środa, 17 listopada 2021

Od Harveya - Do Rhysa

 Wracałem ze służby. Byłem już zmęczony i jedyne o czym myślałem to szybki prysznic i łóżko, które może nie było zbyt wygodne, jakbym sobie tego życzył. Nie mniej jednak to łóżko, czyli miejsce, gdzie mogłem przez kilka godzin się przespać. Naprawdę powinienem pomyśleć o wymianie mebli. I to właśnie łóżko będzie pierwszym, które się zmieni. Jego dni są już policzone.

Miałem dziś pierwszą zmianę, przez co się nie wyspałem i przez całą służbę chodziłem przygaszony. Nawet mój partner zauważył, że to nie jest mój dzień. Zażartował sobie o panience, która nie dała mi w nocy spać. I może by się nie mylił, gdyby faktycznie tak było. Niestety, noc spędziłem sam w niewygodnym łóżku, dodatkowo budząc się w nocy ze dwa razy, zanim nie musiałem wstać i szykować się do pracy.

Dorosłe życie było beznadziejne. Czasem tęskniłem za latami, kiedy było się dzieciakiem i jedynym zmartwieniem było kieszonkowe, które zwykle podbierał mi Rhys. Okazjonalnie Nathaniel, tylko ten drugi wydawał je na słodycze, gdy Rhysa już wtedy ciągnęło do kłopotów. Oczywiście jak każdy starszy i przykładny brat niejednokrotnie wyciągałem go z kłopotów. A różnica między nami wynosiła jedynie rok.

Jak tak teraz myślę, Rhys nie zmienił się wiele od tamtych lat. Kiedyś myślałem, że w końcu dojrzeje i zacznie zastanawiać się nad konsekwencjami swoich czynów. Niestety w dalszym ciągu sprawiał wrażenie beztroskiego chłopca. Kiedyś, kiedy jeszcze był w Stanach, miałem na niego oko. Wraz z jego wylotem do Londynu straciłem tę możliwość.  Szczęśliwy traf, a może moja mała sugestia spowodowała, że trafiłem do jednostki policji akurat w tym mieście, gdzie osiedlił się mój młodszy braciszek. Przywitał mnie tak, jak sądziłem, czyli... Nie cieszył się wcale na mój widok. Nie będzie to przegięcie, jeśli powiem, że nawet zbladł, kiedy zobaczył mnie krótko po tym, jak odebrałem klucze do swojego wynajmowanego mieszkanka. Nie byłem rozczarowany taką reakcją. Taki był po prostu Rhys.

Mijając cukiernię w której pracował, nie mogłem nie wstąpić na chwilę. Zastanawiałem się, czy go dziś zastanę. Nie znałem całego jego grafiku. Czasem ten mały gnojek specjalnie zamieniał się zmianami, abym nie mógł go zastać. Sprytna z niego bestia.

Przekraczając próg lokalu, rozległ się dźwięk dzwoneczka, na co odrobinę się uśmiechnąłem. Rhys dzisiaj pracował. Był odwrócony do mnie plecami. Z tego co zdążyłem zaobserwować, ozdabiał malutkie pralinki. W lokalu, przy małym stoliku siedziała jakaś matka z dzieckiem, które z buzią umorusaną czekoladą jadło w dalszym ciągu czekoladową babeczkę. Przywitałem się, podchodząc bliżej lady. Gdy chłopak usłyszał mój głos, odwrócił się w końcu przodem z nieszczęśliwym wyrazem twarzy. I to wcale mnie nie ruszyło, a zrobił to ledwo widoczny siniak na jego policzku.

- Co cię tu sprowadza? - zaczął jako pierwszy, co nie często się zdarza, gdyż zwykle woli unikać wszelakiej rozmowy z moją osobą.

Powoli wycierał dłonie w białą ściereczkę, którą wcześniej miał przerzuconą przez ramię. Zmierzył mnie ponaglającym spojrzeniem. Najchętniej by się mnie pozbył i to jak najszybciej. Można było z niego czytać jak z otwartej księgi.

- Wpadłem sprawdzić, czy dziś pracujesz. Jak widać miałem dziś farta cię spotkać - powiedziałem zadowolony, rozglądając się za łakociami, które przy okazji mógłbym kupić. - Polecasz coś konkretnego? - Postukałem palcem w szybkę, za którą znajdowały się słodkości.

- Dla ciebie mógłbym przygotować babeczkę z czymś ekstra - mruknął cicho, zerkając na klientkę z dzieckiem. - Jesteś taki męczący, Harv, czemu chcesz się wtrącać w moje życie?

- Nie wtrącam się, a jedynie martwię - odparłem, przenosząc spojrzenie znów na twarz chłopaka. Zastanawiałem się, czy jest świadomy, że ma takiego sińca na policzku. Raczej musiał być, bo szczerze wątpiłem, by nie miał dostępu do lustra w swoim mieszkaniu... wróć, w swoim domu, gdyż braciszkowi nieźle się powodziło, gdyż ma własny dom. W przeciwieństwie do mnie, biednego policjanta.

Już od dłuższego czasu zastanawiałem się jakim cudem mój młodszy brat dorobił się własnego domu. Szczerze wątpiłem, że aż tak mu się powodzi, pracując jedynie w cukierni. To było nierealne. Nawet ja nie byłem tak głupi, by łyknąć tę bajeczkę.

- Nerwowy kolega? - zapytałem, stukając dwoma palcami w swój policzek w miejscu, gdzie brunet miał siniaka. - Czy może przespałeś się z zajętą laską i chłopak was nakrył?

- To nie twoja sprawa - mruknął, a grymas pojawił się na jego twarzy. Wiedziałem już, że dalsza rozmowa nie będzie miała sensu. - Często chodzę po klubach, różni ludzie tam są.

- Nie będę pytał w jakim celu chadzasz do klubów, ale wiedz jedno Rhys, nie pozwolę, abyś znów wplątał się w jakieś gówno. Jeśli trzeba, będę chodził za tobą jak cień. Nasza rodzina już wystarczająco ma problemów i bez tego.

- Przecież wiem - wycedził przez zamknięte zęby, ściskając mocno ścierkę w dłoni.

Dźwięk dzwoneczka przerwał naszą dyskusję. Do lokalu wszedł kolejny klient. Był to młody chłopak. Rhys w dalszym ciągu nie zmienił swojej miny. A jeśli to możliwe, stała się jeszcze bardziej ponura. Wpatrywał się w przybyłą postać ze wstrętem. Jeśli ma takie podejście do wszystkich, to na pewno zniechęcał klientów.

- Chcesz tę pierdoloną babeczkę? - zapytał i nie czekając na moje słowa, zapakował jedną do papierowej torebki. - Smacznego, tylko się nie zadław. A teraz nie przeszkadzaj mi w pracy.

Zdziwiony obserwowałem, jak zachowanie Rhysa się zmienia. Sięgnąłem ręką do portfela, by zapłacić, ale chłopak jedynie burknął ,,na koszt firmy, spadaj do pracy, Harv". Trzymając papierową torebkę, zawahałem się czy powinienem mu odpuścić i wyjść, czy może jednak chwilę poobserwować go z odległości stolika. Widząc jednak mordercze spojrzenie, które mi przesyłał, szybko załapałem, że jeśli jeszcze bardziej nie chcę zniechęcić do siebie chłopaka (o ile to możliwe) to powinienem stąd wyjść, jak kulturalnie (oczywiście)  prosił (kazał).


Rhys

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz