piątek, 30 lipca 2021

Od Maxwella CD Hiddena

 - Tyle pieniędzy i jeszcze ma czelność mnie okradać. - mruknął białowłosy wyciągając kolejnego papierosa, jakby to co powiedział Hide przeleciało mu nad głową.
- Prawie Ci zabili najlepszego przyjaciela, a ty się fajkami martwisz? - odwrócił się w jego stronę udając bardzo poruszonego. - Jestem zakałą i tego nie ukrywam, ale Ciebie miałem za lepszego.
- A ja myślałem, że może na chwilę się kurwa zamkniecie. - westchnąłem przecierając twarz dłonią.
Nadal czułem jak bardzo spięte są moje mięśnie po tym co miało miejsce kilkanaście minut temu. Potrzebowałem chociażby chwili ciszy żeby się po tym pozbierać. Żeby jakkolwiek pozbierać myśli i pomyśleć o tym, co powinniśmy teraz zrobić. Wyrwanie komuś naładowanej broni to nic czego już nie robiłem, ale fakt, że to był Zeno wytrącił mnie ze spokojnej postawy. Chyba nigdy nie widziałem go w stanie takim jak dzisiaj, to on zawsze był tym który nie tracił głowy, nie ważne jak poważna była sytuacja. A gdzieś chciał odebrać sobie życie. Cieszyłem się z tego, że nikt z towarzystwa nie było ekspertem w odczytywaniu moich emocji, bo zdecydowanie nie chciałem dać po sobie poznać, że i mnie to wszystko tak ruszyło. W końcu na chwilę obecną to ja miałem tu sprawować porządek, przynajmniej między nami.


- I co teraz? - z przemyśleń wyrwał mnie głos Elodie. Poczułem się jakbym wrócił z powrotem na Ziemię, bo zdałem sobie też sprawę, że Ci dwaj na dobrą sprawę za cholerę mnie nie posłuchali i nadal kłapali dziobami. - Po prostu nas teraz odwieziesz?
- Gdyby to było takie proste. Mamy pewien kurwa problem. - powiedziałem, na co chłopacy zwrócili na mnie swoją uwagę.
- Jaki mamusiu?
- Kurwa Hide, spoważniej bo mi nie jest do śmiechu. - rzuciłem mu zdenerwowane spojrzenie, na co ten uniósł ręce w geście obronnym. - Miałem dzisiaj załatwić sprawę z dostawcami. Zeno też miał tam być, ale w takim stanie nie ma opcji żeby się tam pokazał.
- To nie jest śmieszne. - wysyczała przez zaciśnięte zęby, obdarowała go karcącym spojrzeniem, porównywalnym do takiego jakie matka posyła niegrzecznemu dziecku. - Skoro nie miał być tam sam, to nie może pojechać sam! To chyba oczywiste!
- Chociaż ty masz jakieś działające szare komórki. - westchnąłem cicho, naprawdę cieszyłem się, że w tym departamencie nie była podobna do brata. Przy ich zachowaniu jej trzeźwość umysłu jest zbawieniem. - Wy dwaj musicie ze mną pojechać, Hidden na litość Boską jesteś jego bratem musisz tam być w zastępstwie. A ty.. - skierowałem palec w stronę Justina. - .. czas najwyższy żebyś się do czegoś przydał.
- Zarzucasz mi bezużyteczność krasnalu? - dobrze znałem TO spojrzenie białowłosego, ewidentnie rzucał mi wyzwanie, chciał zobaczyć jak długo mogę być spokojny. Na jego nieszczęście zdecydowanie zbyt dużo się stało w tak krótkim czasie i nie miałem tak anielskiej cierpliwości jak zazwyczaj. Zwłaszcza, że w grę wchodziła tak poważna sprawa, jaką jest rozmówienie się z naszymi dostawcami narkotykowymi.
- Ja Ci kurwa dam krasnala. - zrobiłem dwa duże kroki w jego stronę. - To, że jesteś spokrewniony z żyrafami nie znaczy, że masz nade mną jakąkolwiek przewagę. A teraz niech ta wesoła wycieczka słucha uważnie ; kończycie palić, a ja idę po samochód bo nie ma opcji, że zajebiecie mi popiołem nowe auto.
- Rany tatusiu to przecież było tylko raz.. nie ma się o co denerwować! - przeniosłem wzrok na Hide, który miał swój wręcz sygnaturowy uśmieszek na twarzy.
- Prawie mi spaliliście tylne siedzenia. - warknąłem. - Elodie proszę pilnuj ich kiedy mnie nie będzie. Wiesz, że w ich dłoniach pięć minut to zdecydowanie za dużo.
- Jasne, nie martw się. - dziewczyna posłała mi nieśmiały uśmiech. Doskonale wiedziałem, że jeśli by coś zaczęli na nic byłyby jej starania jednak pozwoliłem sobie na tę garstkę nadziei. Rzuciłem im obojgu ostatnie ostrzegawcze spojrzenie po czym skierowałem się w stronę zaparkowanego za rogiem samochodu. Komedią było to, że nie było nawet miejsca by zaparkować zaraz przy budynku, teraz musiałem sobie wesoło truchtać by nie dać tym dwóm zbyt wiele czasu na myślenie.
Będąc już obok auta szybko otworzyłem drzwi i niemalże wskoczyłem za kierownicę, odpaliłem go i ruszyłem. Mogłem dziękować jakiemukolwiek Bogu tam na górze, bo kiedy podjechałem pod budynek chłopacy grzecznie sobie stali i rozmawiali o czymś z Elodie. Zatrąbiłem na co tylko ona podskoczyła nieco wystraszona. Gdybym miał ją porównać do jakiegokolwiek zwierzęcia zdecydowanie byłby to kot. Bardzo płochliwy kot. Nie musiałem długo czekać by wsiedli do samochodu i na moje nieszczęście czarnowłosy znalazł się na miejscu pasażera obok mnie, podczas gdy rodzeństwo znalazło się z tyłu.
- Justin nie rozpychaj się. - usłyszałem narzekanie dziewczyny dosłownie po tym jak ruszyłem.
- Nie moja wina, że tu tak ciasno!
- Ah, ja dobrze siedzieć z przodu i mieć tyle miejsca. - Hide przeciągnął się na swoim miejscu z uśmiechem na twarzy. - Zawsze wiedziałem, że jestem twoim ulubieńcem Max.
- Nie jesteś, sam się tu wepchnąłeś. - pokręciłem jedynie głową. Myślami byłem zupełnie w innym miejscu.
Jestem pewien, że spotkanie nie pójdzie tak gładko jak miało pójść. Artem, główny dostawca o którego się rozchodzi, nie jest typem który lubi zmiany na ostatnią chwilę. Może i miał w tym zestawieniu najmniej autorytetu ale był strasznie wybuchowy. Zarówno ja, jak i Zen nienawidziliśmy przymusowych spotkań z nim. Był po prostu wkurwiającym, czterdziestoletnim facetem, który myślał, że skoro jest starszy należał mu się jakiś szacunek. Wiele razy oberwał za głupie słowa, dzisiaj pewnie też do tego dojdzie, ale starałem się być dobrej myśli. Tak mimo wszystko. Nie chciałem później słuchać niekończących się narzekań ze strony Hiddena i Justina, bo niestety było to nieuniknione po jakichkolwiek walkach. Zazwyczaj wszyscy kończyliśmy po takich akcjach w moim mieszkaniu opijając to co się stało, nie ważne czy był do tego powód. Coś poszło źle? Można się napić. Coś poszło dobrze? Zdecydowanie można było się napić, a nawet trzeba było. W tych sytuacjach to zazwyczaj Elodie próbowała nad wszystkim zapanować, najlepiej jak umiała. Swego czasu nie dawałem się wciągnąć w te popijawy z małolatami, ale byli tak upierdliwi, że jedyne co mogłem zrobić to się do nich przyłączyć. W ten oto sposób skończyłem tu gdzie jestem ; praktycznie wychowując tę dwójkę narwańców.
- Kto w ogóle tam będzie? - usłyszałem głos dziewczyny.
- Obudź się staruszku, co już na słuch Ci się rzuciło? - Justin wychylił się zza mojego siedzenia i pstryknął mi palcami przed twarzą. Odgoniłem jego dłoń z kwaśną miną.
- Chcesz żebym spowodował wypadek? Czeka nas rozmówienie ze starym Artemem. - na moje słowa czarnowłosy wydał z siebie jęk tak głośny, że gdyby nie siedział obok mnie to pomyślałbym, że potrąciłem jakieś przypadkowe zwierzę. - Sam nie jestem zadowolony, ale trzeba to załatwić. I najlepiej by było gdyby obeszło się bez niepotrzebnego rozlewu krwi. Chociaż kogo ja będę oszukiwał skoro jadę z wami.

< Elodie? >

1069 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz