środa, 25 maja 2022

Od Maxwell'a

Nie dało się ukryć, że nie byłem zbyt entuzjastycznie nastawiony w stosunku do całego tego przedsięwzięcia. Wręcz nienawidzę tego typu przedstawień jednak nie mam tutaj zbyt wiele powiedzenia. Tak czy siak musiałem się tam pojawić i udawać, że mnie to wszystko obchodzi, a przede wszystkim pilnować tego, aby panował porządek. Człowiek był głupi myśląc, że działanie w zorganizowanej grupie przestępczej nie będzie miało nic wspólnego z czymś takim jak bankiety. Ale za to chyba mogę podziękować temu jakimi grubymi rybami w społeczeństwie są państwo Harris. Może gdyby nie ich status nie musiałbym mieć większej prezencji społecznej niż to konieczne.
Całe szczęście moja przybycie na to kompletnie zbędne mojemu życiu przyjęcie było opóźnione sprawami mafii. Chyba już dawno nie byłem zadowolony z faktu, że coś się stało na naszych terenach. Naturalnie na miejsce zdarzenia udałem się tylko ja, z kilkoma podwładnymi. Zeno z oczywistych przyczyn nie mógł się pojawić, musiał już wszystkiego doglądać przed przybyciem gości czy rodziców. Dobrą wiadomością było to, że pomimo naszej drobnej sprzeczki, która wcale nie stała się tak dawno, nadal myślał trzeźwo i nie zwątpił w moje kompetencje.
To co zastałem po przybyciu do jednej z melin w której umówiłem się z obecnymi przy alarmującym zdarzeniu facetami było dość zaskakujące. Zaskakujące w znaczeniu 'Kto byłby na tyle głupi, żeby to tak po prostu zrobić'.
Ekipa została zaatakowana bez żadnego ostrzeżenia, nikt się tego nie spodziewał, a przede wszystkim nikt nie był na to przygotowany. Nie mieliśmy w naszych szeregach takiej akcji praktycznie od wieków. Nie wyglądało to na atak kogokolwiek, kogo mieliśmy przyjemność poznać. Byli w trakcie stałego przetargu z osobami, które miały nasz stempel i wiedzieliśmy, że możemy im zaufać. Po udanej transakcji, kiedy zostali całkiem sami w kilka sekund znaleźli się pod ostrzałem, który skutecznie pozbył się dobrej ilości naprawdę porządnych facetów. Kiedy szczęśliwcy znaleźli osłony do środka wkroczyła winna temu banda. Działali impulsywnie, strzelali prawie że na oślep, a jednak udało im się wybić wielu naszych chłopaków. Koniec końców nie mogli mieć oni zbyt wiele doświadczenia, ponieważ polegli całkowicie. Ich ciała zostały przerzucone w jedną, żałosną kupkę, podczas gdy nasi spoczywali ułożeni obok siebie z zakrytymi twarzami.
Czemu ktoś w ogóle podjął się takiemu ruchowi? Wydawał się być kompletnie bezsensowny. Kiedy patrzyłem po twarzach poległych doszedłem jedynie do wniosku, że nie byli oni wiele starsi ode mnie,a może nawet młodsi. Dlaczego posyłać żółtodziobów na taką pewną śmierć? Co można z tego pozyskać? Nie brzmiało to w żaden sposób jak coś, czego dopuściłoby się Carrein. Są w tej grze tak długo jak my, ich ruchy są bardziej przemyślane niż to. Jedyne co mogłem zaoferować chłopakom bez konsultacji z szefem, to pomoc we względnym ogarnięciu miejsca i zwołaniu dwóch ekip, które pomogą zająć się ciałami. Nie obchodziło mnie to, co stanie się z agresorami. Mogą ich poćwiartować i rzucić wygłodniałym psom, zmielić i resztki wlać do ścieków, cokolwiek kreatywnego przyjdzie im do głowy. Najważniejsi byli nasi, którzy mają wrócić do swoich rodzin jeśli jakiekolwiek mają. Nigdy nie umiałem sobie wyobrazić jak wygląda składanie tym biednym ludziom kondolencji.. zwłaszcza kiedy rodzina nie wiedziała o poczynaniach zmarłych. Mieliśmy od tego całkowicie poświęconą temu grupę, którzy w razie potrzeby dbali o takie szczegóły, jak nie zdradzenie przynależności zmarłego. W tych czasach trzeba wiedzieć wszystko o wszystkich, przede wszystkim o swoich pracownikach.
Zapoznałem się z sytuacją najlepiej jak mogłem będąc pod presją czasu. Wysłuchałem każdego, spisałem wszystko co zdawało się być istotne, sprawdziłem nawet bronie napastników żeby wiedzieć czy są z tutejszego nielegalnego obiegu. Zanim jednak byłem w stanie dojść do jakichkolwiek wniosków musiałem udać się w miejsce w którym byłem również potrzebny.
Droga na bankiet była pozornie spokojna.
Moim błędem było nie zachowanie pełnej czujności, dałem się ponieść spekulacjom na temat tego, co się wydarzyło. Skupiałem się jedynie na drodze i własny przemyśleniach.. mógł to być z mojej strony śmiertelny błąd. Zostałem zaatakowany.
Kiedy droga wydawała się być pusta w jednym momencie na sąsiednich pasach znalazły się dwa samochody, które przez dobre dwadzieścia minut swobodnie jechały równo ze mną. Za mną znajdował się samochód takiej samej marki. Zdając sobie sprawę w jak nieciekawej sytuacji się znajduję jedyne co mogłem zrobić to zachować względny spokój i upewnić się, że mam swobodny dostęp do broni. Zanim doszło do jakiejkolwiek strzelaniny napastnicy zdecydowali się na zepchnięcie mnie z drogi. Mój samochód był dwa razy większy, nie było mowy o żadnym poważnym uszkodzeniu, jednak koniec końców w trójkę udało się im sprowadzić mnie na pobocze. Kiedy jako pierwsi otworzyli ogień w moim kierunku starałem się zachować stoicki spokój i jak najlepiej wyważyć swoje poczynania. Bywałem w różnych sytuacjach, jednych lepszych niż ta, innych gorszych. Czułem jednak jak na moim czole zbierają się kropelki potu, a dłonie zaczynają drżeć mimo silnego uścisku na broni. Byłem prawie pewien, że są związani z tamtymi typkami z wcześniejszego ataku. Ale zdecydowanie różnili się doświadczeniem, nie byli bezmózgimi pionkami. Na ich nieszczęście również nim nie byłem i po długiej walce udało mi się wyjść z tego żywo. Nie mogę powiedzieć bez szwanku ; oberwałem kilka razy w klatkę piersiową, nie mogłem być sobie bardziej wdzięczny za założenie kamizelki kuloodpornej. Niestety nie uniknąłem przyjęcia jednego z pocisków w ramię.
Po zatamowaniu obfitego krwawienia udałem się do samochodu i chwyciłem za telefon. W pierwszej kolejności postanowiłem zadzwonić po wsparcie, ponieważ nie miałem pewności, że za niedługo nie pojawi się ich tutaj więcej by sprawdzić czy ich akcja się powiodła. Medyk był teraz kluczowy, sam długo nie podołam dbaniu o swoje obrażenia, a musiałem jak najszybciej doprowadzić się do porządku. Nadal musiałem znaleźć się na bankiecie, Zeno musiał wiedzieć o wszystkim co się wydarzyło i że to pewnie nie będzie dziś jedyny atak. Jeśli śledzili mnie teraz, to kto wie czy nie robili tego wcześniej. Tak więc wybrałem numer do przyjaciela, mając nadzieję, że u nich nie zdążyło rozpętać się kompletne piekło. Będą potrzebować wsparcia i nie ma opcji, że się tam nie pojawię. Póki nie jestem martwy będę bronił swego.
Można więc sobie wyobrazić moją minę, gdy Zeno powiedział, że coś się odjebało. Podczas gdy przyjaciel próbował nakreślić mi całą sytuację w tle słyszalne były krzyki przerażonych gości, odgłos tłuczonego szkła i przede wszystkim strzały. Wszystko o czym tak naprawdę przed chwilą pomyślałem się spełniło. Kilku naszych zostało już rannych, w tym Justin, a na dodatek nikt nie był w stanie znaleźć Hiddena. Cisnęło mi się na usta żeby cokolwiek na ten temat powiedzieć ale nie mogłem, bo równie dobrze nie musiało chodzić tutaj o jego zwyczajną głupotę, a o coś innego. Streściłem szybko to co stało się w tym czasie u mnie i zaraz po tym, jak powiedziałem, że niedługo sam będę na miejscu rozłączyło nas.
Po tych wszystkich latach 'służby' zdawałem się mieć całkiem wysoką tolerancję na ból. Postrzały jednak za każdym razem umiały mi szybko przypomnieć, że nie jestem kompletnie niezniszczalny. Nie odczuwałem ich w ten sam sposób jak za dawnych lat, jednak nadal bolało. Ale chyba nic mnie teraz nie bolało bardziej niż fakt, że aktualnie jestem całkowicie bezużyteczny i potrzebuję pomocy, podczas gdy wszyscy obecni znajdą się pod ostrzałem cholera wie ilu ludzi. Wyrośli jak spod ziemi i dopadli nas w taki sposób jaki nikt z długoletnim doświadczeniem. Jestem pierdoloną prawą ręką szefa, a jednak jestem tutaj. Na poboczu jakiejś opustoszałej drogi z czterema samochodami i sześcioma ciałami. A powinienem być teraz z przyjacielem, który teraz walczy o życie swoje, swojej rodziny, a także pozostałych członków Pangeii.
Po zakończeniu rozmowy z wybitym z rytmu szefem wychyliłem się z samochodu, żeby ponownie spojrzeć na kilka leżących na gruncie ciał. Starałem się przypomnieć sobie kogokolwiek z poprzednich lat, kto byłby zdolny do posunięcia się do takich metod jednak moja głowa była kompletnie pusta. Pewnie dlatego, że każdy taki narwaniec już dawno nie żył. To nie mógł być jakiś stary gracz, nie.. to musiał być ktoś nowy. Jednak jakim cudem nie znalazł się do tej pory pod naszym radarem? Jak na takiego agresora całkiem dobrze się chował. Jak szczur w kanałach. Zbliżyłem się do jednego z nich starając się wyszukać jakichś znaków szczególnych, czegokolwiek co pozwoliłoby nam identyfikować tych ludzi na ulicach. Carrein już od dłuższego czasu siedziało cicho, więc bardzo możliwe jest to, że nowy przeciwnik będzie jeszcze większy od nich. Butem trąciłem jego głowę by móc swobodnie obejrzeć drugą stronę twarzy mężczyzny, a wtedy dostrzegłem coś, co mnie zadowoliło. Przykucnąłem przy nim sycząc z bólu, zarówno ramię jak i żebra dały o sobie znać, jednak jedyne co mogłem teraz zrobić to zacisnąć zęby i czekać na wsparcie. Odchyliłem nieco kołnierz zakrwawionej koszuli i zobaczyłem pozornie niewinny tatuaż przedstawiający prostego węża. Symbol nie był mi znajomy, a po sprawdzeniu pozostałych trupów okazało się, że może być to ich znak. W końcu nie ma w świecie takiego prawdopodobieństwa, że każdy z nich miałby taki sam tatuaż.
W pewnym momencie poczułem, że zaczynam tracić równowagę tak więc czym prędzej udałem się w stronę swojego samochodu i oparłem o niego. Po chwili jednak osunąłem się na podłoże, a przed moimi oczami zaczęły pojawiać się nieprzyjemne mroczki. Ból jaki odczuwałem był niezmienny, ale nie mogło to przecież oznaczać, że mój stan też taki był. Siedziałem więc na ziemi cierpliwie czekając aż usłyszę warkot silników i nie będą to nasi nowi wrogowie. Przetarłem twarz dłonią i westchnąłem ciężko licząc, że nie dopadnie mnie omdlenie w momencie kiedy powinienem być najbardziej czujny. Chyba nie mógłbym pomyśleć o bardziej żałosnej śmierci ; przez omdlenie spowodowane obrażeniami i zostać postrzelonym w czasie nieprzytomności. Na samą myśl o potencjalnym scenariuszu kąciki moich ust podniosły się do góry. Ze stanu otępienia wyrwały mnie dźwięki zbliżających się samochodów. Wcześniejsze względne rozluźnienie opuściło moje ciało, a ja poczułem, że w moim ciele i umyśle ponownie zaczyna gościć adrenalina. Podniosłem się do przykuca i upewniłem się, że mój pistolet jest ponownie odbezpieczony i że magazynek nie jest pusty. Słysząc, że potencjalni przeciwnicy są coraz bliżej czułem jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej. Nie jestem głupcem, oczywistym jest to, że się boję. Tylko idiota nie bałby się znajdować w mojej obecnej pozycji. Jedyne co mogłem teraz zrobić to ustabilizować opatrunek, przyjąć odpowiednią pozycję i wyczekiwać tego, co zmierza w moim kierunku.
- Max! MAX!?
Chyba nigdy nie czułem większej ulgi słysząc znajomy głos po tym, jak kilka samochodów zaparkowało niedaleko trzech, które wcześniej mi towarzyszyły.
- ŻYJĘ! - odkrzyknąłem niemal natychmiast, po czym powoli podniosłem się do pionu, wspierając się o samochód. Czułem się jakby moje nogi były z waty jednak nie mogłem dać temu stanowi za wygraną. Nie jeden raz znajdowałem się w cholernie trudnej sytuacji więc czemu akurat teraz wszystko musiało we mnie uderzyć z taką siłą? Może ktoś jeszcze mi powie, że mam lata świetności za sobą? - Jak wygląda to wszystko na miejscu? Gadałem niedawno z Zeno.
- Wysłaliśmy tam wszystkich którzy byli w stanie tam teraz dotrzeć, ale to co się dzieje obecnie w mieście to jest jakiś obłęd. - mężczyźni nie tracili czasu, od razu zajęli się sprzątaniem ciał z podłoża, podczas gdy ja zostałem w tym czasie należycie opatrzony.
- Co masz na myśli? - mruknąłem krzywiąc się kiedy nasz medyk rozciął zakrwawioną koszulę aby dostać się do mojej najpoważniejszej rany. Otarcia, drobne rozcięcia, czym to jest w porównaniu z raną postrzałową?
- Wzięli się kompletnie znikąd. Jacyś ludzie zaatakowali wszystkich w pobliżu, na dodatek utrudniają przejazd. Tutaj trafili na Ciebie i teraz będą przewracać się za to w grobie, ale inni nasi.. nie mieli tyle szczęścia, a raczej doświadczenia co Ty.
- Ale co z tym całym bankietem? Ktoś tam w ogóle pojechał? Ilu ich tam jest?
- Dwie ekipy dały radę się tam przedrzeć, ale mówię Ci ; prawie wszystko jest obstawione. Nie mamy tam za bardzo z nikim kontaktu, skoro gadałeś z szefem to znaczy, że nie jest tragiczne. Jednak z czasem.. nigdy bym tak nie pomyślał ale za cholerę nie wiem co będzie potem.
- Jak to kurwa 'co będzie potem'? Opatrzysz to i natychmiast tam jedziemy! Nie zamierzam tak stać i czekać na to co może się stać! Kim my kurwa jesteśmy, żeby tak stać na uboczu!?
- Po pierwsze to jesteś kurwa przebity na wylot! Po drugie masz zjebane żebra i spójrz prawdzie w oczy, nie możesz teraz kurwa zrobić nic, co by pomogło. Przynajmniej tym na bankiecie.. słuchaj Max.. ogarniemy Cię i całą sytuację tutaj i musimy jechać w teren. Ogarnąć wszystko inne co ma teraz miejsce. Bo jeśli powstrzymamy ich w mieście, to tam na bankiecie nie będą mieli pleców.
- .. racja. Okej Derek w tym przyznam Ci rację..
- Żeby medyk musiał prawej ręce szefa przemawiać do rozsądku.

2058 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz