piątek, 10 września 2021

Od Taigi CD Rhysa

Cała scena jaka rozegrała się przed moimi oczami, wydawała się niczym z filmu sensacyjnego, który czasami widziałam w telewizji. Mimo iż siedziałam w tym świecie od ponad roku, to nigdy nie uczestniczyłam w żadnej strzelaninie, broń widziałam jedynie jak bezpiecznie leżała na stole, czy jak chłopacy chwalili się między sobą swoimi nowymi zabawkami. Do tej pory była to dla mnie kupa żelastwa, w końcu moja robota odbywała się bez używania broni, pałek, całej tej agresji. 

Przełknęłam ślinę i musiała minąć dobra minuta, zanim zebrałam się do kupy. Nie dość, że byłam przy samym wystrzale, to jeszcze było blisko, żeby osoba z którą byłam niedawno na jedzeniu, straciła życie na moich oczach. Hipokryzja czyż nie? Kilka razy w miesiącu rozcinałam ludzkie ciała wyjmując z nich wszystko, co wartościowe, a bałam się, że zobaczę trochę krwi i ranę po postrzale. Przeszło mi nawet przez myśl, że nie chodzi o to, że ciepła lepka czerwona maź zacznie spływać po ciemnych panelach, a raczej o to, kto może za chwilę na tej podłodze leżeć. Polubiłam Rhysa, był zabawny, czasami bezpośredni, nawet stanął w mojej obronie, choć musiał się domyślać, że takie słowa padają w moim kierunku i to nie tak rzadko. Jednak, czy polubiłam go aż na tyle, aby bać się o jego życie i o to co może się z nim stać? Doskonale wiedziałam, że jest w mafii, że może zginąć nawet dzisiejszego wieczoru w jakiś porachunkach, lecz i tak przy scenie sprzed kilku sekund odczułam niepokój, a może nawet i strach. 

Nim zdążyłam się odezwać, zrobił to za mnie rudy, który był nadzwyczaj spokojny, a jego głos z monotonnego i znudzonego stał się pewny, wręcz rozkazujący. Sama przeczesałam włosy i skomentowałam to jednym cichym słowem, które zapewne nawet nie dotarło do członków mafii "dzieci"

- Zobacz czy jest z nim wszystko w porządku, bo jeszcze powiedzą, że to nasza wina - Spojrzenie rudowłosego chłopaka padło na mnie, tym razem ton jego głosu brzmiał bardziej prosząco, przez co skinęłam głową. 

- I tak już wszystko powiedziałam. Chodź za mną - Machnęłam ręką do Rhysa i sama wyszłam z pomieszczeni,a idąc na koniec korytarza i otwierając następne drzwi. Chłopak bez żadnych oporów wszedł za mną. Zamknęłam za nami ciężkie żelazne drzwi. Na środku stało łóżko, a wokół niego było mnóstwo moich narzędzi, których zazwyczaj używałam. Były też szafki z bandażami, maseczkami, rękawiczkami i różnymi płynami. Rhys usiadł na krześle, jedynym zresztą w całym pomieszczeniu. 

- A więc tutaj pracujesz - Zaczął się rozglądać, a ja wyjęłam kilka płynów dezynfekujących i gazę. Kula delikatnie go drasnęła w policzek, na szczęście już na pierwszy rzut oka widać było, że nie jest to głęboka rana, zresztą sama krew też nie sączyła się strumieniem. Miał szczęście. 

- Można tak powiedzieć - Wzruszyłam ramionami stając do niego tyłem i wszystko sobie szykując - Mogłeś odpuścić, widać, że typ jest narwany. 

- Dlaczego ktoś ma Cię obrażać? - Zapytał, a gdy się odwróciłam jego twarz była wręcz zimna bez uśmiechu, który zazwyczaj gościł na jego twarzy, zupełnie nie potrafiłam z niej nic odczytać. Dreszcz przebiegł mi od karku do kości ogonowej. 

- Bo to tylko puste słowa, za które nie warto skończyć martwym z kulką - Bez ostrzeżenia przyłożyłam wacik do jego policzka, na co lekko syknął - Masz więcej szczęścia niż rozumu, nie będziesz mieć żadnej blizny, za kilka dni powinno być dobrze. 

- Wyczuwam troskę - Ponownie się uśmiechnął, na co prychnęłam. Cała 4, która została, musiała wyjść na korytarz, gdyż było słychać jeszcze jakieś rozmowy, po czym kroki, a więc musieli się rozejść. 

- Idziesz z nimi po tego gościa? - Podniosłam jedną brew, na co chłopak pokręcił przecząco głową - Szkoda - Ciężko wypuściłam powietrze zdejmując rękawiczki. 

- Bo nie przywiozą Ci mojego ciała? 

- Bo nie mam pewności, czy nie będzie za mną szedł - Przygryzłam dolną wargę, jednak zaraz ją puściłam - Był gotów strzelić do Ciebie, mam wątpliwości czy i mi nie będzie chciał pokazać, kto jest górą. 

- Raczej zdaje sobie sprawę, że jeżeli Cię zabije to cała mafia będzie mieć problemy, nie jest chyba na tyle głupi - Pokręcił głową wstając pospieszenie, jakby chciał sam siebie pocieszyć, na co się zaśmiałam. 

- Wyczuwam troskę - Powtórzyłam z przekorem. - Wiem, że mnie nie zabije, ale nie wiem co innego mu strzeli do łba, ale cóż, ryzyko zawodowe - Rhys dostał nagle wiadomość i spojrzał na telefon, po jego minie mogłam się domyślić, że to od nich, no tak w końcu był ich kierowcą. 

- Mam ich odwieźć - Westchnął, chowając telefon. W tej chwili żałowałam, że pozwoliłam sobie na chwilę szczerości i wyżaleń, bo ewidentnie zaczął o tym myśleć. Podeszłam do niego i pstryknęłam go w nos, zaskoczony zamrugał dwa razy patrząc na mnie. 

- Nie jestem w tym świecie od wczoraj, poradzę sobie, a za to - wskazałam na jego policzek - Jesteś mi winien kawę i dobry deser - Podeszłam do drzwi, które otworzyłam, aby móc go wypuścić. 

 Rhys?  

788 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz