Mój, to znaczy nasz ślub zbliżał się wielkimi krokami.
Odkąd byłem mały mój ojciec dbał o to, bym nigdy nie zapomniał, że ożenię się wyłącznie dla dobra interesów. Chociaż jako szczeniak marzyłem o miłości aż po grób, teraz wiem, że jest ona zbędna. W każdym razie - nie w tych czasach.
Czy gdybym prawdziwie się zakochał byłbym w stanie porzucić dobra materialne, które mnie otaczają? Pewnie nie. Byłem zbyt przyzwyczajony do luksusu i braku jakichkolwiek problemów. Czyżby?
Zbyt mocno zaciągnąłem się papierosem co odwróciło moją uwagę od natłoku myśli, a dym drapiący mnie po gardle przypomniał mi, że jeszcze żyję. Brook, moja urocza narzeczona prosiła mnie, bym przez ostatnie tygodnie przed weselem na moment odstawił nałóg. O ile byłem w stanie to zrozumieć, niezbyt podobało mi się, że chciała ingerować w moje nawyki. Ja wiem, że im bliżej ślubu tym kobietom bardziej odpierdala, jednak chciałem przygotować się we własnym zakresie. Nigdy specjalnie nie przywiązywałem większej wagi co do jedzenia, ale moja genetyczna przemiana materii sprawiała, że mogłem jeść ile chciałem, a i tak byłem zabójczo przystojny.
Przygotowania do ceremonii naszych zaślubin spoczywały przede wszystkim na Brook, a także na naszych rodzicach i wszystkich innych ludziach zatrudnionych do tego. Do moich obowiązków przygotowawczych należało ogarnięcie garnituru, przygotowanie weselnego menu i wybranie oprawy muzycznej, a także kilku mniej ważnych rzeczy jak samochodu oraz kwiatów. Niespecjalnie mnie to kręciło, ale dla dobra biznesu uczestniczyłem w tej szopce. Nie chciałem się do tego przyznawać, lecz na końcu listy moich priorytetów stało szczęście Brook. Chociaż mogłem mieć wszystkie, najlepiej pieprzyło mi się właśnie z nią.
Telefon, który znajdował się w lewej kieszeni moich spodni zawibrował. Automatycznie ruszyłem ręką by po niego sięgnąć, zapominając, że ciągle trzymam papierosa w dłoni. Spalona część rozmazała się po moim ubraniu.
- Kurwa… - mruknąłem, wciskając zielony przycisk. - Burton, przy telefonie.
- Mamy dla pana niesamowitą ofertę - zaczęła kobieta po drugiej stronie. Niesamowicie wczuta w swoje słowa zaczęła opowiadać o możliwości zainstalowania paneli fotowoltaicznych, a kiedy grzecznie odmówiłem z wielkim żalem wspomniała o głodujących dzieciach w Afryce. Nie sądziłem, że miałem aż tak charakterystyczny głos, by domyśliła się z kim rozmawia, ale zbyt kochałem pieniądze, by dzielić się z faktycznie potrzebującymi.
- Dziękuję bardzo za rozmowę - wycedziłem, rozłączając się. Wolną dłonią przejechałem po spodniach by zrzucić z nich proszek, a kiedy telefon znowu zadzwonił przekląłem na głos. - Mówiłem, że nie jestem kurwa zainteresowany.
- Nie jesteś zainteresowany spotkaniem ze mną, Trav? - po drugiej stronie usłyszałem głos swojego przyjaciela, Vincenta. - Jeszcze powiedz, że Brook przekonała cię byś został policjantem i łapał rabusiów. Oh, daddy, skuj mnie kajdankami…
Parsknąłem pod nosem, kiedy usłyszałem jak wiecznie poważny pan biznesmen Harper zaczął się śmiać.
- Widzimy się za godzinę u mnie w mieszkaniu - powiedział i rozłączył się. Miałem więc sporo czasu, by przebrać się w czyste ubranie, a przy okazji dać znać, że prawdopodobnie nie wrócę na noc. Nie musiałem jej kochać, ale nie chciałem hańbić nazwiska mego ojca i za jakiś czas znajdować się na nagłówkach gazet, jako naczelny dupek olewający swoją żonę. Za grę przyzwoitego narzeczonego powinienem był dostać Oscara. Kto wie - może jak zupełnie mi odpierdoli stanę się aktorem? Wyobraziłem sobie stronę główną pomarańczowego YouTube’a - “handsome boy rough fuck his naughty wife”. Chyba powinienem był zacząć inwestować w branżę porno.
***
Zgodnie z czasem pojawiłem się przed wieżowcem w całości należącym do Vincenta. Rzuciłem spalonego już papierosa na ziemię i zgniotłem go butem, by bezceremonialnie wkroczyć do budynku. Przy wejściu zostałem powitany przez pracownice, które wręcz śliniły się na mój widok. Udałem się do windy, a po dwóch, może trzech minutach minutach znalazłem się na szczycie. I wtedy jak na złość drzwi od metalowej puszki zacięły się, przez co nie mogłem się z niej wydostać.
- Jest tam ktoś do kurwy? - moja pięść mocno zderzyła się ze ścianą. - Winda się zacięła!
- Ostatnio to robi coraz częściej - usłyszałem po drugiej stronie Vincenta. - Zaraz się coś z tym zrobi. Are you stuck, step-bro?
- Bardzo śmieszne - oparłem się o ścianę. - Długo tu będę siedzieć?
Po kilku minutach drzwi się otworzyły, ale w mieszkaniu panowała ciemność.
- Pierdolisz, że masz jakąś awarię prądu - uniosłem brew, idąc za mężczyzną.
- Niespodziankaaa! - rozległy się krzyki. Ktoś zapalił światło, które mnie oślepiło. W salonie stało kilkunastu naszych wspólnych znajomych. Na ścianie wisiał ogromny baner z napisem “Ostatnie pożegnanie”.
Zbliżało się to co miało nadejść, a wieczór kawalerski był kolejnym tego zwiastunem.
***
Nie wiem jak, ale obudziłem się we własnym łóżku. Przeciągnąłem się, a kiedy wzrok wyostrzył się spojrzałem na Brook, która ze złożonymi na piersiach rękoma przyglądała mi się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz