Jeszcze przez dłuższą chwilę spoglądałam za kobietą, która wolnym lecz zgrabnym krokiem opuszcza komisariat. Kiedy tylko drzwi wydały charakterystyczny dźwięk, odetchnęłam.
Właściwie nie potrafiłam powiedzieć, co tak mocno mnie zmęczyło. Być może fakt, że sprawa wydaje się bardziej zagmatwana niż powinna?
- Ładniutka. – męski głos za plecami pojawił się na tyle niespodziewanie, że się wzdrygnęłam.
Natychmiast mój wzrok padł na twarz partnera, który najwyraźniej podchodził do sprawy w zbyt luzacki sposób.
- Co proszę? – ściągnęłam brwi ku sobie, uważnie oglądając jego twarz.
- Zostawiła do siebie numer?
Jego usta wygięły się w nonszalancki uśmiech, którego z głębi serca nienawidziłam. Zachowywał się tak, jakby był ponad ustalone zasady. Wszystko dzięki ładnej buźce.
Odpowiedziałam mu zrezygnowanym kręceniem głowy, ruszając do pomieszczenia, które miało służyć za moje biuro. Otóż przesłuchanie to był dopiero pierwszy, mały krok do rozwiązania sprawy. I wiedziałam, że to coś więcej niż tylko nagłe targnięcie na życie Apolline. Nie potrafiłam jednak dociec, kim jest i dlaczego przykuwa wzrok każdej osoby, która ją widzi. Oprócz oczywistej urody, która nawet mnie mocno przypadła do gustu.
Nie mogłam jednak długo cieszyć się ciszą. Chwila na rozmyślanie szybko została przerwana przez mężczyznę, który już od dawna próbował się mnie pozbyć. Jęknęłam, wiedząc, że Carlo zaraz rzuci we mnie wiązanką ostrzegawczych słów.
Wychodząc z pracy, czułam jedynie ciężar dnia. Niebo zachodziło ciemnym granatem, a chmury odsłaniały piękne gwiazdy. I mimo, że zimno przyszło już na dobre, a każdy na nie narzekał, ja czułam się dzięki niemu lepiej. Naciągnęłam płaszcz na piersi, chowając ramiona przy boku ciała.
Latarnie oświetlały chodnik, którym ruszyłam żwawym krokiem. Mijałam setki ludzi, którzy tak samo jak ja, pędzili w tylko im znanym celu.
Moje myśli jednak nie mogły się skupić na pięknym wieczorze. Kręciły się wokół słów przełożonego, który wydusił z siebie wręcz całą przemowę. I niestety poczułam, że odbija się to na moich ambicjach, a jedyne co teraz wiedziałam, to fakt, że jestem zła na samą siebie.
Zamordowałam mężczyznę, a nawet ten fakt nie wzbudzał we mnie tak silnych emocji, jak fakt, że mogę stracić miejsce w policji.
Skręciłam w lewo, znajdując się teraz w starej alejce. Ściany napawały mnie dziwnym sentymentem i tęsknotą, a wszystko za sprawą starych malowań. I to na końcu tej uliczki znajdowało się moje ulubione miejsce. Ukryte przed oczami gapiów, schowane wśród zimnych murów. Nikt tam nie zadawał niewygodnych pytań i nie dociekał. Mogłam choć na chwilę zniknąć.
- Dobry wieczór! – rzuciłam, kiedy tylko przekroczyłam próg starej knajpy.
Natychmiast uderzył we mnie zapach piwa i smród papierosów, przez co zakasłałam.
- Wróciła nasza ulubiona komendantka – starsza kobieta za ladą powitała mnie szerokim uśmiechem, na który z oczywistych powodów odpowiedziałam tym samym.
Niedługo potem rozpoczęłam samotne posiedzenie, aby choć na chwilę poskładać jakoś myśli w całość. I nie, nie udało mi się to w absolutnie żadnym stopniu. Doszłam jedynie do stanu, w którym pojawiły się zawroty głowy i poczucie winy. Znów się napiłam.
Obraz wirował, a wzrok nie łapał ostrości. Pożegnałam się skinieniem głowy z gospodynią, która raczej, bo nie byłam tego pewna, spoglądała na mnie z politowaniem. Jej wyraz twarzy wydał mi się wręcz prześmiewczy, co z kolei wywołało nawrót nieprzyjemnych wspomnień.
- Wyjdź stąd, szybko. – mruczał głos w głowie, przebijając się nawet przez stan upojenia alkoholowego.
I bardzo chętnie się go posłuchałam, chwiejnie wydobywając ciało ze śmierdzącej oberży. Modliłam się do Boga, w którego zresztą nie wierze, aby nikt mnie tutaj nie widział. I wcale mnie nie zdziwiło, że modły nie zostały wysłuchane.
Kiedy tylko znalazłam się na tym samym rogu, za którym wcześniej skręciłam, dojrzałam znajome twarze. Dwie, a to już dla mnie spore osiągnięcie.
- Przekaże panu więcej informacji, kiedy ustalę coś więcej. – melodyjny, charakterystyczny głos dziewczyny rozniósł się echem pośród starych murów.
Przywarłam do ściany, wznosząc bezsensowne modły.
Tylko mnie nie zobaczcie, błagam.
- Będę niecierpliwie czekał – nonszalancki uśmiech wypłynął z gracją na twarz mojego brata. – Do zobaczenia, madame Apolline.
Jego usta nie czekały na zaproszenie, przywierając do szczupłej dłoni kobiety. Obdarzyła go olśniewającym, pełnym szacunku uśmiechem i zręcznie wystosowała pożegnanie.
Obserwowałam, jak mężczyzna odchodzi, chowając się w luksusowym samochodzie. Obie czekałyśmy, aż odjedzie.
- Niezła partia – postanowiłam działać, zmuszając resztki świadomości do działania. Podeszłam niepewnie, choć już za chwile zupełnie nie zwracałam uwagi na grzeczności. – Czy to ktoś warty pani zainteresowania? Wygląda na kogoś, kto jest dupkiem.
Zaśmiałam się, ledwie zachowując pion, podtrzymując się obmurowania.
- To tylko gość od nudnych interesów – odpowiedziała zainteresowanym spojrzeniem. – I proszę mi mówić po imieniu, przynajmniej poza komendą.
Jej usta wciąż ukazywały czarujący uśmiech, od którego nie mogłam oderwać wzroku.
- Tak jest – zasalutowałam z trudem utrzymując pozycję stojącą. – Jeśli będziesz chciała się z nim umówić, chętnie sprawdzę go w kartotekach.
Uprzedziłam, unosząc sugerująco brwi. Odpowiedziała chichotem.
- Nie masz ochoty napić się czegoś… mocniejszego? – rzuciłam bez zastanowienia, ignorując rozsądek.
- Nie wiem, czy to będzie stosowne.
Jej odpowiedź nieco mnie zawiodła, to też przybrałam minę groźnego gliny. Przynajmniej tak chciałam wyglądać, bo to co się na niej pojawiło, najwyraźniej rozbawiło moją rozmówczynie. Przewróciłam więc jedynie oczami, chwytając ją za nadgarstek.
Ruszyłam przed siebie, ciągnąc nieopierającą się kobietę za sobą. I już niedługo, mimo chwiejnych kroków, dotarłyśmy na miejsce. Głośny, męczący klub.
- Ja nie powinnam… - nie dałam jej dokończyć, wręcz wpychając ją do pomieszczenia.
Czerwień i błękit mieszały się ze sobą, oświetlając wszelkie umeblowanie. Tańczący ludzie tworzyli całkiem spory tłum, choć większość i tak stała przy ścianach i poznawała tajniki pocałunków. Minęłam ich zręcznie, dobijając do baru, gdzie czekał czarujący Tenji.
- Szukasz tu szczęścia? – rzuciłam cicho, rozbawiona widokiem mężczyzny w takim miejscu.
- Wykonuje swoją pracę. – jego wzrok zwrócony był ku czarującej towarzyszce u mojego boku.
- Doprawdy? W dzień groźna glina, a w nocy uwodzący bogate kobiety barman…
Nie zwrócił uwagi na moją uwagę, całkowicie ignorując moją osobę. Zamiast tego sam przedstawił się Apolline, prawiąc jej komplementy. Potem tłumaczył jakąś misje i łapanie szefa gangu, ale każde słowo gdzieś się ulatniało. Nie słyszałam już, co mówili. Mój umysł skupił się jedynie na kuflu zimnego piwa, które było wręcz obrzydliwe, a jednak nie potrafiłam się oprzeć pokusie.
Każdy kolejny łyk koił duszę i niespokojne myśli, zsyłając hańbę na ciało.
I wtedy, zupełnie nieprzemyślanie i niespodziewanie, sięgnęłam dłonią na oparcie krzesła dziewczyny. Widziałam tylko jej niewyraźne rysy i czułam niepowtarzalny zapach. Zaczęłam się zbliżać, podążając za ciekawą i pobudzającą zmysły wonią. Pachniała orientalnie. Wyczuwałam słodki miód, imbir i karmel, a także coś, czego nie potrafiłam nazwać. Prawdziwa mieszanka zapachów, a jednak niezwykle intrygująca.
Nagle straciłam równowagę, osuwając się na Apolline tak, że omal obie nie runęłyśmy na ziemie. W ostatnim momencie zatrzymała nas w powietrzu, sama opierając się o blat. Jej usta się poruszały, ale ich nie słyszałam. Widziałam jedynie mocny, czerwony kolor szminki i ich pełny kształt.
I wtedy zrobiłam coś bardzo głupiego. Naparłam na ciemnowłosą mocniej, aby w jednej chwili nasze usta się spotkały. Były miękkie i słodkie, a od jej ciała biło spokojne ciepło.
Żadna z nas tego nie przerwała. Nie mogła, bo w tym samym momencie przewróciłyśmy się na podłogę. Pochłonięta rozbieganymi myślami, odsunęłam się od dziewczyny, chowając twarz między dłońmi.
- Wszystko… Wytłumaczę… - nawet mówienie sprawiało mi trudność.
I mimo, że to z siebie wydobyłam, moje ciało pochłonęła ciemność. Czułam jedynie, jak ulotna jest moja świadomość, która znikała w nieznanej otchłani.
- Idiotka. – nie byłam pewna, czy to słowa kogoś z mojego otoczenia, czy mojego własnego umysłu, ale jedyne, co mogłam zrobić to się z nimi zgodzić. I oddać w błogi sen.
< Apolline? Czy wybaczy mi pani tę zniewagę? >
1206 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz