Jak łatwo nam poczuć się tą jedyną i jakież zdziwienie, kiedy się nią być przestaje.
Roma Ligocka, Wolna miłość
Westminster Bridge. Zawsze podobał jej się najbardziej ze wszystkich słynnych mostów: Tower Bridge wydawał jej się zbyt zabudowany, London Bridge nie miał tak pięknych widoków, Lambeth Bridge miał te paskudne lampy, a Waterloo nie miał tego "czegoś". To tutaj była tuż przed tym, gdy wplątała się w to wszystko. W mafię, dziwne związki, jednostronne przyjaźnie i dziwne okoliczności śmierci jej siostry. Niemal zdążyła zapomnieć o tym, że jej priorytetem powinno być znalezienie zabójcy. Tamiza była wtedy zroszona deszczem, niespokojna i wzburzona - jak wówczas jej serce. Teraz też taka była, i chociaż nie padało, podmuchy wiatru kładły zmarszczki na falach. Pogoda zwiastowała solidną burzę. Zmarszczka pojawiła się także między brwiami Azjatki. Bawiła się w bale, spotkania towarzyskie i złamane serca, podczas gdy ten skurwysyn był na wolności. Zacisnęła dłonie w pięści i zamknęła oczy, miała ochotę coś uderzyć - najlepiej siebie, za swoją głupotę i dziecinność. Nic nie powinno stanąć między nią, a jej zemstą. I nie stanie. Niemal zapomniała o obecności czarnowłosego chłopaka tuż za jej plecami.
- Wszystko okej?
- Sama nie wiem.
Odegnała gniew, gdy poczuła znajomą obojętność i spokój, otworzyła oczy i spojrzała na jego twarz.
- Wieje tu - uśmiechnął się do niej.
- Jeśli ci to przeszkadza, możesz jechać do domu - ucięła beznamiętnie.
Spojrzał na nią zaskoczony, kompletnie nie spodziewając się tego, że akurat takie słowa opuszczą jej usta.
- Nie chciałbym zostawiać cię teraz samej.
Jego szczerość niemal ją rozbroiła. Nie mogła zaprzeczyć temu, że ten chłopak poruszył jej serce w wyjątkowy sposób. Najpierw ocalił jej życie, następnie dbał o nią na każdym kroku, by teraz przyjąć na klatę odrzucenie jego romantycznych uczuć do niej - bo przecież wciąż tu był po tym, co wydarzyło się na boisku. I pocieszał ją po zdradzie...właściwie kogo? Kochanka? Kim był dla Lan osobnik o imieniu Hidden Moretti-Harris? Tego dowiedzieć się nie zdążyła i może już się nigdy nie dowie. Ktoś mógłby się aż zaśmiać, patrząc teraz na Noah, który znajdował się w stadium najgłębszego friendzonu, jaki tylko istniał. Nie mogła nie zadać mu dręczącego jej umysł pytania.
- Na co ty tak właściwie liczysz, że z braku innej opcji jednak będą z tobą? Czy po prostu jesteś na tyle głupi, by chcieć się teraz ze mną przyjaźnić?
Była zła, zraniona, zrozpaczona i...przerażająco obojętna zarazem. On odezwał się po dłuższym milczeniu.
- Liczę jedynie na to, że jestem w stanie jakkolwiek ci pomoc. Nie jestem głupi, ani niczego od ciebie nie oczekuję. Chciałbym jedynie być w tej chwili dla ciebie opoką. Jeśli chcesz, to możesz płakać, wrzeszczeć...a nawet mi przywalić. Jeżeli miałoby ci to pomóc, to proszę bardzo - podszedł bliżej i rozłożył ramiona na boki, jakby szykował się na przyjęcie od niej ciosu.
Tego już było dla niej za wiele, nie mogła dłużej silić się na trzymanie maski obojętności, kryjący się pod spodem gniew musiał znaleźć ujście.
- Cholera, czy ty musisz być taki?! - wrzasnęła i wyrzuciła ręce w powietrze w geście rezygnacji - Taki...miły, szarmancki, łagodny i taki...taki idealny?
Spokój jego ducha, jego optymizm i dobroć były tak różne od tego, czego doświadczyła i wciąż doświadczała w życiu. Był jej bezpieczną przystanią na wzburzonym morzu, jej...przyjacielem. Tak, mogła nazwać Noah White'a swoim przyjacielem. Prawdopodobnie jedynym.
Nie skomentował jej wybuchu żadnymi słowami, zwyczajnie podszedł do niej i wyciągnął w jej stronę ręce, bardzo powoli - jakby chciał jej dać czas, by mogła mu się wywinąć. Nie zamierzała tego robić. Zamknął ją w ciepłym uścisku silnych ramion, schowała twarz w połach jego płaszcza, a on oparł swoją brodę o czubek jej głowy - różnica wzrostu miedzy nimi była do takiego ruchu idealna.
- Wcale nie nazywam się Ariella Smith, tylko Lan Ho Choi. Depcze mi po piętach mafia Carrein, a konkurująca z nią Pangea stała się jakby...moim domem. Ktoś zamordował moją siostrę, a ja muszę się dowiedzieć, kto dokładnie - wypaliła na jednym wydechu.
Cholernie bała się jego reakcji na te nowiny, ale w końcu prawda musiała wyjść na jaw. W dodatku powiedziała mu więcej, niż komukolwiek innemu - chociaż wciąż nie było to wszystko. Mężczyzna odchylił głowę do tyłu, by móc na nią spojrzeć, wciąż nie wypuszczając jej jednak z objęć. Poczuła, że jej ciało drży od napięcia. No, w razie czego zwyczajnie skoczy z Westminster Bridge prosto do Tamizy.
[Noah?]
713 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz