Kiedy usłyszałem, że Felix chce numer do Lukrecji, zgromiłem go spojrzeniem. Chyba śnił. Nie zamierzałem nikomu go dawać. A już w szczególności temu błaznowi. Nie wiadomo co by jej nagadał. Znając życie nie wynikłoby z tego nic dobrego. Jak już musiałem przesłuchać Lukrecję, wolałem zrobić to sam. Najlepiej byłoby spotkać się w jakimś spokojnym miejscu i porozmawiać. Nasza ostatnia ,,drobna sprzeczka'' stanowiła lekki problem. Bałem się, że dziewczyna przez jakiś czas nie będzie chciała mnie widzieć a co dopiero rozmawiać. Nie chciałem by tamta rozmowa tak się potoczyła, ale czasu już nie cofnę. Bardzo chciałem odnaleźć naszych braci i ukarać winnych. Nie puszczę im płazem takiego występku. Póki co musieliśmy działać, gdyż utknęliśmy w miejscu.
- Zapomnij. - powiedziałem, kiedy moje spojrzenie nie poskutkowało. - Wy dwaj możecie co najwyżej pokręcić się trochę po mieście, odwiedzić naszych informatorów. Na pewno coś wiedzą o ostatnich poczynaniach gangów. Przyciśnijcie kogo trzeba, aż zaczną śpiewać, a pannę Moretti-Harris zostawcie mi.
- Myślisz, że jest zazdrosny? - Felix zwrócił się do swojego kolegi, na twarzy w dalszym ciągu mając podstępny uśmieszek.
- Na pewno. Boi się, że gdy my się z nią spotkamy, to da mu kosza. - odparł, wzruszając przy tym ramionami. - I ma rację, potrafię onieśmielać kobiety.
- O, to się dobrze składa. - odparłem, klaszcząc w dłonie. Najbardziej zapamiętałem jego ostanie zdanie. Przyszedł mi do głowy pewien plan. Sam nie miałem ochoty w nim uczestniczyć, ale skoro miałem dwóch ,,ochotników" mogłem im powierzyć pewną misję.
Posłałem mu lekki uśmiech, który zwiastował nadchodzące dla nich kłopoty. Biedacy sami to na siebie ściągnęli. Rozmyślałem, czy na koniec dnia nie zawalić ich stertą zaległych papierzysk, aby spożytkować ich energię. Jednakże sprawa napadu i porwania była ważniejsza. Byli mi potrzebni wszyscy wolni ludzie.
- Jako, że zgłosiliście się dobrowolnie mam dla was ważną misję. Trzeba zebrać informacje o szalejących gangach. Póki co zaczniecie od naszych informatorów oraz pań, które zawsze wszystko widzą.
- Mówisz o staruszkach w moherowych berecikach robiących za monitoring miejski? - zapytał powątpiewająco Felix.
- Ależ nie - odparłem z zadowoleniem. - Nie jestem taki zły, żeby podsyłać wam staruszki, musicie wyciągnąć jakieś informacje od młodszych i bardzo rozchwytywanych pań. Nie tak trudno je znaleźć, często stoją pod klubami i czekają na klientów.
- I nie masz na myśli barmanek, co nie? - zapytał Anrai, a uśmiech tych dwóch powoli znikał.
- Mowa o paniach do towarzystwa. - postanowiłem jasno określić o jakie osoby mi chodziło. - Często mają ciekawe informacje, pozyskiwane od członków gangów korzystających z ich usług, a mających długie języki. A wy błazenki... wy dwaj to z nich wyciągniecie.
Nie czekając na protesty, podniosłem się z fotela. Ostatni raz obrzuciłem spojrzeniem ich twarze, chełpiąc się ze swojego małego zwycięstwa. I dobrze im tak.
- A teraz panowie wybaczcie, mam spotkanie z przepiękną panną Lukrecją. - powiedziałem na koniec. - Mam nadzieję, że będziecie się równie dobrze bawić. Do potem.
Przechodząc obok nich, poklepałem ich po ramieniu. Opuściłem biuro, kierując się do wyjścia. Teraz zostało najtrudniejsze. Musiałem zadzwonić do Luki i liczyć, że mnie nie spławi. Naprawdę potrzebowałem zdobyć bardziej szczegółowe informacje. Będąc już przed budynkiem, sięgnąłem po telefon. Chwilę się zawahałem, by po chwili wybrać jej numer. Zastanawiałem się, czy była w domu. Mógłbym od razu tam podjechać, lecz wolałem się upewnić, aby nie jechać na darmo. Czekałem, aż się odezwie.
< Lukrecja? Anrai? >
(wy błazenki macie wspólną misję do spełnienia w osobnym wątku)
602 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz