piątek, 15 października 2021

Od Apolline do Kirke

 Na zewnątrz było okrutnie zimno. Temperatura dorównywała tej w zimowych porach roku, choć był dopiero październik. Czułam, jak bardzo marznie czubek mojego nosa i czerwienieją mi policzki, ale mimo wszystko w tym mroźnym powietrzu było coś magicznego, nostalgicznego, co napawało mnie spokojem.
   Tego wieczoru byłam szczególnie wykończona. W moich planach jest zorganizować na wiosnę projekt społeczny, w który trzeba włożyć naprawdę sporo pracy. Pojawiło się z nim dziś kilka powikłań, dlatego musiałam osobiście się tym zająć i zostać parę nadprogramowych godzin więcej w pracy. Ale jestem z siebie zadowolona, bo udało mi się rozwiązać większość problemów.
   Nie chciałam wracać do domu, bo wiedziałam, że zastanę tam jedynie głuchą ciszę i całkowitą pustkę. Potrzebowałam teraz odpoczynku, ale ze świadomością, że wokół mnie nie jest martwo. Z tego względu nie zastanawiałam się długo nad wyborem miejsca. Od zawsze w takich momentach kierowałam się do mojej ulubionej kawiarni w mieście.
   Dziewczyna stojąca za ladą uśmiechnęła się przyjaźnie, gdy weszłam do budynku. Pomachałyśmy do siebie. Z racji, że wpadałam do kawiarni dość często – czasami po pracy, czasem, by zjeść coś na szybko – znałam pracujące w niej osoby. 
   Zasiadłam do stolika pod oknem. Ściągnęłam jesienny płaszcz, torebkę zawiesiłam na krześle i wygładziłam pogniecione rękawy mojej koszuli. Czekając aż jedna z kelnerek do mnie podejdzie, rozglądnęłam się po przytulnym wnętrzu lokalu. Z wystroju nic się nie zmieniło – jasnografitowe ściany z drewnianym wykończeniem, beżowe sofy, a przy każdej z nich stolik, nastrojowe, dekoracyjne lampki i wiele innych ozdób. 
   Za to ruch był o wiele mniejszy niż zazwyczaj, mimo wieczoru i końca roboczego tygodnia. Przy stolikach siedziało niewiele ludzi – młoda kobieta z uśmiechniętym dzieckiem, starsza (prawdopodobnie) para, samotny mężczyzna sączący w spokoju gorący napój. Może to i lepiej? Łatwiej zebrać i uporządkować własne myśli, wyciszyć się.
   - A więc, czego sobie życzysz? – spytała Hannah, kiedy już do mnie podeszła. 
   - Poproszę gorącą czekoladę i croissanta. 
   Kiwnęła w odpowiedzi głową na znak zrozumienia. 
   - Dawno cię tu nie widziałam, musisz być zabiegana. 
   - Ostatnio byłam dosyć zarobiona, to prawda. Ale widzę, że nie macie dzisiaj dużego ruchu.
   - Tak. Na szczęście dziś mamy dużo luzu. – zrobiła pauzę. – OK, zaraz przyniosę twoje zamówienie. – zapewniła. 
   - Jasne. – przytaknęłam, a ona odeszła zgrabnym krokiem.
   Do moich uszu dobiegł śmiech dziecka. Odwróciłam głowę w jego kierunku i nawiązałam z nim kilkusekundowy kontakt wzrokowy. Jego prawdopodobnie matka, urodziwa, młoda kobieta o długich, ciemnobrązowych włosach, połaskotała przyjaźnie małego chłopca, powiększając jego uśmiech. 
   Oderwałam od nich wzrok i zajęłam się czytaniem książki, którą nosiłam w torebce na wszelki wypadek. Moją lekturę przerwała mi jednak inna osoba - rudowłosa kobieta, która właśnie przekraczała próg drzwi kawiarni. Dobrze znana mi, dostojna policjantka, z którą miałam już do czynienia. Ona także mnie zauważyła, dlatego kiwnęłam do niej głową na powitanie, na co odpowiedziała tym samym. Chwilę później ponownie powróciłam do czytania prozy, zagłębiając się w fabułę i akcję utworu.
   Zjadłszy rogala, upijałam powoli małe łyki wciąż gorącej czekolady, gdy nagle podszedł do mnie chłopiec – ten sam, który wcześniej przykuł moją uwagę. Spojrzałam na niego, a on na mnie i uśmiechnął się.
   Popatrzyłam na jego opiekunkę, jednak ta zajęta była swoją lekturą w postaci nieznanej mi książki. Powróciłam więc spojrzeniem na dziecko, wyczekując od niego jakiegokolwiek odzewu. 
   - O co chodzi? – spytałam.
   - Ma pani rozwiązaną sznurówkę.
   Popatrzyłam na swoje botki na obcasie i rzeczywiście dostrzegłam rozwiązaną sznurówkę. Schyliłam się i szybko poprawiłam sytuację. 
   - Teraz lepiej? – uśmiechnęłam się do chłopca, który zdążył się już przemieścić.
   Siedział teraz koło mnie, biorąc do rąk książkę.
   - Moja mama też lubi czytać. O czym to jest?
   - To opowieść o mężczyźnie, który pragnie spełniać swoje marzenia.
   A raczej makabryczne morderstwa, ale przecież to nie kłamstwo. 
   - Też mam marzenia. Kiedyś na pewno chcę je spełnić. Spełnia pani swoje marzenia? 
   - Staram się. To część rozwoju.
   - Też chcę być rozwinięty. 
   Uśmiechnęłam się. 
   - Momo! – głos jego mamy zwrócił naszą uwagę. 
   Charakterystycznie ruszyła głową, by zakomunikować synowi, żeby do niej wrócił. Kiedy on się zbierał, ja pomachałam do kobiety, mile i delikatnie się uśmiechając. 


Kirke?

646 słów


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz