Dziś to nie jest mój dzień. Wymiana zdań z owym chłopakiem była jakbym, rozmawiała z bratem, który chce się mnie pozbyć.
- To już cię nie zatrzymuje. Dziękuje za pomoc. - rzekłam. Osobnik poszedł w swoją stronę. Coś jeszcze burknął, ale najwyraźniej nie słyszałam co, to takiego było. Westchnęłam jedynie i ruszyłam do lobby, by tam wręczyć owe dokumenty. Oby dostał je na czas, bym mogła zacząć pracować. Nie widzi mi się jakoś spacerowanie i nic nierobienie. O dziwo nie zbyli mnie. Podali mi za to jakiejś papiery do podpisania. Gdy je wypełniłam i oddałam, miałam stawić się następnego dnia. Gdy się pojawię, zostanę oprowadzona i powiedzą co i jak. Obym mogła szybko zacząć pracować. Początki zawsze takie są. Najwyraźniej góra już wszystko załatwiła, a ja miałam się zgłosić, by dostarczyć odpowiednie papiery i móc się oficjalnie przedstawić. To jednak zostanie odłożone w czasie. Gdy załatwione zostały formalności, o ile można je tak nazwać, mogłam wrócić do mojego zniecierpliwionego brata, który czekał na mnie w aucie. Wsiadłam do zaparkowanego pojazdu, by wraz z nim wrócić do domu, gdyż najwyraźniej do niczego już dzisiaj nie dojdziemy.
- Zatrzymaj się teraz! - krzyknął Juni. Zjechałam na pobocze i się zatrzymałam, nie wiedząc czemu, tak panikuje. Wysiadł i gdzieś pognał. Musiałam poczekać na niego. O dziwo nieopodal, było sporo policji, najwyraźniej się coś działo. Najpewniej dowiem się o wszystkim dopiero z telewizji albo jutro w pracy. Westchnęłam, gdy brat, wciąż nie wracał. Wysiadłam, by zobaczyć, gdzie się podział. Zobaczyłam go, gdy z kimś rozmawiał. Była to młoda dziewczyna, pognał do niej jak proca, a wrócił niemalże w podskokach. Nie mówił już nic, więc wsiadłam i wjechałam na drogę, by móc wrócić do domu i zaszyć się w pokoju. Może nawet uda mi się pogadać z siostrą, jej przyjazd zbliża się wielkimi krokami i mam nadzieję, że tym razem znowu coś jej nie wypadnie. Jeśli wypadnie, polecę po nią i przywlecze za ucho. Jak małe dziecko.
Zaparkowałam na podjeździe, brat wszedł do domu, ja skierowałam swe kroki w stronę szklarni, w której przetrzymuje kwiaty. Moim zadaniem było je podlać. W połowie drogi zatrzymałam się, by sprawdzić, czy zamknęłam pojazd. Musiałam automatycznie go zamknąć, więc dalej mogłam ruszać i zrobić to, co chciałam. Mój podminowany nastrój powodował, opadnięcie z sił. Jako, iż jestem tutaj, to może uda mi się wrócić do żywych.
Gdy akurat zmieniałam buty i miałam wziąć się za swoje cudowne kwiaty, którym chciało się pić, usłyszałam dzwonek telefonu. Sięgnęłam wolną ręką po telefon, by odebrać.
Po drugiej stronie usłyszałam siostrę oraz drugi kobiecy głos najpewniej należał on do Elodie.
- Teraz już jest pewne za kilka dni, przylecę, chyba że będę musiała do Włoch polecieć, a zobaczymy się dopiero niebawem. - rzekła dziewczyna.
- Kiki wiesz, że z kulturą powinnaś najpierw się ze mną przywitać, zamiast od razu przechodzić do rzeczy. - rzekłam do słuchawki, podlewając konewką kwiaty. Mogłam też spryskiwaczami, ale nie chciałam jeszcze wychodzić, jak dopiero tu weszłam.
- Cześć siostra. Pasuje? - fuknęła w odpowiedzi. Usłyszałam chichot, po czym odezwała się druga dziewczyna.
- Cześć Sumiere. - ten głos pasował do przyjaciółki mojej siostry.
- Cześć Elodie. Jesteś sama z moją siostrą? - spytałam, ignorując nieco swoją siostrę.
- Tak, siedzimy nad basenem i się opalamy. Kikka właśnie się naburmusza, że zignorowałaś, jej przywitanie. - odezwała się dziewczyna, słodkim głosem.
- Cześć Kikka. - odezwałam się i cicho zaśmiałam, na słowa Elo, ale też na to, jak reaguje moje młodsze rodzeństwo.
- Jeśli pytasz o Dubaj, bo poleciałam tam z Elodie i jej bratem, po czym ich podrzuciłam i się u nich na chwilę zatrzymałam. Słyszałam od brata, że najwyraźniej pojawi się na wakacjach we Włoszech. Skoro tak, to zabieram się z nim. Ty pracusiu pracuj dalej. - odezwała się najmłodszy pomiot diabła.
- Lubię pracować, poza tym wakacje były już i tak długie. Wzięłabyś się w końcu do pracy, zamiast tylko latać. - rzekłam, nie miało brzmieć to, jak wyrzut, ale najwyraźniej wyszło inaczej.
Słyszałam głos żegnającej się Elodie, potem jakiś hałas. Pewnie ktoś ją wołał, skoro tak, to pogadanka z siostrą pewnie też się zaraz skończy.
- Pracowałaś nawet na wyjeździe. Rozumiesz, że to twoja pasja, ale odpoczynek też jest ważny. - rzekła Kikka.
- Na wyjeździe też pracuje. Myślisz, że latam do różnych krajów, jedynie na odpoczynek? Mylisz się, ja także pracuje. To Juni się obija i strzela sobie selfi. - dodała oburzona, moimi oskarżeniami.
- No już dobra. Wybacz, to nie tak miało zabrzmieć. Ufam ci i wiem, że pracujesz. - westchnęłam ciężko. Chciałam wspomnieć jej o dziwnym zachowaniu brata, ale zrezygnowałam z tego.
- Chyba jednak jeszcze nie uda mi się wrócić. Chciałam zobaczyć się z bratem we Włoszech, ale najwyraźniej będę musiała zahaczyć o jeszcze jeden przystanek. Zadzwonię do ciebie w wolnej chwili. Pa. - rozłączyła się i nawet nie dała mi odpowiedzieć. Westchnęłam. Zmieniłam buty, wyszłam ze szklarni, po czym włączyłam spryskiwacze, by te mogły nawilżyć moje cudowne kwity. Gdy tak szłam do domu i wzdychałam, nawet nie zwróciłam uwagi na brata, który najwyraźniej chciał mnie zapytać, o co chodzi. Moim przystankiem miała być łazienka. Prysznic i ogarnięcie się było teraz ważnym elementem, a potem gdy to spełnię, wrócę do papierów, które zostały mi dostarczone o moich nowych współpracownikach. Wolałam się zapoznać, zanim się oficjalnie poznamy.
***
Powiedźmy sobie szczerze, biorąc kąpiel, nie spodziewałam się, że gdzieś w połowie usnę. Dopiero dobijanie do drzwi mnie obudziło, było już późno. No i proszę, ciepło wody i mój popsuty humor, który teraz przybrał obrót obojętności i to takiego poziomu, że nawet ktoś, by rozczłonkował jakiegoś człowieka przede mną, nawet by mnie to nie obeszło. Pewnie to przerażające, ale takie skrajności są czymś normalnym w moim odczuciu. Westchnęłam i opłukałam się, by następnie wytrzeć ręcznikiem i ubrać w piżamkę. Włosy umyłam nieco wcześniej, dlatego też nawet teraz, mogłam je pozostawić sobie. Prawie suche włosy, wytarłam jedynie ręcznikiem i rozczesałam, by się nie zrobiły kołtuny, z którymi potem będzie problem.
Pośpiesznie opuściłam łazienkę, choć wcale takie to nie było. Gdy tylko opuściłam łazienkę, tuż obok przy ścianie, jakby wcześniej się po niej osunął na ziemię. Skulony siedział mój młodszy brat. Dopiero teraz usłyszałam grzmoty, których tak się panicznie boi. Nie pomyślałam, że w takim stanie go zobaczę. (choć bywały poważniejsze). Przykucnęłam przy nim i powoli pomogłam mu wstać. Ponowny grzmot, Juni przyległ do mnie jak mała koala. Pogłaskałam go po głowie i gdy udało mi się zgasić w łazience światło. Ruszyliśmy do mojego pokoju. W domu panowała ciemność, jedynie błyskawice oświetlały drogę. Naprawdę, aż tak długo spałam w wannie, że zrobiła się noc i zaczęła burza. Westchnęłam.
Najpierw mój brat się wdrapał na łóżko, ustawiłam małą lampkę, by się świeciła. Po czym sama także niemalże z przyśpieszeniem siedziałam aktualnie na miękkiej pościeli, sprawdzałam, czy kołdra wystarczy, czy nie trzeba dodać koca. Przykryłam szczelnie brata, gdy tylko się położyłam głowę na miękkiej poduszce, mój mały braciszek przytulił się, jak kilkakrotnie razy wcześniej.
- Najlepiej jest, gdy śpimy we troje. - rzekłam. Brat mi nie odpowiedział, gdyż najwyraźniej już zasnął. Możliwe, że był śpiący, a może zwyczajnie bał się być sam. - Dobranoc Juni. - dodałam i pogłaskałam go po głowie, po czym przytuliłam do siebie, by już się nie trząsł, ani nie bał. Po kolejnym grzmocie i ja mogłam w końcu usnąć.
***
Obudziłam się gdzieś przed szóstą, mój brat smacznie spał. Dlatego udało mi się cicho wyjść z łóżka, ogarnąć się w miarę szybko i wybrać odpowiednie ubrania. Coś eleganckiego, ale zarazem wygodnego i takiego, co można użyć w terenie. Miałam materiał, który był wodoodporny, ale noszenie było trochę ciężkie. Z dwa może trzy razy zmieniłam i musiałam się zdecydować, co założyć na siebie. Gdy dostanę swoją szafkę, może wtedy będzie mi łatwiej wymieniać ciuchy. Musiałam wrócić do szafki nocnej po telefon i zostawić notatkę dla brata, "wyszłam do pracy" ~ jak zresztą miałam to w zwyczaju. Nalałam sobie kawy do termosu, która najwyraźniej już czekała, na mnie. Skoro tylko ja ją pije, to na szczęście mi jej nie ubędzie. Wzięłam też pożywne śniadanko. Miałam bento oraz świeży rogalik, jakby dopiero został wyjęty z piekarnika. Włożyłam buty, były to szpilki, oraz miałam także na płaskim obcasie. Gdyby były potrzebne, zostawię je w aucie. Sięgnęłam po kluczyki do mojego niebieskiego Bentleya. Oczywiście na w czasie pościgów lepiej nadaje się Porsche albo Lambo, ale akurat naszła mnie chęć na mojego niebieskiego nowego cacka. Czemu nie, skoro mam to skorzystam z okazji.
Napiłam się przed jazdą świeżo parzonej gorącej kawy, która rozgrzała mnie i obudziła, nawet jeśli automatycznie wstaje, to kawa i tak się przydaje. Włożyłam kluczyki do stacyjki, po czym odłożyłam swoje rzeczy. Telefon schowałam do małej przenośnej torby. Mogłam zmieścić tam dodatkową broń, pozwolenie na nią, telefon, portfel i nawet kluczyki. Jakieś chusteczki i pendrive, na wszelki wypadek.
Po niecałych piętnastu minutach udało mi się wyjechać na drogę do miasta, gdyż miejsce, w którym znajdował się dom, a bardziej luksusowa willa i jej wielkość otoczona ogrodzeniem była duża, więc trochę drogi za miastem było do pokonania. Ukryta w lesie, ale na tyle wysoka, żeby można ją nieco dojrzeć z daleka. Pamiętam nawet, jak rodzice mi pokazali miejsce, które zakupili, by postawić tu dom, bym z rodzeństwem miała dom, do którego moglibyśmy wracać. Byłam wtedy jeszcze dzieckiem, pamiętam, nawet niektóre sytuacje i problemy jakby to było wczoraj. Przez parę lat dom był nieużywany. Wiele poprawek, a kręcące się dzieciaki, mogły opóźnić pracę. Naprawdę to chyba jak dotąd najwspanialsze dzieło, jakie zostało utworzone. Przynajmniej mamy dom, do którego można wracać.
Nim się obejrzałam, parkowałam na parkingu, tuż obok budynku policji. Wysiadłam, zabierając swoje rzeczy w tym kawę, inaczej nie ma jak ruszyć. Zamknęłam auto, po czym ruszyłam, do wejścia. Niemalże na wejściu, zostałam przeszukana. Przetrzepali mi torebkę. Coś mówili o broni, ale znaleźli powołanie. Ja jednak spokojnie piłam swoją kawę, gdyż już wielokrotnie były takie przeszukania. Nie tylko mnie się to tyczyło. Mojego brata i siostry także. Gdy moje rzeczy zostaną oddane, miałam zgłosić się do Anrai De Veen, oprowadzi mnie, powie co i jak i w razie czego da mi coś do roboty.
Nie trudno było mi znaleźć owego chłopaka, był to ten sam na, którego wpadłam wczoraj.
- Witam. Sumiere La Della, miło mi. Przydzielono mnie do ciebie, byś mnie oprowadził i powiedział co i jak. - rzekłam, kulturalnie i uprzejmie. Nawet się przedstawiłam, tak jak zostałam nauczona. Chłopak wyglądał na niezbyt zadowolonego tym faktem, że ktoś mu przerywa.
- O tak, bo od tego tu jestem, żeby robić za przewodnika, i to jeszcze za darmo. Witamy w Biurze Podróży Devil. - jego słowa, były wypełnione niezadowoleniem i sarkazmem.
- Im szybciej zaczniemy, tym szybciej będziesz mógł się uwolnić i dalej robić to, co zostało ci przerwane. - rzekłam ze spokojem. Chyba zignorowałam jego sarkazm, gdyż nawet jeśli tak mówią, to i tak wypełniają swoje zadanie.
<Anrai?>
1746 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz