Słowa Felixa sprawiły, że zacząłem się zastanawiać nad jego propozycją. To był najgorszy pomysł, na jaki mógł wpaść. Mafie działające na terenie Londynu nie były byle czym. Niemalże codziennie otrzymywaliśmy zgłoszenia o napadach, kolejnych porwaniach czy trupach. Światek przestępczy w ostatnich latach za bardzo się rozrósł. Wrogie grupy konkurowały o terytoria. Jako stróże prawa robiliśmy wszystko, stawaliśmy niemalże na głowie, aby pozbyć się tego problemu, aby mieszkańcy czuli się bezpiecznie. Niestety nasze wysiłki szły na marne. Do tej pory zgarnialiśmy jakieś płotki z pomniejszych grup. Nic tym nie osiągnęliśmy, a to zaczęło być frustrujące. Tak naprawdę mieliśmy znikome szanse na zdobycie informacji dopóki byliśmy w mundurach. Przeniknięcie w ich szeregi natomiast było jak pisanie się na własną śmierć. To nie zabawa, a prawdziwe życie. Nawet najmniejszy błąd sprowadziłby niechybną zgubę. Takie osoby są pozbawione sumienia, nie zawahałyby się przed posłaniem kulki w łeb. Felix miał rację.
- Musimy znaleźć sposób by jakkolwiek ruszyć to śledztwo bez niepotrzebnego ryzykowania życiem - odparłem, jednakże nie wyrzucałem jego pomysłu ze swojej głowy.
Wiedziałem, że innego sposobu nie znajdziemy w krótkim czasie. A czas się liczył. Znałem ryzyko i mogłem się go podjąć. Co innego Felix. Był moim podwładnym i nie mogłem poprosić go o to. A nawet powinienem zrobić wszystko, aby go od tego odwieść.
- Dzisiaj wieczorem? - zapytał mężczyzna, jakby doskonale wiedział, co chodzi mi po głowie. - Tylko pamiętaj, aby założyć coś, co nie zdemaskuje cię i nie będzie krzyczało ,,Jestem gliną" na odległość.
- Uwierz, potrafię się odpowiednio ubrać do klubu - odparłem na swoją obronę, wykrzywiając usta w lekkim uśmiechu. - Kiedy ja będę dobrze się bawił, ty możesz zająć się zaległą robotą papierkową. Zdaje mi się, że masz trochę raportów do wypełnienia. Czeka cię bardzo owocna i pracowita noc.
- Więc jednak pójdziesz z tą panienką? Nie jest przypadkiem na ciebie zła?
Popatrzył na mnie uważnie, szukając odpowiedzi. Na wspomnienie o dziewczynie nieznacznie poprawiłem się na kanapie. Chciałbym, aby nasza ostatnia rozmowa zakończyła się w inny sposób niż tak jak wyszło.
- Lukrecji, to znaczy panny Moretti-Harris w to nie mieszaj. Będzie bezpieczna z dala od takich miejsc, szczególnie po ostatnim wydarzeniu. Nie powinna pokazywać się wśród ludzi dopóki nie ustalimy kto stoi za porwaniem i tym napadem. Sam pójdę dziś do klubu. Postaram się nawiązać kontakt i doprowadzić sprawę do końca i...
- I oczywiście ja ci w tym pomogę - zapewnił mężczyzna, dokańczając za mnie. - Nie powinieneś sam szwendać się po podejrzanych knajpach, bo jeszcze ty zaginiesz i wtedy nie będzie nikogo, kto rozwiąże tę sprawę.
- Uparty jesteś, wiesz? Zdajesz sobie sprawę w co się pakujemy? Zawsze może wyjść coś nie tak jak zakładamy.
- Nie urodziłem się wczoraj, Harv. Wiedziałem doskonale na co się piszę, kiedy wstępowałem do policji. Naszym obowiązkiem jest ochrona ludzi. Musimy znaleźć tych chłopaków i złapać sprawców by postawić ich przed sądem. A może się mylę?
- Mam nadzieję, że nie będziemy później tego żałować - westchnąłem, podnosząc się z kanapy i podając mu wystawioną rękę. - Musimy opracować szczegóły, wchodzisz w to?
Felix?
490 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz