środa, 29 czerwca 2022

Od Zeno - CD Rhysa

Rhys nie chciał iśc na ugody, a jego język najchętniej odciąłbym w najbardziej brutalny sposób i dał do zjedzenia swojemu psu. On naprawdę był szalony, albo po prostu niezrównoważony psychicznie skoro wolał iść do niewoli w zamian za jedną, jebana informację. Zadarłem nieco głowę do góry i spoglądając na niego z pomiędzy czarnych włosów wystawiłem rękę w bok. Dokładnie tak jak umawiałem się z chłopakami, którzy stali niedaleko okna i wypatrywali moich znaków. Ta sytuacja od początku była ustawiona tak, by Rhys nie miał się jak obronić, uciekać czy powiadomić sojuszników.
Gdy tylko machnąłem ręką rozległ się głośny trzask wywarzanych drzwi. Rzecz jasna nie tych frontowych od piekarni, ale tylnych, mieszczących się tuż za Rhysem w pomieszczeniu z piecami. Chłopak w oka mgnieniu odwrócił się do mnie tyłem chcąc jak najszybciej zorientować się w sytuacji i być może nawet jakoś zareagować, jedna teraz.... było za późno na cokolwiek. Trzech ogromnych chłopów w kominiarkach wparowało do środka posyłając czarnowłosemu solidny cios pałką w brzuch. Spowodowało to taki ból, że oprawca mojego brata zgiął się w pół jęcząc z bólu na podłodze.
Dostał tak jeszcze kilka razy, aż o momentu kiedy ponownie nie podniosłem dłoni na chwilę zatrzymując całą akcje. Patrzyłem na niego z góry, bez emocji, ale z wyraźnym triumfem i dumą w oczach. Coś ty sobie myślał, szczylu? Że wykiwasz mnie i doprowadzisz do uszczerbku na zdrowiu mojej rodziny bez żadnych konsekwencji? Czasami parząc na takie płotki naprawdę jest mi ich szkoda...
-Ty chyba naoglądałeś się za dużo filmów kryminalnych. - ukucnąłem tu przed nim i chwytając dłonią jego twarz uniosłem ją lekko do góry, by spojrzeć w jego pełne nienawiści oczy. Przyjrzałem się z lewej i z prawej po czym lekko się uśmiechnąłem. Nie miał nawet sił by odpowiadać, a co dopiero się bronić lub protestować. Dzięki temu akcja potoczyła się bardzo szybko, chłopaki wynieśli go do furgonetki za budynkiem i wywieźli do willi. Ja jak gdyby nigdy nic po prostu wyszedłem tymi samymi wejściowymi drzwiami, którymi wszedłem i powolnym krokiem pokierowałem się do auta. Nie udało mi się z niego wyciągnąć prawie nic, ale to w sumie dopiero początek tej farsy. Ani on, ani Serpents nie wie z kim zadarło...
---
Pojechałem od razu za nimi wiedząc, że w posiadłości czekają też na mnie inni. Właśnie w tym momencie dotarło też do mnie, że Rhys nie może poznać reszty ekipy, a mimo wszystko nawet przypadkiem mógłby kogoś zauważyć. Uświadamiając sobie to od razu zmieniłem kurs chłopaków z leśnej willi na dom rodzinny, w którym obecnie powinna być tylko Lukrecja i ewentualnie Melissa. To dużo lepszy plan przetrzymywać go tam....
Nie mogłem sobie pozwolić już na chwilę zawahania, albo żeby coś poszło nie tak. Nigdy nie wiadomo komu powiedział o willi i czy aby nie jest kimś znaczącym tam żeby zechcieli go szukać. O miejscu zamieszkania moich rodziców wiedzieli tylko nieliczni. Nawet w mafii mało kto wiedział, gdzie dokładnie się to znajduje i to głównie ze względów bezpieczeństwa.
----
Pod domem moich rodziców wszystko musieliśmy przeprowadzić w miarę sprawnie, żeby nikt się nie zorientował. Sąsiadów nie było tu za dużo, a posiadłość otaczał dosyć wysoki murek, ale ostrożności nigdy za wiele. Rhys mało co ogarniał. Nie krzyczał, bo został tak dotkliwie pobitym że kiedy jeszcze do tego wszystkiego doszedł worek na głowie - po prostu się poddał.
Odsyłając chłopaków, związanego koleżkę przywlokłem do salonu i rzuciłem gdzieś obok ogromnej sofy i stolika kawowego.
-Nawet nie wiesz jak żałośnie wyglądasz... - mruknąłem w odpowiedzi słysząc jedynie jakieś jęki. Ku mojemu zaskoczeniu Lukrecja zorientowała się szybciej niż przewidywałem i już po kilku minutach stała w drzwiach do salonu patrząc to na mnie to na naszego nowego pieska. - Fajny co nie? - rozsiadłem się na sofie podgryzając paluszki stojące na stoliku przede mną.
Na początku nic nie mówiła tylko szybkim krokiem podeszła do poszkodowanego i jednym, zgrabnym ruchem ściągnęła mu worek z twarzy.
-Rhys... - lekko zmartwiona wymruczała coś pod nosem. Martwiło mnie tylko to, że wcale nie wyglądała na złą i na tą, co patrzy na głównego winowajcę porwania jej brata. - Dlaczego go tak zmasakrowałeś!? - odwracając się w moją stronę rzuciła we mnie tym workiem.
-Gnój ma tupet i niewyparzoną gębę. Jakby współpracował to nie byłoby problemu. - wzruszyłem ramionami. - Co to ma być niby za postawa? Powinnaś się cieszyć, że tak sprawnie poszło, a zamiast tego przejmujesz się tym co powie lub zrobi Harvey jak się dowie - rozpracowałem młodszą siostrę niemal od razu, ale mówiąc to ani razu nie raczyłem spojrzeć w jej stronę. -Przypominam Ci, że jesteś członkiem mafii. -odrzekłem wstając z miejsca i posyłając jej bardzo wymowne, surowe spojrzenie. - Ogarnij go trochę i zrób tak, by się stąd nie wydostał. - rzuciłem obojętnie kierując się już do drzwi. Miałem jeszcze tysiąc innych spraw, a teraz czym prędzej chciałem spotkać się z Maxem i Katfrin, którzy czekali już na mnie w willi....

<Max i Katfrin wkręćcie mi tam Zeno>
794 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz