Dzisiejszy dzień zapowiadał się tak jak każdy inny.
Byłam w drodze do szkoły kiedy rozmawiałam z mamą przez telefon. Zadowolona oznajmiła mi, że udało się zaaranżować spotkanie z jej starą znajoma i jej synek, który jest prawnikiem z krwi i kości. Już od jakiegoś czasu mama bardzo interesowała się tym co miałam w planach dotyczących swojego wymarzonego kierunku, co było dość nie spotykane. Nie chodzi oczywiście o to, że zazwyczaj się tym nie interesowała. Po prostu wypytywała o to, czy mam jakieś konkretne kancelarie na oku. W życiu bym nie pomyślała, że uda jej się załatwić takie spotkanie.
Kto by pomyślał, że ma takich znajomych? Prawdę mówiąc, bardziej spodziewałabym się takiej niespodzianki ze strony ojca, ale tak czy siak nie mogłam narzekać. Od dawna planowałam 'wkręcić się' do jakiejś kancelarii, na swego rodzaju przyuczenie. Niestety, mimo wszelkich starań nie byłam w stanie umówić się na chociażby rozmowę więc byłam bardzo wdzięczna mamie za jej wkład.Po tym jak skończyłam z nią rozmawiać schowałam telefon z powrotem do kieszeni jeansów i kontynuowałam przedzieranie się przez tłumy ludzi, by jak najszybciej dostać się do metra. Mogłam poprosić któregoś z rodziców, czy nawet znajomych o podwózkę, jednak nie lubiłam być.. zależna od kogoś w ten sposób. W końcu jakim problemem jest dojście do metra? Albo pojechanie rowerem? Autobusem? Co może się stać?
Nigdy nie myślałam o groźnych sytuacjach wiążących się z pieszą przechadzką, przynajmniej do momentu kiedy nie poczułam czegoś przyłożonego do moich pleców.
- Nawet nie próbuj kurwa krzyczeć. - usłyszałam męski głos, jednak nie był to głos kogoś dużo starszego niż ja.
- C-co? -wydukałam kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi.
- Idź do tamtego zaułka, a Cię nie odstrzelę.
On ma broń. ON MA BROŃ.
Przez krótką chwilę szłam w stronę wyznaczonego miejsca, rozglądałam się nerwowo mając nadzieję, że ktokolwiek zainteresuje się sytuacją jednak srogo się pomyliłam. Nawet o tym nie myśląc zaczęłam krzyczeć, prosić o pomoc, cokolwiek aby ktoś zwrócił na nas uwagę. Spotkałam się z niczym. Czułam jak chłopak nagle łapie mnie za ramię i zaczyna szarpać w sobie znanym kierunku, czułam jak z kącików moich oczu uciekają łzy.
Wszystko co działo się później przemknęło niesamowicie szybko; w jednej chwili kompletnie nieznajomy mężczyzna uratował mnie przed przyszłym oprawcą. Byłam w kompletnym szoku, chciałam zadzwonić na policję, do ojca, jednak ten odwiódł mnie od tego pomysłu. Chwilę zajęło mi odzyskanie zdrowego rozumu ; wyglądał podejrzanie, tak jakby mógł brać w tym udział. Czym prędzej opuściłam miejsce tego okropnego zdarzenia i porzuciłam pomysł jechania metrem. Schroniłam się w najbliższym sklepie i zadzwoniłam do jednej z koleżanek aby po mnie przyjechała.
~*~
Chyba pierwszy raz w życiu nie powiedziałam o czymś swoim rodzicom. Nie powiedziałam nawet Vivienne. A mówiłam jej wszystko, absolutnie WSZYSTKO. Nie wiem dlaczego tego nie zrobiłam. Przez strach? A może przez to jak głupio się czułam? Co pomyśleliby sobie moi rodzice? Ich wzorowa córka, piątkowa uczennica, która chce zostać prawnikiem, nie zdała sobie sprawy, że nawet na ulicy coś jej się może stać? Przecież to upokarzające! Nie wspominając już o tym je jestem córką KOMENDANTA. Ze wszystkich ludzi na świecie to ja powinnam najbardziej zdawać sobie sprawę, że dosłownie wszędzie czyha jakieś niebezpieczeństwo.
- Słonko, wszystko w porządku? - z przemyśleń wyrwał mnie głos mamy. - Jeśli będziesz tak gnieść ten sweter, to obawiam się, że niedługo będzie dziurawy. - zaśmiała się cicho, patrząc na mnie przelotnie by za chwilę wrócić wzrokiem na drogę.
- Oczywiście, że tak. - uśmiechnęłam się lekko, składając dłonie by nie kontynuować ten napaści na mój biedny sweter. - Po prostu..
- Czyżbyś się stresowała?
- Trochę. - skinęłam głową. Tak naprawdę w ogóle nie myślałam o tym spotkaniu. Nie żeby mi nie zależało, wręcz przeciwnie ; chciałam zrobić na nich jak najlepsze wrażenie. Ale trudno było mi jakkolwiek o tym myśleć, w momencie gdy cały czas cofałam się do dzisiejszego incydentu.
Byłyśmy właśnie w drodze pod wskazany przez koleżankę mamy adres. Jechałyśmy już dobre piętnaście minut, dom zdawał się być bardzo daleko od naszego miejsca zamieszkania. Podczas gdy mama postanowiła ubrać się w bardzo ładną i elegancką sukienkę oraz szpilki, ja nie chciałam się zbyt stroić. Miałam na sobie jasny sweter, czarne, materiałowe spodnie oraz niskie botki w takim samym kolorze. Wiadomo, kiedy stare znajome się spotykają, jednak chce zaimponować drugiej. Ja jednak nie poczuwałam się by ubierać się zbyt.. szykownie?
- Och kochanie rozumiem. Ale naprawdę nie musisz! Jesteś taką pracowitą i sumienną dziewczyną, na pewno wkupisz się w łaski syna Cynthii. Ba, jakie wkupisz, może nawet mu zaimponujesz swoim zapałem.
- Cóż mamo, każdy człowiek postrzega inaczej. Może odbierze mnie za zbyt, no nie wiem, arogancką? Albo zadufaną? - mentalnie zaczęłam wyliczać wszystkie określenia jakie mogły by pasować do mojej osoby. W końcu nie każdy odbierał mnie jako ambitną młodą dziewczynę. Niektórzy widzieli we mnie po prostu pychę.
- Ujmę to słowami twojego ojca ; toż to nonsens!
~*~
Rozmowa z Cynthią, jak sama kazała się tak do siebie zwracać bo 'Nie jestem aż taka stara!', przebiegała bardzo przyjemnie. Siedziałyśmy we trójkę w ogromnym i bogato udekorowanym salonie popijając herbatę zagryzaną ciastkiem. Pytała o to gdzie się uczę, jakie mam oceny i przede wszystkim jaka uczelnia mnie interesuje skoro chcę zostać prawnikiem Muszę przyznać, że rozmowa o rzeczach które są moją pasją pozwoliła mi chodź na trochę zapomnieć o tym co się wydarzyło jeszcze kilka godzin temu. Na początku czułam się, jakby ktoś ukradł mój język, ale po pewnym czasie można powiedzieć, że wróciłam do normalności. Oczywiście nie tylko ja byłam tematem rozmowy, w końcu staruszki musiały porozmawiać o swoich sprawach i rzeczach, które nie do końca mnie obchodziły. Tak więc grzecznie siedziałam przysłuchując się im, aż nie usłyszałyśmy otwierających się, a chwilkę później zamykających drzwi.
- Och, to musi być Zeno. - odezwała się Cynthia, uśmiechając się w moją stronę zachęcająco.
Kiedy ujrzałam wchodzącego po pomieszczenia mężczyznę, naprawdę nie mogłam uwierzyć, że to on. Prawnik, którego miała poznać w celu rozświetlenia mojej przyszłości, był tym samym facetem który na dobrą sprawę uratował mnie w tamtej uliczce, a ja posądziłam go o.. współudział. Gdybym mogła, zapadłabym się pod ziemię. Pogrążona w przemyśleniach wróciłam do rzeczywistości dopiero w momencie, gdy mężczyzna stanął przede mną aby się przedstawić.
- Mam na imię Blair, bardzo mi miło. - uśmiechnęłam się delikatnie, całkiem możliwe jest to, ze moje policzki zarumieniły się z zawstydzenia. Widząc jednak minę mojej matki pomyślała pewnie, że mi się spodobał. Starsze kobiety i ich cudowna dedukcja..
<Zeno?>
1039 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz