Pragnęła tylko jednego- zasnąć, spać głęboko i bez snów, wyzwolić od wszystkich smutków, trosk i zmartwień, aż obudzi się rano, wypoczęta i uzdrowiona. W dawnej rzeczywistości, zanim to wszystko się stało.
- Eva Johanne Stensrud, Dziedzictwo
Obudziła się, ale, wiedziona instynktem, nie otworzyła od razu oczu. Ktoś z największą delikatnością odgarnął z jej twarzy łaskoczący kosmyk, mimo to spięła w sobie wszystkie mięśnie. Ostatnie, co pamięta, to bójka - nie pamiętała, kto ją wygrał. Bolały ją tył głowy, plecy i kość ogonowa - co nie było dobrym znakiem.
- Nie dotykaj mnie. – spojrzała na niego, nagle otwierając oczy.
Chłopak miał ciemną skórę oraz afro na głowie, a twarz tak sympatyczną i pełną troski, iż niemal zrobiło jej się przykro, że tak na niego naskoczyła. Zdecydowanie nie był jednym z ludzi, którzy chcieli ją skrzywdzić, a jego twarz była istnym pobojowiskiem przez nią. Błyskawicznie zrobił dwa kroki w tył, widząc jej wrogi wyraz twarzy.
- Gdzie ja jestem? - mruknęła, masując sobie opuszkami palców skalp
- Zabrałem cię do siebie. Oberwałaś, za chwilę będzie lekarz i sprawdzi, czy nic ci nie jest. – Kucnął koło niej ponownie, zachowując tym razem jednak dystans – Jestem Noah, miło mi cię poznać.
- Żadnych lekarzy - zamruczała ponownie, próbując wstać z kanapy.
Pokój zawirował jej przed oczami, jedynie obecność chłopaka uchroniła ją przed upadkiem na podłogę. Silnym ruchem posadził ją spowrotem.
- Chyba uderzyła się poważnie w głowę - rzucił w stronę kobiety stojącej w przejściu do kuchni, którą Lan dopiero spostrzegła.
Wyglądała dość młodo, jej ciemne włosy dopiero zaczynały siwieć, a zmarszczek nie było prawie wcale widać. Ona także patrzyła na nią zmartwiona, a Koreance przeszła przez głowę myśl, że muszą być to naprawdę mili ludzie. Rzadko na takich trafiała. Tłumaczenia dziewczyny zapewniające, że nic jej nie jest, zostały zignorowane - podana za to została jej ciepła herbata, którą mógła zagryźć świeżą jajecznicą. Po piętnastu minutach w drzwiach wejściowych rozgrzmiał dzwonek, zwiastujący nadejście doktora. Mężczyzna, jak można było się spodziewać, był czarnoskóry... społeczność, jaką tworzyli ci najbardziej dyskryminowani w Wielkiej Brytanii ludzie, była zamkniętym kołem, w którym wszyscy ufali sobie wzajemnie i żyli w obrębie sprawdzonych ścieżek : chodzili do swoich fryzjerów, lekarzy, nauczycieli i sprzedawców.
- Jak się czujemy? Wiesz, jak masz na imię?
- Ja... - zacięła się na chwilę - Ariella Smith
- Ciekawe nazwisko, jak na kogoś o twoich korzeniach, chociaż masz brytyjski akce...
- Ojciec był Anglikiem - rzuciła szybko, by ukrócić wszelką dyskusję
Doktor zmierzył jej temperaturę, wsadził patyk do gardła i poświecił latarką do oczu. Zapewnił, że nie doszło do wstrząśnienia mózgu ani innych poważnych obrażeń, czego nie można było powiedzieć o Noah, który miał poważnie obite żebro i nieustający krwotok z nosa. Doktor zrobił, co mógł i wyszedł przed świtem.
- Powinnam się zbierać, mój... współlokator będzie się martwił - zaczęła, mając na myśli szefa mafii, który na pewno już szykował reprymendę i szukał jej po całym Londynie.
- Nonsens, powinnaś zostać do obiadu - zaprotestowała matka chłopaka, wymownie zamykając na klucz frontowe drzwi.
- Nie chciałabym nadużywać państwa gościnności - złożyła ręce na wysokości łona, kłaniając się nisko.
- Zawsze chciałam zobaczyć ten wasz koreański ukłon na żywo! - zapiszczała entuzjastycznie, a Lan zrozumiała, że nie ma szans się stąd wydostać przynajmniej do południa.
Przyglądała się Noah i jego matce, jak żartowali i mówili sobie tylko znanym kodem. Zazdrościła im relacji i samego tego, że mają siebie nawzajem. Chłopak przyniósł jej poduszkę i kocyk, stanął w bezpiecznej odległości i rzucił jej je.
- Nie gryzę - zaśmiała się gorzko
- Taaa, tylko rozbijasz głowy deskami, widziałem - parsknął - Wolę się trzymać z daleka.
W rzeczywistości chłopak zachowywał dystans, by dziewczyna mogła czuć się bezpiecznie, o czym oczywiście nie mogła wiedzieć.
- Ty też dajesz radę. Niezłe wywijałeś tam tymi pięściami, myślałeś może o boksingu?
Okazało się, że chłopak gra hobbistycznie w koszykówkę i biega, dzięki czemu zachowuje doskonałą kondycję i sprawność fizyczną, która uratowała mu dziś życie. Słuchając, jak opowiada o jednym ze swoich biegów, oczy mimowolnie jej się zamknęły i już po chwili spała. Obudzili ją dopiero pod wieczór, ponieważ spała niemal cały dzień jak zabita - sprawdzali co parę godzin, czy dziewczyna faktycznie oddycha. W pośpiechu wyszła z ich domu, raz jeszcze dziękując za wszystko i obiecując, że nie zapomni o tym, co dla niej zrobili i odwdzięczy im się, jak tylko będzie mogła. Przeszło jej przez myśl, że powinna zgłosić się na policję...ale zaraz przypomniała sobie, że jej nowi znajomi wykazują się lepszą skutecznością.
- Może cię podwieźć? - niemal podskoczyła na dźwięk głosu za plecami.
Kręconowłosy chłopak musiał wyjść tuż za nią, czego w roztargnieniu nie zauważyła. Może faktycznie mocno uderzyła się w głowę, skoro straciła tak czujność...
- Czemu nie - uznała, że będzie to mniej podejrzane, jeśli się po prostu zgodzi.
Wsiadła do czarnego mercedesa - nie spodziewała się po chłopaku, że jest tak zamożny. Pomysł odwdzięczenia się rodzinie White'ów stał się w tym momencie trochę bardziej skomplikowany.
Odwiózł ją do apartamentu Zeno, nalegając, by pozwoliła mu odprowadzić się aż do samych drzwi wejściowych do mieszkania. Dziewczyna nie chciała, by chłopak był świadkiem wybuchu mafiosa, ale na ich szczęście nie było go w środku. Wszystko wskazywało na to, że nie było go tu cały dzień.
- Mieszkasz tu sama? - zagwizdał z podziwem Noah
- Właściwie, to nie. Mój współlokator, właściciel tego mieszkania, po prostu rzadko tu bywa. Sam widzisz, nawet nie zauważył mojego zniknięcia - zaśmiała się ponuro, dobrze wiedząc, że ma przesrane.
[Zeno? XD]
862 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz