Gest, którym obdarował mnie mężczyzna przy moim obecnym stanie był naprawdę ryzykowny. Mimo wszystko nadal starałam się nad sobą panować żeby stwarzać chociaż pozory arystokratki.
-Rzadko kiedy pije do upadłego, a jeszcze rzadziej z kimś płci przeciwnej. Ale jeśli chodzi o moich braci... - zaczęłam się zastanawiać, bo sama byłam ciekawa jak jeden i drugi mogliby na to zareagować. - Sama nie wiem. - wzruszyłam ramionami finalnie i tak sięgając po kolejną butelkę i otwierając ją. - Oprócz tego, że się ze sobą prześpimy co jeszcze może się stać? - zerknęłam na niego kątem oka, jednak ten wydawał się być konkretnie zdziwiony tym co powiedziałam.
-Mówisz o tym tak lekko, że niemal mnie...
-Onieśmielam? - dokończyłam za niego upijając łyk wina z butelki i podając jemu, by zrobił to samo. - Jestem pijana, nie oceniaj mnie. - oddałam butelkę i wyminęłam swoje kolegę kierując się z powrotem do salonu.
Nasza rozmowa z każdym kolejnym łykiem wina nie zmierzała ku niczemu sensownemu. Potem to były już tylko pojedyncze słowa i śmiech. Nawet były sytuację, w których prawie się przy nim rozebrałam, jednak on na szczęście posiadając silniejszą głowę niż ja: konkretnie powstrzymywał mnie przed takimi działaniami. Przebrałam się ostatecznie u siebie w pokoju w luźną, białą koszulkę i krótkie spodenki, a swojemu towarzyszowi wręczyłam starą koszulkę Zeno. Raczej się nie obrazi, bo.... pewnie nawet się nie dowie. Nie protestował, a po wykończeniu kolejnej butelki oboje grzecznie poszliśmy spać.
-----
Obudziły mnie nieznośne promienie słońca wpadające przez ogromne okna, które z jakiegoś powodu nie były zasłonięte. Pewnie o tym zapomniałam przez promile. Ta opcja była najbardziej realna biorąc pod uwagę co się wczoraj działo. Harvey spał tuż obok mnie (na ogromnej kanapie) i jeszcze smacznie sobie drzemał, gdy się podniosłam. Dopiero kiedy ruszyłam automatyczne rolety, aby je trochę opuścić zauważyłam, że podniósł głowę i spoglądał na mnie.
- Czyli jednak ze sobą ' spaliśmy' - zaśmiałam się czując ogromnego kaca. - Mam nadzieję, że nie masz kobiety, bo zacznę ją mieć na sumieniu. - westchnęłam cicho poprawiając totalnie rozwalonego koczka na czubku głowy.
- Gdybym miał to przecież by mnie tutaj nie było.. - jęknął obracając się na bok, by nie musieć zadzierać głowy i jednocześnie bym nie zniknęła mu z pola widzenia. Chyba tez męczył go kac, a przynajmniej to stwierdziłam po jego ciężkim tonie.
Nie odpowiedziałam na to, ale uśmiechnęłam się porozumiewawczo. To bardzo dobrze o nim świadczyło. Emanowała od niego zupełnie inna energia niż od Rhysa, który zaprzątał mi głowę od rana. Zaproponowałam śniadanie jednak Harvey słysząc, że niedługo będzie moja mama i reszta rodziny bardzo szybko się zerwał. Mogłam jedynie poprosić mojego szofera by odwiózł go do domu. Dobrze się stało, bo zaledwie chwilę potem do domu wpadł Hidden.
Nie czekając ani chwili dłużej wzięłam szybki prysznic, ubrałam na siebie czerwoną sukienkę, zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam z domu. Rhys powinien być teraz w piekarni, dlatego czym prędzej kazałam się zawieźć dokładnie w to miejsce, w którym się poznaliśmy. Wchodząc do środka uśmiechnęłam się, a widząc zdziwiony wzrok Rhysa od razu oparłam się o ladę z drugiej strony i wlepiłam wzrok w jego tęczówki.
- Gadaj skąd miałeś pieniądze, bo po wybiegach jeszcze nie chodzisz. - powiedziałam półszeptem nadal mając na twarzy uśmiech. Domyślałam się, że akurat w takim miejscu są kamery, dlatego ostrożności nigdy za wiele. Widziałam w jego oczach, że jest nieco przestraszony sytuacją. Wyprowadził nas na zaplecze piekarni, a że był odwrócony do mnie tyłem zdążyłam rozeznać się w sytuacji. Na szczęście tutaj nie było żadnych kamer więc jeszcze zanim całkowicie się do mnie odwrócił wyciągnęłam z torebki mały pistolet i wycelowałam wprost w jego czoło.
- Co ty wyczyniasz, nawet nie dałaś mi dojść do słowa! Lukrecja!
- Nie pozwolę Ci bawić się w gangstera, bo w tej branży liczy się życie moje i mojej rodziny. Wytłumacz mi to o czym rozmawiałeś z bratem.
W tym momencie akcja na chwilę przestała się toczyć, a ja stałam jak ten debil. Niepotrzebnie! To był mój błąd, że dałam mu chwilę do namysłu, w której Rhys wykalkulował, że przecież jest w stanie wyrwać mi pistolet jednym, zgrabnym ruchem. To tez zrobił, jednak jest jeszcze na tyle nieogarnięty, że NA SZCZĘŚCIE zabezpieczony pistolet wypadł mu z reki tuż obok nas. Ja w tym czasie zostałam konkretnie obezwładniona i wręcz przyciśnięta do ściany, gdzie moje nadgarstki zostały skrzyżowane nad moją głową.
-Bracie, jesteś... - już miałam zacząć krzyczeć, gdy w drzwiach stanął nie kto inny jak dobrze mi znany pan policjant. Jego oczy zrobiły się tak duże ze zdziwienia, że dostałam olśnienia. Dotarło do mnie jak ta sytuacja wygląda z tej perspektywy i jak na jej tle wychodzi podminowany Rhys.
- Har...vey.. - jęknęłam czując napierającego na mnie mężczyznę (Rhysa), który w przypływie adrenaliny wcale nie żałował na mnie swojej winy.
< Mój przystojny policjancie? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz