piątek, 3 czerwca 2022

Od Kasjana

 – Możesz wziąć ode mnie tego sierściucha? - Yara stanęła w moich drzwiach, jak zwykle ze skwaszoną miną. Nie podobało jej się, że musi ze mną mieszkać. Wiedziałem, że czeka na moment aż skończy pełnoletność i będzie mogła znaleźć własne lokum. I wcale nie miałem zamiaru jej w tym przeszkadzać. Miałem dość jej humorów, ciągłych uwag i focha. Od dziecka taka była i właśnie dlatego nie byliśmy zżytym ze sobą rodzeństwem. Wziąłem ją pod swoje skrzydła tylko dlatego by nie musiała jak ja żyć na ulicy ale po dwóch latach miałem dość. Dobrze, że za rok pozbędę się tego problemy. W końcu. W przeciwieństwie do mnie nienawidziła zwierząt. Nie ważne jak słodkie i puchate były, nie kruszyły jej serca i omijała je szerokim łukiem. Jeśli chodziło o Huntera udawała że nie istnieje. Nawet wtedy gdy przybiegał do niej i siedział pod jej drzwiami, wyczuwając jej zły humor. Była tak oschła, że czasem zastanawiałem się jakim cudem pochodzi z mojej rodziny. Mama zawsze mi mówiła, że powinienem się nią opiekować i być dla niej wzorem dorosłości jednak jeśli ona tego nie chciała, czemu miałbym ją zmuszać? Nie potrzebowałem w swoim życiu osób, które samym swoim głosem sprawiały, że moja głowa niemiłosiernie pulsowała i miałem ochotę uciekać ze swojego własnego mieszkania.

Spojrzałem na nią, odsuwając się od tableta, na którym widniał szkic projektu dla mojego klienta. Miałem dość dużo pracy, dlatego właśnie wstałem tak wcześnie, ale nawet o tej godzinie nie mogłem mieć świętego spokoju. Bo przecież dla niej musiałem być na zawołanie przez cały czas.

– Po pierwsze, ostatni raz ci mówię, że zanim wejdziesz do mojego pokoju masz pukać. Na następny raz źle się to dla ciebie skończy. - pióro w moich palcach płynnie przeskakiwało, sprawiając, że choć trochę się odstresowywałem. - Po drugie, ten "sierściuch" ma imię. A po trzecie, jeśli mu powiesz, sam wyjdzie z twojego pokoju. On cię nie ugryzie jeśli raz w swoim życiu cokolwiek do niego powiesz.

Wstałem z fotela kierując się na drugi koniec mieszkania. Jej drzwi różniły się od reszty, co psuło klimat, jaki próbowałem tu utrzymać. Całe moje mieszkanie składało się z ciemnego drewna i czerni, natomiast ona wymyśliła sobie fioletowe drzwi. Za każdym razem gdy na nie patrzyłem miałem ochotę wyważyć je z nawiasów. Ale nie mogłem tego zrobić. Jeszcze tylko rok. Dam radę. Hunt siedział na czarnym dywanie, w pokoju należącym do Yary i rozglądał się wokół siebie. Westchnąłem, pokazując mu ruchem ręki żeby wyszedł. Zrobił to chętnie, machając ogonem.

– Takie to trudne było? - nawet na nią nie spojrzałem, gdy trzasnęła drzwiami.

Po drodze włożyłem na siebie buty, zabrałem tablet z pokoju, dwa razy sprawdzając czy wszystko zabrałem i przypiąłem psa do swojego paska od spodni. Chciałem dzisiaj skończyć robotę, a wiedziałem że w mieszkaniu tego nie zrobię, więc stwierdziłem, że już szybciej skończę to w pracy. Miałem jeszcze cztery godziny do pierwszego klienta, więc postanowiłem jak najlepiej wykorzystać ten czas. Salon znajdował się dziesięć minut drogi piechotą od mojego mieszkania, więc po chwili byłem już w środku, siedząc na tyłach, by nikomu nie przeszkadzać. Ludzi było dużo, jak zawsze, dzięki czemu mogłem tutaj zarabiać niezłe pieniądze. 

Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, dlatego podniosłem wzrok znad ekranu, czekając aż jegomość wejdzie do środka. Ruda czupryna Lucasa pojawiła się w drzwiach.

- Ktoś do ciebie.


<?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz