poniedziałek, 29 listopada 2021

Od Brooklynne CD Lwa

      Przeważnie nie wsiadam do aut obcych mi mężczyzn — chyba, że z pistoletem w ręku i groźbą na ustach. Ale tego faceta kojarzyłam aż zbyt dobrze, i mogłam się domyślić, że on również zorientował się, kim jestem, albo chociaż skąd mnie zna. Należeliśmy do tej samej mafii, mimo, że nie mieliśmy ze sobą wcześniej styczności. Teraz jednak los skrzyżował nasze ścieżki, więc może to znak, że należałoby przystać na propozycję bruneta i zobaczyć, do czego nas to doprowadzi.
     
— Skoro oferujesz. — Zdobyłam się na niewielki uśmiech, chcąc zdobyć jego zaufanie poprzez granie sympatycznej. — Niegrzecznie byłoby mi odmówić.


     Przedstawiliśmy się sobie. Zastanawiałam się, ile czasu minie, nim wypłynie temat tego, co nas łączy, czyli mafii, ale byłam pewna, że to nie ja zacznę tę rozmowę, więc postanowiłam grać niewinną do czasu, aż Lew sam się podda. Nie wiem, czy propozycja podwiezienia mnie wyszła z jego tak zwanego dobrego serca, czy może czegoś ode mnie oczekiwał, ale zgaduję, że niebawem się tego dowiem.
     
— Gdzie potrzebujesz się dostać? — zapytał, gdy szliśmy razem niewielką uliczką. To pytanie rozpoczęło rozmowę między nami. Wiedziałam, że podczas jej trwania muszę być czujna i analizować zarówno moje jak i jego wypowiedzi. To, że gramy dla tej samej drużyny niekoniecznie znaczy, że obydwoje będziemy celować do tej samej bramki. A znanym mi faktem jest, że wielu ciekawych rzeczy o swoim rozmówcy można się dowiedzieć podczas zwykłej, przeciętnej wymiany zdan. Ostatnie lata życia dobrze nauczyły mnie tej lekcji.
     Wersja, która zgadza się z prawdą, wygląda tak, że kieruję się do mojego domu. Wcześniej byłam u adwokata, ponieważ musiałam zanieść mu kilka dokumentów i omówić sprawę, nad którą pracujemy. A z racji, że miałam ochotę pooddychać świeżym powietrzem, wybrałam się tam na nogach. Deszcz zaskoczył mnie już gdy miałam wychodzić z kancelarii, więc adwokat, jak prawdziwy dżentelmen, zaoferował mi swoją parasolkę. Nie mogłam jednak odpowiedzieć Lwowi w ten sposób, bo nie jestem na tyle głupia, by podawać obcemu mój adres albo choćby okolicę, w której mieszkam. Musiałam skłamać.
     
— Miałam załatwić kilka spraw w mieście. — Kłamstwo łatwo przeszło mi przez gardło. — Jeśli jest ci to po drodze, możesz podrzucić mnie na centrum.
     Stamtąd do mojego domu nadal daleko, ale na pewno bliżej niż z miejsca, w którym znajdujemy się obecnie. Jeśli rzeczywiście mnie tam odstawi, tak czy siak będę na dobrej pozycji.
     
— Nie ma problemu — oznajmił mężczyzna, jednocześnie szukając czegoś w kieszeni płaszcza. Kilka sekund później wyjął z niej kluczyki do auta i wskazał zaparkowany kilka metrów przed nami Jaguar XE. — Te jest moje.
     Oceniłam je szybko wzrokiem. Całkiem dobre i ładne auto, ale nie w moim guście, więc jedynie skinęłam głową, darując sobie pochwałę. Mężczyzna otworzył samochód i sięgnął do klamki ze strony kierowcy, ale po szybkim spojrzeniu w moją stronę zawahał się, a później obszedł auto i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Uniosłam brew, zdziwiona jego postawą, ale i w pewnym sensie zadowolona, po czym wsiadłam z gracją do samochodu. Nim Lew zdołał usadowić się za kierownicą, rozległ się dzwonek mojego telefonu. Dzwonił Travis.
     
— Tak? — Odebrałam szybko, przepraszając wcześniej mojego kierowcę.
     
— Cześć, Brook — odezwał się mój narzeczony, pieszczotliwie wymawiając moje imię. — Dostałem wiadomość z kancelarii, podobno znaleźli w dokumentach od ciebie coś, czego nie powinni. Myślisz, że dasz radę jeszcze dziś tam wrócić i naprostować sytuację?
     Cholera. Sprawdzałam te pisma kilkukrotnie i nie było opcji o żadnej pomyłce ani drobnym druczku, którego mogli by się tam doszukać. Zajęłam się wszystkim i skonsultowałam co trzeba z adwokatem, który po kryjomu pracował dla mojego ojca od lat. Nie istniała żadna sposobność, by coś poszło nie tak. A to oznaczało jedno.
     Chcieli wciągnąć mnie w pułapkę.
     I nawet wiem kto. Ojciec ma wielu wrogów, ale tylko jeden mógł nakłonić jego pracowników do zdrady. 
     Ale ja miałam przewagę. Bo wiedziałam już, że to podstęp.
     
— Oczywiście. — Zmusiłam się do neutralnego tonu, mimo gniewu, który rozgrzał moje wnętrze. — Zajmę się tym. Widzimy się wieczorem, kochanie. — Rozłączyłam się, wrzucając telefon do torebki. Pod palcami wyczułam pistolet, dobrze skryty w jej wnętrzu.
     
— Mała zmiana planów — odezwałam się do Lwa z uśmiechem. Gdyby nie fakt, że mężczyzna jest członkiem mafii, nigdy bym go w to nie wciągnęła. Ale w tym momencie ktoś taki może mi się przydać, i to bardzo. — Potrzebuję dostać się do pewnej kancelarii, kilka kilometrów stąd. Myślisz, że możesz mi w tym pomóc?
     Podając mu adres, olśniłam go uśmiechem. Byłam pewna, że z mojej strony to spotkanie pokojowo się nie skończy.

Lew?
724 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz