie możesz jechać w ciuchach, które oblałeś piwem. Do samochodu cię nie wpuszczę.
- Jak zawsze uroczy. – Wystawiłem mu język i ubrałem się do połowy nie zakładając koszulki.
Zabrałem się za jedzenie, jednak szło mi to mozolnie przez dudniącego w głowie kaca. Grzanki wydzielały najmniej zapachu, dzięki czemu najłatwiej szło mi ich pałaszowanie. Gdy po raz kolejny zacząłem rozgrzebywać jajecznice zadzwonił dzwonek do drzwi. Elodie weszła do środka i omiotła otoczenie wzrokiem.
- Boże siora musisz mi pomóc.
- Co tym razem? – Westchnęła od razu wykazując się wielką chęcią pomocy.
- Max zrobił super śniadanie, ale mam takiego kaca, że nie jestem wstanie całego zjeść. Musisz mi w tym pomóc. – Wystawiłem do niej widelec z nabitym boczkiem zmoczonym z żółtku.
- Co jest?
- Wstawaj, Elodie za jakiś czas tu przyjedzie, musimy jechać do Zeno. – Otworzyłem delikatnie jedno oko i spojrzałem na Maxa.
- Zabrałeś mi kołdrę. – Mruknąłem cicho obracając się do niego plecami i wciskając głowę w poduszkę. Było zdecydowanie za jasno i za wcześnie.
- Nie mamy czasu na twoje wylegiwanie się. Praca czeka. – Ten to jak zawsze pełna powaga w przypadku pracy. Ja nie wiem jak on to robi, przecież w mafii można dużo bardziej się bawić przy tym zarabiając a ten tylko „praca, praca”.
- No dobra. – Usiadłem powoli przecierając oczy obiema rękami. – Wstaje.
- Ogarnij się i chodź do salonu. Zrobię nam coś do jedzenia.
Westchnąłem głęboko i walnąłem się z powrotem do łóżka. On miał budzik czy wstał tak sam z siebie? Ja nawet po imprezie śpię do dwunastej, a teraz… helikopter to mało powiedziane. Powoli zwlokłem się z tego łóżka, ubrania i tak miałem gdzieś przy kanapie, więc wyszedłem w całej okazałości do swojego kucharzyka.
- Masz jakąś dodatkową szczoteczkę? Mam wrażenie jakby ktoś spuścił mi się do gardła. – Puściłem mu oczko i skierowałem się do łazienki.
- Pod zlewem w szafce powinna być jakaś.
- Yes, sir.
Tam gdzie mówił, tam była. Umyłem dokładnie zęby starając się pozbyć porannego kapcia oraz uważając aby przy okazji nie zwrócić mu do zlewu. Pasta do zębów nie była najmilsza dla organizmu ogarniętego przez kaca. Uznałem, że mam dość czasu jeszcze na szybki prysznic, w końcu nie mogę iść do szefa śmierdzący po imprezie i innych czynnościach. Już owinięty ręcznikiem wyszedłem do Maxa i zastałem go w salonie pałaszującego jajecznicę z bekonem i grzankami.
- Mówię ci byś się pośpieszył, a ty masz jeszcze czas się wykąpać? – Pokręcił głową z niedowierzaniem lecz w jego kącikach ust było widać delikatny uśmieszek.
- Na wszystko znajdzie się czas. – Uśmiechnąłem się zadziornie. Na kanapie leżały poskładane ubrania Maxa, moje pewnie trafiły od razu do prania. – Dla mnie?
- Nie możesz jechać w ciuchach, które oblałeś piwem. Do samochodu cię nie wpuszczę.
- Jak zawsze uroczy. – Wystawiłem mu język i ubrałem się do połowy nie zakładając koszulki.
Zabrałem się za jedzenie, jednak szło mi to mozolnie przez dudniącego w głowie kaca. Grzanki wydzielały najmniej zapachu, dzięki czemu najłatwiej szło mi ich pałaszowanie. Gdy po raz kolejny zacząłem rozgrzebywać jajecznice zadzwonił dzwonek do drzwi. Elodie weszła do środka i omiotła otoczenie wzrokiem.
- Boże siora musisz mi pomóc.
- Co tym razem? – Westchnęła od razu wykazując się wielką chęcią pomocy.
- Max zrobił super śniadanie, ale mam takiego kaca, że nie jestem wstanie całego zjeść. Musisz mi w tym pomóc. – Wystawiłem do niej widelec z nabitym boczkiem zmoczonym z żółtku.
<Elodie smacznego <3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz