Kurwa mać. Czy ja jako normalny prawowity i przykładny obywatel nie mogę spokojnie wypić drinka? Tylko kłócić się i pilnować swojego starszego braciszka. Przecież to moja główna misja w całym moim życiu. Miałam ochotę strzelić mu w kark i wyprowadzić za ucho jak małego dzieciaka, którym zresztą w tym momencie był. Gdzie jest Gabriel, który powinien go ogarnąć. Fuknęłam na brata, a w tym samym momencie zrobiło mi się strasznie gorąco, a obraz zaczął mi migotać. W dodatku moje gardło zaczęło mnie palić i kurczyć się. Spojrzałam na drinka, który był czerwony. Wiśnie? Fuck oby nie. Spojrzałam na Bella, który przestał się uśmiechać. Usłyszałam parę słów nim zemdlałam albo z paniki albo z powodu zbyt małej ilości tlenu w organizmie.
***
Wybudziło mnie pikanie i cholerny głos upitego brata.
- Zamknij się. Boli mnie głowa - powiedziałam jedynie nie otwierając nawet powiek. Mój głos był zachrypnięty i ledwo wydobyłam jakiekolwiek dźwięki jednak zawsze znajdę siłę by powiedzieć swojemu bratu aby się zamknął. Moje gardło było opuchnięte jak zawsze po spożyciu wiśni. Kto mi kupił tego drinka? Otworzyłam powoli powieki chyba tylko po to żeby zostać oślepiona przez światło szpitalne.
- Chcesz wody? - zapytał Bellami, a ja wyciągnęłam drżącą dłoń w jego kierunku, a raczej jego głosu. Poczułam chłodną butelkę w ręku. Podniosłam się trochę i znów spróbowałam unieść powieki. Tym razem było troszkę lepiej i mogłam napić się wody, która powoli koiła ból gardła. Westchnęłam lekko i spojrzałam na brata, który mimo iż cuchnął alkoholem na kilometr siedział przerażony na szpitalnym krześle ledwo mieszcząc na nim swój duży tyłek.
- Jak się czujesz? - w jego oczach mignęło przejęcie moją osobą.
- Zajebiście chujowo - prychnęłam i pokręciłam głową z niedowierzania. Jak mogłam nie wyczuć tam wiśni? Musiałam za bardzo przejąć się kłótnią i tym co się działo z Bellem. Mimo to powinnam je była wyczuć... albo sięgnęłam po kogoś drinka?
- Idź po lekarza. Muszę stąd wyjść i zapalić - powiedziałam i oddałam mu butelkę z wodą. Chłopak wstał i ruszył do drzwi. Wiedział, że nie ma sensu namawiać mnie na zostanie ponieważ prędzej bym wyszła oknem niż przesiedziała tutaj kilka godzin dobrowolnie. Byłam zmęczona dlatego dobrym pomysłem było pojechać od razu do domu, ale musiałam odwiedzić ten bar. Może barman pamięta czy tylko ja zamawiałam drinki? Może ktoś to zrobił za mnie? Ale kurwa... przecież wtedy było dużo osób, raczej nie pamięta jakie wtedy robił drinki, a co dopiero dla kogo. Jednak warto spróbować.
Bell wrócił z lekarzem, który niósł moją kartę. Powiadomił mnie bym odpoczywała w domu, dał mi zwolnienie na tydzień z pracy więc to był jedyny plus tej jakże udanej podróży. Wypisałam się ze szpitala i wyszłam z pokoju gdzie leżałam. Wyszliśmy z budynku, a Bellami podszedł do taksówki od razu otwierając mi drzwi.
- To ja zamawiałam tego drinka? - zapytałam Bella dopiero po dobrych kilku minutach jazdy w ciszy do mojego domu.
- Nie pamiętam, nie patrzyłem też na wszystkie drinki, które brałaś - odpowiedział jedynie patrząc na mnie.
***
W domu położyłam się do łóżka ponieważ Bell cały czas był przy mnie, gdyby nie on już dawno byłabym w barze. Kochany braciszek. Postanowił zostać dopóki nie poczuje się lepiej. Więc oczywiście od razu poczułam się lepiej. Skurczybyk nie uwierzył mi. Zrobił mi herbatę i jakieś ekskluzywne jedzenie. Czyli po prostu tosty bo zapewne ten master chef nic więcej nie umie. Pokręciłam głową z niedowierzania kiedy przyniósł mi to do łóżka. Zamiast brać się za jedzenie wstałam i wyszłam na taras żeby zapalić papierosa. Przede mną rozciągało się pastwisko z moimi końmi, które zaraz powinny być zagonione do stajni przez stajennego. Kochałam ten widok, cieszyłam się ciszą panującą wokół mnie dopóki nie przyszedł Bell.
- Powinnaś jeść - jego ton głosu sugerował złość.
- A ty powinieneś się umyć. Widzisz nie zawsze robimy to co powinniśmy - odpowiedziałam mu i uśmiechnęłam się by doprawić tym swoje słowa. Prychnął w moją stronę i również spojrzał na konie, część z nich zauważyła nas i zaczęła się zbliżać zapewne mając nadzieje, że wzięliśmy dla nich jakiś dobry smakołyk.
- Tęskniły za tobą - usłyszałam, a na te słowa na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Załatw mi numer do tego barmana co tam był. Może on coś pamięta - powiedziałam i wyrzuciłam resztę papierosa do popielniczki. Wyszłam z tarasu i ruszyłam w stronę zwierząt by się z nimi przywitać. Bell mimo swojej wcześniejszej obietnicy opiekowania się mną wstał i wszedł do domu. Poszedł po kluczyki od samochodu ponieważ za dosłownie chwilę słychać było odpalanie silnika samochodu. Spojrzałam w niebieskie oczy swojego wałacha i pogładziłam go po czarnych chrapach. Mam nadzieje, że braciszek na coś się sprawdzi i jednak zyska numer do barmana. Mój telefon zawibrował w mojej kieszeni. Wyjęłam go więc i odczytałam wiadomość.
Mimo zwolnienia z pracy mam nadzieję, że nasze treningi nie są odwołane.
Jęknęłam cicho wiedząc, że to będzie długi tydzień.
Oczywiście, że nie generale.
- Jednak nie będzie tak kolorowo.
<Mikey?>
796 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz