czwartek, 19 sierpnia 2021

Od Lydii CD Lan

 Błądziłam między wieszakami u boku Lukrecji, która była zdecydowanie bardziej zadowolona z całego tego przedsięwzięcia. 

- Może ta? - sięgnęła po jeden z wieszaków, na którym wisiała czarna, obcisła i zdecydowanie za krótka sukienka. W odpowiedzi pokręciłam tylko głową, a zmarnowana półwłoszka ruszyła dalej. - Jak to się stało, że poznałaś mojego brata?

- Zbieg okoliczności - schowałam ręce do kieszeni bluzy i dalej podążałam za dziewczyną. 

- Zbiegiem okoliczności było też to, że ktoś cię pobił? - odwróciła głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Nie wiedząc co odpowiedzieć wzrok skierowałam na jeden z manekinów. Swoją drogą sukienka, którą miał na sobie była… idealna? Lukrecja widząc jak na nią patrzę również skierowała wzrok w jej stronę. Uśmiechnęła się nieznacznie widząc, że w końcu coś wpadło mi w oko. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony wsunęła dłoń pod moje ramię i pociągnęła za sobą w stronę ekspedientki. - Prosimy przynieść sukienkę z wystawy w rozmiarze… - i tutaj przyjrzała się dokładniej mojej posturze. - S. Do tego weźmiemy jeszcze - rozejrzała się po półce z butami, dokładnie badając każdą parę. - Jaki rozmiar nosisz? - rzuciła nawet nie patrząc w moją stronę.

- Trzydzieści osiem - mruknęłam. Znalazła odpowiedni rozmiar i podała mi białe, dość wysokie, wiązane sandały. - Przecież ja się w tym zabije - patrzyłam z przerażeniem na wysokość obcasów. Słodki jezu.

- Spokojnie. Nauczę cię - wzruszyła ramionami wypatrując czegoś jeszcze. Posłusznie szlam za nią łapiąc wszystko co rzuciła mi w ręce. Obładowana tak, że ledwo szlam zostałam zaprowadzona do przymierzalni. Czekała tam już sukienka, którą przyniosła ekspedientka. Czarnowłosa odesłała ją i zostałyśmy same. - Ubieraj się - zasunęła zasłonę zostawiajac mnie sam na sam z kreacją. Westchnęłam głośno. To nie dla mnie. Ostatni raz miałam sukienkę, ewentualnie spódnicę prawdopodobnie w przedszkolu. Nawet nie pamiętam. Podkusiło mnie jeszcze spojrzeć na metkę. Przełknęłam głośno ślinę widząc czterocyfrową kwotę. 

- Nie jestem przekonana - mruknęłam cicho wiedząc, że mnie słyszy.

- Nie marudź. Będzie pasować ci białe złoto - dodała już bardziej sama do siebie. Nie kłóciłam się. Wiedziałam, że tę bitwę przegram więc posłusznie przebrałam się w sukienkę. Popatrzyłam na swoje odbicie. Na skórze wciąż widniały siniaki i niewielkie rany. Westchnęłam głośno. Przynajmniej przestało aż tak boleć. Ubranie samo w sobie prezentowało się naprawdę dobrze. Włożyłam tez buty, które powiększyły mnie o ponad dziesięć centymetrów i od razu poczułam, że nie utrzymam w nich równowagi. Odsłoniłam zasłonę. Lukrecja od razu się odwróciła. Przez dłuższą chwilę milczała przyglądając się najprawdopodobniej ranom na moim ciele. - Przyda nam się dzień w spa - uśmiechnęła się delikatnie. Czarnowłosa podeszła do mnie i założyła bardzo króciutki, najzwyklejszy na świecie łańcuszek z białego złota. - No i spójrz na siebie. Ślicznie wyglądasz. Ogarniemy też te włosy, trochę makijażu i zacznę martwić się, że wszyscy skupią się na tobie - zaśmiała się cicho. Jej słowa dodały mi otuchy. Odwzajemniłam gest. Lukrecja była naprawdę cholernie sympatyczna, a czas spędzony w jej towarzystwie sprawił mi radość. 

~~~

Po skończonych zakupach Lukrecja zarządziła obiad. Szczerze mówiąc nie byłam głodna jednak grzecznie dotrzymałam towarzystwa całej reszcie. Nie mieszałam się niepotrzebnie w konwersacje, które i tak szczerze mówiąc mnie nie interesowały. Grzecznie czekałam na powrót do… domu? Nawet nie wiem czy powinnam nazywać tak to miejsce. 

Kiedy wróciliśmy do willi każdy rozszedł się w tylko sobie znanym kierunku. Nie chciałam zostawać sama w tym wielkim holu więc skierowałam się do tymczasowej sypialni, gdzie miałam nadzieje spotkać Zoe. Kiedy otworzyłam drzwi młoda już spała. Nie było późno ale cały ten dzień wykończył ją pewnie tak bardzo jak mnie. Od razu poszłam się umyć. Przebrana w piżamę zajęłam miejsce obok siostry, a Gizmo położył się między nami. Niestety kręciłam się na łóżku i nie byłam w stanie zasnąć. Pomimo zmęczenia mój organizm odmawiał współpracy. Minęło kilka dobrych godzin. Zegarek pokazywał trzecią w nocy. Nie byłam w stanie dłużej leżeć bez celu więc nogi poniosły mnie do kuchni. Cicho jak myszka zagotowałam wodę na herbatę i z gotowym już wywarem usiadłam na ziemi. Oparłam się o szafkę wyspy kuchennej. Myślałam, że byłam sama jednak myliłam się. Nawet nie zauważyłam kiedy ale obok mnie znalazł się pies, którego już zdążyłam poznać.

- No hej - nie byłam pewna jak się zachować. Z jednej strony obawiałam się go. W końcu dobermany są z natury agresywne. On jednak wydawał się być bardzo spokojny. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Raz kozie smierć. Powąchał ją i położył się na podłodze obok mnie. Uznałam to za sygnał do pogłaskania. Zrobiłam to i już chwilę później jego głowa znalazła się na moich nogach. Aion zasnął, a ja dalej piłam chłodną już herbatę.

- Łóżko niewygodne? - słysząc znany mi już męski głos podniosłam wzrok ku górze. Zeno opierał się o blat wyspy i patrzył na mnie i psa z góry.

- Nie mogłam zasnąć… chcesz zapalić? - rzuciłam bez zastanowienia.


<Zeno?>

767 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz