Wydarzenia związane z ostatnio poznaną Panią 'hiper profesjonalną agentką' skończył się na tym, że dziewczyna rzekomo zrezygnowała ze swojej pracy. Nie wiem po co, bo przecież wyraźnie powiedziałem jej, że to bez sensu i niczego nie ukrywam. Przecież nie przyznam się jej, że prowadzę nielegalne interesy, a już tym bardziej nie wpadnę z tym wszystkim tak jak np. w przypadku Blair. Bezpieczniej czułem się kiedy wiedziałem gdzie pracuje i czego mogę się po niej spodziewać, a teraz nie miałem na nią nawet haczyka w razie, gdyby coś poszło nie po mojej myśli.
Kilka dni po tym jak blondynka wtargnęła do mojego domu wszystko się uspokoiło, a ona sama przez jakiś czas dała mi spokój i nie starała się specjalnie nawiązać kontaktu. Jakie złudne okazały się moje nadzieje kiedy podczas jednej z rozmów biznesowych spojrzałem na telefon, gdzie ujrzałem wiadomość od samej...Faye. Czytając jej treść uśmiechnąłem się pod nosem postanawiając, że ostatecznie odpiszę na to wyłącznie jedną emotką ♥. Musiało ją to doprowadzić do szału i bardzo żałowałem, że nie byłem w stanie teraz zobaczyć jej miny. Nie miałem czasu się też ciągle nią przejmować, więc skoro jest taka lekkomyślna i zrezygnowała z posady musiała liczyć się z konsekwencjami.
---- [Godzina 10:00] ----
Wyszedłem ze spotkania poprawiając marynarkę i przypominając sobie o blondynce, która z jakiegoś powodu tkwiła mi w pamięci, a myśli o niej krążyły po mojej głowie z niewyjaśnionego powodu. Czy istniała szansa, ze naprawdę martwiłem się o egzystencję osoby, która najchętniej by mnie zabiła gdyby miała okazję? Już wcześniej zauważyłem, ze jej chęć przebywania ze mną spowodowana jest jakimiś niespełnionymi marzeniami o odkryciu nielegalnej spółki, ale nie sądziłem, ze będzie aż tak zmotywowana do działania.
Nim zdążyłem dojść do samochodu i otworzyć drzwi żeby ostatecznie udać się do domu, na moim telefonie wyświetlił się numer podpisany 'Nieudolna agentka'. Ten napis bawił mnie za każdym razem kiedy widziałem go na wyświetlaczu. Jak niewiele człowiekowi do szczęścia potrzeba? Kto by się spodziewał~
-Żartujesz sobie z tą emotką? - warknęła przez telefon totalnie zdegustowana faktem, że śmiałem odpisać jej tak zbytecznie i nie wysilić się nawet, by napisać jedno zdanie. Szkoda, że nie mogła zobaczyć mojego banana wymalowanego na twarzy spowodowanego jej chwilowym uniesieniem. - Ja mówiłam poważnie, a ty masz mnie w dupie!
-Jak ja śmiem.. - kpiłem sobie dalej próbując zbudować w niej jeszcze większą irytację. - Ja nie kazałem Ci rezygnować z branży policyjnej, to ty jesteś zbyt gwałtowna.
-Oh zamknij się! To była moja decyzja, a teraz nie pierdol i mi pomóż... - w jej tonie wyczułem lekko błagalny ton. Westchnąłem cicho rozglądając się dookoła, a nie dostrzegając nic co mógłbym potraktować za wymówkę po prostu powiedziałem jej, że jestem niedaleko i przyjadę po nią. Nie protestowała, ale ze szczęścia raczej też nie skakała. Po prostu się rozłączyła
Wyglądało to trochę tak jakby nie było jej w domu, a słysząc to, że po nią przyjadę rzuciła wszystko i jak najszybciej do niego wróciła. Szalona kobieta, której chyba nigdy nie zrozumiem....
---- [Godzina 11:00] ----
Na dworze byłą naprawdę piękna pogoda, ale to wcale nie oznaczało, ze powinienem stać pod samochodem jakieś 25 minut zanim dziewczyna w ogóle raczy do mnie wyjść. Widząc jej promienny i trochę zadziorny uśmiech spiorunowałem ją swoim spojrzeniem.
-Co ty taki naburmuszony, Panie Prawniku? - poklepała mnie po ramieniu po czym wsiadła do czarnego samochodu. Nawet już nic nie odpowiedziałem, bo szkoda na nią strzępić języka. Po prostu wsiadłem za kierownicę i czym prędzej odjechałem w stronę leśnej willi. Obecnie nie powinno tam nikogo być oprócz Lukrecji i Hiddena więc raczej nic nie powinno się wydarzyć. Tamto miejsce było zdecydowanie bezpieczniejsze jeśli chodzi o jakieś dogadywanie spraw biznesowych.
- Po co zrezygnowałaś z roboty jak teraz będziesz mi płakać w ramię? - skręcając w leśną drogę zwróciłem się do niej, jednak moje spojrzenie cały czas wbite było w drogę jakby to właśnie ona byłą najbardziej interesująca. Coś tam jęczała, że ona wcale nie płacze i że tłumaczyła mi to, że jestem dla niej interesującym człowiekiem i chce się do mnie trochę zbliżyć. Gadała tak aż do samych drzwi, które zaraz przed nią otworzyłem, a ta wchodząc do środka zaczęła wszystko skrupulatnie oglądać.
-Ej dobra, powiedz mi ile zarabiasz...
-Dużo, ale to akurat moich starych. - rzuciłem klucze od samochodu do specjalnie przeznaczonej na to miseczki na komodzie. Nim się spostrzegłem blondynka wyparowała. Dosłownie. Nawet nie wiedziałem gdzie poszła, ale sądząc po rozsuniętych drzwiach na taras to właśnie tam się udała. - Ogólnie miło by było, gdybyś...
-Ale zajebiste roślinki! To jakieś egzotyczne? - wskazała na jakieś śmiesznie przycięte drzewko, którego nazwy oczywiście nie znałem. Otworzyłem usta z zamiarem odezwania się, ale zanim to zrobiłem, poczułem jak czyjaś ręka dotyka mojego ramienia. Automatycznie odwróciłem się w tą stronę, a widząc Hiddena popijającego jakiś napój przez słomkę spojrzałem na niego z politowaniem. Był bez koszulki czego...mogłem się w sumie spodziewać sądząc po temperaturze jaka panowała na dworze. Jego poobijane ciało i zaklejone obszernymi plastrami plecy od razu zwrócił uwagę Faye, która właśnie zamiast zainteresować się moim młodszym klonem próbowała wzrokiem rozszyfrować co jest powodem jego stanu.
- Ty pewnie jesteś Hidden. Ten, którego odbili z rąk tutejszej mafii. Właśnie teraz doszło do mnie, że już gdzieś słyszałam nazwisko Zeno. W telewizji. - podeszłą do nas podając rękę mojemu młodszemu bratu, który uśmiechnął się nonszalancko - Jestem Faye. Jak ty w ogóle teraz funkcjonujesz z takimi obrażeniami?
- Widzę, że moje imię obiegło już cały Londyn. - zaśmiał się przeczesując czarne włosy dłonią żeby nieco odsłonić swoje oczy. - Nie wychodzę do ludzi, bo boję się ich reakcji. I ogólnie... fajnie by było jakby ktoś uprzedzał, że ma zamiar wpaść z gośćmi, bo co by było jakbym biegał z fiutem na wierzchu? - spojrzał na mnie bardzo wymownie. Nie był zły, bo to w końcu Hidden, ale fakt faktem.... nie spodziewałem się, że będzie paradował z tymi ranami na wierzchu. - A ty kim jesteś dla mojego brata, blondyneczko?
<Faye?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz