czwartek, 4 listopada 2021

Od Zeno do Blair

 Ta noc minęła tak szybko, że sam nie wiem kiedy zasnąłem, a już tym bardziej nie wiem gdzie uleciały te długie godziny. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu, który zapomniałem wczoraj podłączyć, a obecnie pokazywał godzinę 10:20, stan baterii natomiast powoli spadał do 21%. Przetarłem dłonią twarz żeby nieco się rozbudzić i leniwie zsunąć nogi z łóżka. Było już tak widno, a nikt mnie tutaj nie nachodził, nikt mnie nie budził.... to było zdumiewające i niecodzienne zjawisko. 

Zaraz po tym stanąłem przed dużym, pionowym lustrem, przed którym ściągnąłem koszulkę i oglądając tak swoje ciało przez chwilę napadła mnie myśl, że jednak powinienem wrócić do regularnego ćwiczenia. Podłączyłem telefon do ładowania i czym prędzej poszedłem się ogarnąć: szybki prysznic, golenie i ułożenie włosów. To wszystko zajęło mi jakieś 20 minut, gdzie kobieta przy takim tempie zdążyłaby co najwyżej ściągnąć skarpetki.

Już po niespełna kolejnych 10 minutach usłyszałem dzwonek telefonu, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojej mamy. No tak - wróciła do Londynu i nie ma co robić, więc teraz będzie zatruwała życie czwórce swoich dzieci. 

-Halo? - odebrałem telefon i od razu przestawiłem na głośnomówiący z racji tego, że się właśnie ubierałem. 

-Zeno, skarbie! Mam nadzieję, że nie jesteś zajęty, dlatego, że dzisiaj mam spotkanie z pewną swoją znajomą, która chce przedstawić Ci swoją córkę i..

-Jestem w żałobie, a ty urządzasz schadzki matrymonialne? - wymamrotałem z lekka irytacją w głosie, co moja mama niemal od razu wyczuła i zaśmiała się nerwowo.

-Spokojnie! Dziewczyna jest uczennicą liceum, ma dopiero 17 lat i za jakiś czas chciałaby dostać się na studia prawnicze. Pomyślałam, że będziesz świetną osobą do oprowadzenia ją po tym fachu i może opowiesz jej nieco więcej w tej kwestii. 

-Rozumiem, że nie mogę odmówić? - dopinałem jeszcze krawat do granatowej koszuli 

- Możesz, ale jeśli odmówisz to będziesz musiał wziąć ją do siebie kiedy indziej. Nie odpu...

- Zastanowię się. - przerwałem jej od razu rozłączając połączenie. 

Moja mama była kochaną kobieta, ale mimo wszystko kompletnie nie szanowała mojego czasu, którego przez nadmiar pracy miałem naprawdę niewiele. Uszykowałem się w miarę, wyszedłem z willi i wsiadłem w samochód. Dzisiaj miałem dosyć luźny dzień, dlatego ostatecznie zgodziłem się na spotkanie, które zaaranżowała mama, jednak zastrzegłem, że na pewno się spóźnię. Musiałem dopiąć jeszcze sprawy z rozrastającym się Carrein w obrębie naszej dzielnicy. Ostatnio coraz częściej słyszałem o porwaniach młodych kobiet co mocno mnie zaniepokoiło, a najczęściej te zdarzenia miały miejsce niedaleko byłego miejsca zamieszkania Lydii. Zaparkowałem niedaleko i przyglądałem się ulicy przez krótki czas. To właśnie w godzinach szczytu działo się najwięcej, bo ulice były najbardziej zatłoczone i ciężko było odróżnić porywaczy od zwykłych szarych ludzi. Przez dłuższy czas nic się nie działo, dlatego postanowiłem wysiąść i samemu przejść się po okolicy. To niebywałe, że zawsze kiedy osobiście zabierałem się za jakieś sprawy - kompletnie nic się nie działo. 

Już miałem kierować się z powrotem do samochodu kiedy moim oczom ukazał się obrazek znikającej w zaułku kobiety, a raczej... ciągniętej. Przy tak zatłoczonej ulicy, gdzie ciężko było przejść nie trudno też było stracić ją z oczu, dlatego prawdopodobnie nikt nigdy nie reagował. Czym prędzej skierowałem się do tej uliczki. Na szczęście nie odeszli daleko, a ja od razu złapałem dziewczynę za nadgarstek, obróciłem tyłem do siebie i tym samym wyrwałem jakiemuś młodemu knypkowi z atrapą pistoletu w ręce. Od razu dostrzegłem zabaweczkę, którą trzymał, jednak dobrze się stało, ze to trapa - wcześniej nie widziałem, ze ma ze sobą broń, a mogłoby się to skończyć tragicznie. Przestraszony, młody mafioza spojrzał na mnie spod czapki z daszkiem.

- Zabieraj się stąd, bo następnym razem przystawię Ci taki prawdziwy do pleców. - warknąłem cicho czując jak dłoń dziewczyny zaciska się na rękawie mojej koszuli. Nie musiałem długo czekać, aż koleszka zniknie za kolejną ścianą budynku, jednak w tym czasie dziołszka natychmiast wyrwała się z mojego uścisku i stanęła tuż przede mną.

- Dzwonie na policję! - sięgnęła drżącymi dłońmi po telefon, jednak gdy już wybijała numer złapałem ją za rękę i uniosłem do góry tak by nie miała możliwości dokończenia tego co zaczęła. 

- Nie przyjadą. Boją się tej dzielnicy jak ognia, a ty nie jesteś pierwszą, którą tutaj zgarnęli. Dlaczego nie krzyczałaś?

-Krzyczałam! - od razu mi odpowiedziała wyszarpując rękę, która ostatecznie puściłem, bo jeszcze by sobie krzywdę zrobiła i wykręciła nadgarstek. Dotarło do mnie teraz również to, że przez ten tłok kompletnie nie było jej słychać zupełnie tak jak wszystkich innych porywanych w tym miejscu kobiet. - Poza tym ty wyglądasz jak jeden z nich!

- Może jakieś dziękuję za uratowanie życia? - westchnąłem chowając dłonie do kieszeni spodni. Dziewczyna nie odpowiedziała tylko czym prędzej wyminęła mnie i poszła w swoją stronę. Musiała być w strasznym szoku, który dodatkowo powodował u niej taki dziwne zachowanie. Milutka, nie ma co. 

Dochodziła prawie godzina 16 kiedy udałem się do naszego rodzinnego domu, w którym powinna już czekać moja mama z jej koleżanką i córką. Wszedłem do środka, ściągnąłem buty i... widząc obraz mojej mamy z siedząca nieznajomą mi kobietą i blondynką z przed kilku godzin po prostu zamarłem, a na język cisnęło mi się jedynie 'o kurwa'. W myślach wręcz błagałem, by udawała, że widzi mnie po raz pierwszy. ...

< Blair? >


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz