- Na dzisiaj kończymy wykłady, proszę przeanalizować moje dzisiejsze słowa, mogą się państwo spodziewać wejściówki na następnych zajęciach - Profesor usiadł na swoim miejscu zanurzając nos w ekran laptopa. Za każdym razem używał takiego samego sformułowania na koniec zajęć. Oczywiście nigdy do żadnej wejściówki nie doszło, zresztą nawet jeżeli byłaby to okazja do łatwej oceny i być może nawet ominięcia kolokwium.Wyszłam z sali przerzucając przez ramię ciężką torbę, w której oprócz książek, znajdowały się jeszcze tysiące długopisów, zakreślaczy i wolnych małych samoprzylepnych karteczek.
- Taiga! - Mała blondyneczka zaczęła biec w moim kierunku, a jej biust rytmicznie podskakiwał. Scena niczym z prawdziwego anime. Chciałam udawać, że jej nie słyszę, błądząc gdzieś wzrokiem próbowałam znaleźć drogę ucieczki, jednak jak na jej tęgie ciało dotarła do mnie wyjątkowo szybko zawieszając mi się na ramieniu.
- Nic nie rozumiem z tych zajęć, profesor Lablern mnie nienawidzi - Zaczęła wręcz płaczącym głosem. Doskonale wiedziałam po co ta cała szopka. Nie raz zastanawiałam się, jakim cudem przetrwała cały pierwszy rok.
- To jest jedyny wykładowca, który każdego traktuje równo - Mój głos brzmiał zupełnie beznamiętnie, aczkolwiek była to prawda, jest to jeden z niewielu profesorów na tej uczelni, który nie patrzy na to, kto jakich ma rodziców i ile posiada pieniędzy - Gdybyś nie spała na każdym jego wykładzie, to nie musiałabyś mnie prosić o notatki co tydzień - Zmarszczyłam brwi wbijając w nią swój wzrok.
- Niby tak, niby nie - Westchnęła - Tylko Ty piszesz słowo w słowo to co on gada, ostatni raz, w zamian...
- 100 funtów - Kącik moich ust uniósł się do góry, Anna należała do tych bogatych dzieciaków, którzy rodzice sponsorowali dosłownie wszystko, zresztą sami posiadali firmę, która ostatnio wręcz rozkwitała.
- Jesteś okropna - Nabrzmiała swoje usta, jednak mój wzrok szybko jej uświadomił, że takie słowa nie robią na mnie wrażenia. Wzięła mały portfel i wyciągnęła banknot. - A mogłybyśmy być koleżankami.
- Nie wystarczy, że Cię akceptuje? - Wzięłam gotówkę, którą schowałam do kieszeni - Jak będę w domu to Ci wszystko powysyłam na e-mail.
- Okej! - Krzyknęła radośnie i zniknęła mi z oczu równie szybko jak się pojawiła. Westchnęłam głęboko, wyciągając telefon, który od dłuższej chwili wibrował. Otrzymałam już kilka wiadomości, wszystkie na temat tego, że jestem potrzebna dzisiaj wieczorem, i że jest to pilne. Wysłałam którą odpowiedź "ok", chowając swój telefon do torby.
W mieszkaniu wysłałam obiecane notatki dziewczynie, godzina treningu na siłowni, wypity shake białkowy w domu, długi zimny prysznic i zrobiła się godzina 20. Jak zawsze do pracy ubrałam długie czarne spodnie, szarą bluzę z kapturem i trampki. Wszystko co najważniejsze czyli telefon i klucze schowałam do kieszeni i ruszyłam w miejsce spotkań. Przejechałam kawałek tramwajem, a później podeszłam do większego budynku, w którym każdy mnie już znał. Bez słów zeszłam do piwnicy, a otwierając drzwi już usłyszałam krzyki.
- Przecież to jest zepsute! Jesteś debilem, kurwa! - Wysoki blondyn unosił głos na rudego młodego chłopaka, najprawdopodobniej ledwo skończył 18-lat.
- Ale wygląda okej... - Odpowiedział nieśmiało, wręcz miałam wrażenie, że mu łzy cisną się do oczu.
- Ciszej, bo was usłyszą - Mruknęłam, zamknęłam drzwi i podeszłam do nich. W przenośnej lodówce znajdowała się wątroba, która obrzucona była lodem.
- Taiga, no kurwa mieliśmy zamówienie, sama wiesz do kogo, a ten debil mi taką wątrobę przynosi, przecież no spójrz... jest zielona! - Wymachiwał rękoma tak gwałtownie, że musiałam się odsunąć. Spojrzałam do lodówki i podniosłam brew.
- Ileś Ty to tak trzymał? - Podniosłam jedną brew, jednak zanim zdążył mi odpowiedzieć kontynuowałam - Nawet psu tego nie można dać, to po pierwsze, a po drugie jakim popierdolonym człowiekiem trzeba być, żeby pomylić wątrobę z nerką? - Zaczęłam masować skronie dwoma palcami.- Na jutro potrzebujemy nerki, NERKI - podniosłam głos - A nie jebanej wątroby, czy tak ciężko zrozumieć co ja do was mówię.
- Jak nerka... - Obydwie zrobili duże oczy, patrząc na mnie z pytaniem "co dalej".
- W dupie to mam jak to zrobicie, na jutro ma być nerka, jeżeli jej nie dostanę to was położę na stół, więc dogadajcie się który idzie pod skalpel, i spokojnie z jedną nerką też idzie żyć - Chciałam już wychodzić, kiedy usłyszałam obcy mi głos.- Kto tu jest? - Zmarszczyłam brwi. Dbałam o swoją dyskrecję, tylko wybrane osoby w tym budynku mnie znały, nie chciałam żeby kupujący wiedzieli moją twarz.
- Po broń... szefuńcio ma coś nowego, podobno mocna rzecz - Odpowiedział blondyn zamykając lodówkę. Nim zdążyłam złapać za klamkę usłyszałam głos mojego "szefa", który szedł w moją stronę.
- A oto ona, nasza specjalistka od organów wewnętrznych, precyzyjna ręka, która nam wykrawa najlepsze kawałeczki - Zaśmiał się, klepiąc mnie po ramieniu, chcąc nie chcąc musiałam się odwrócić- Ktoś z Panów może potrzebuje nowej nereczki? Ktoś z rodziny jakieś serca? - Zaczął dopytywać - A może znacie kogoś kto za chwile tego nie będzie potrzebować, po co marnować dobry towar, wy kogoś załatwiacie, my zabieramy, zyskami odpowiednio się dzielimy - Broń. Zapewne ta jego broń nie różni się niczym od innych, ale cóż, gangi, mafie, Ci źli, to właśnie od nich ma mnóstwo towaru, którym później wie, gdzie handlować.
- Zaznaczam, że mam napięty grafik, więc nie zawracajcie mi dupy na ostatnią chwilę - Spojrzałam na grupkę ludzi, pomiędzy którymi znajdował się młody chłopak, lekki zarost i ciemne oczy, które w tym momencie się we mnie wpatrywały. Gdybym nie znała faceta, który mi płaci pewnie nie pozwoliłabym sobie na teksty tego typu, jednak oboje doskonale wiemy, że ciężko będzie mu znaleźć kogoś na moje zastępstwo.
Rhys?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz