- Zacznijmy od tego, że z tym nie miałem nic wspólnego. - gestykulowałem w stronę młodego, który z braku sił po prostu siedział na kolanach, ze spuszczoną głową. - To Florencia spierdoliła sprawę.
- Od kiedy takie sprawy powierza się babom? - mężczyzna pokręcił głową, po czym włożył dłonie do kieszeni spodni, które pewnie kosztowały więcej niż powinny. - To ta platynowa blondyna?
- Tak. A jak się wkurwię, to oddam Ci ją w pierwszej kolejności. I to za darmo.
- Przyzwoita cena.
- Jeszcze będziesz błagał, żebym ją zabrał z powrotem. Pyskate to i do tego głupie. - mruknąłem spoglądając na chłopaka obok mnie. Całką miłą zmianą było to, że wrzeszczenie które wcześniej z jego strony słyszałem zmieniło się w błogą ciszę. Pies, który najwięcej szczeka najmniej gryzie. W pewnym momencie Moretti-Harris podniósł głowę; spojrzał najpierw na tego, który wcześniej go oglądał, a potem na mnie.
Wystarczyła chwila, żebym zauważył co ten gówniarz chce zrobić. Nie zawahałem się i kopnięciem bok sprowadziłem go całkowicie do parteru. Ten wydał z siebie żałosny jęk, po czym splunął na beton krwią.
- Zachowuj się. Mamusia z tatusiem nie nauczyli za gówniarza, że się nie pluje na obcych? - prychnąłem pod nosem. Patrzył na mnie tak intensywnie, że w głowie pewnie zabił mnie już kilka razy. Jednak reprymenda musiała poskutkować, bo nie podniósł się do poprzedniej pozycji.
- Będziemy tutaj odprawiać cyrki, czy w końcu dowiem się co dalej? W przeciwieństwie do Ciebie, w domu czeka na mnie żona, która przed twoim telefonem robiła mi gałę.
- Przewieziemy go do Alibi. Przynajmniej na jakiś czas. - mruknąłem krzyżując ręce na klatce piersiowej. Jak na bardzo śpieszącego się człowieka, Hamish nadal zdawał się mieć wystarczająco czasu na to, aby zapalić teraz papierosa. - Załatwię jakąś klatkę dla psa i zamknę go w którymś z pomieszczeń. A Twoja w tym głowa, żeby znaleźć jakiś plan B.
- Będziesz chciał gówniarza sprzedać? - spojrzał na mnie lekko zdziwiony. - Chyba już omówiliśmy to, że będą chcieli wywrócić Londyn do góry nogami..
- W ostateczności. Daleko i do kogoś, kogo śmierć dużo Ci nie zrobi. Jak nie będę miał lepszego pomysłu, to gdzieś go sprzedamy, a potem podrzucimy Pangeii informacje o pobycie. Oni pobawią się w poszukiwaczy skarbów, a ja będę miał chwilę wolnych interesów.
- Dobra kochaniutki, wszystko ładnie i pięknie, ale to nie zmienia faktu, że ja aktualnie nie mam towaru. Miała być młoda i niedoświadczona, a jestem teraz w wielkie, czarnej dupie.
- Do jutra rana to załatwię. Będziesz miał jakąś gówniarę.
- Nie byle jaką. Za całą tą szopkę potrzebuje jakiejś z górnej półki.
- Możesz nawet dostać ich kurwa dziesięć, to dla mnie to nie jest problem żeby sprzątnąć parę z ulicy. Jutro, punkt dziewiąta przyjedź do Alibi, wtedy rozwiążemy cały ten biznes.
- Aye aye szefuńciu. - wyrzucił niedopałek papierosa na ziemię. Zanim jednak zniknął z miejsca rzucił ostatnie spojrzenie leżącemu chłopakowi.
Po jego odejściu zostałem sam na sam z gówniarzem, na którego nie miałem nawet ochoty patrzeć. Czy planowanie jego sprzedaży jest trochę pochopne? Może. Ale jak inaczej zachować się w tak zjebanej sytuacji? Nie mam zbyt dużo dróg wyjścia, a muszę pośpieszyć się ze swoimi ruchami. Jeszcze by tego brakowało, żeby pionki Pangeii cokolwiek zwęszyły.
Niechętnie chwyciłem młodego pod ramię i w połowie ciągnąc go po ziemi zacząłem kierować się w stronę swojego samochodu. Zawieźć gówniarza do Alibi, zlecić kupienie jakiejś wielkiej klatki do psa i sprawa będzie chwilowo opanowana.
Czy w ogóle jest jakikolwiek sens w żądaniu okupu? Może warto po prostu załatwić go tak, że prze jakiś czas Pangea postanowi ucichnąć? Będę miał czas na jakieś śmielsze ruchy..
- Powiedz, ucieszyli by się jakbym wysłał im twój palec? Albo ucho z tymi tandetnymi kolczykami? - momentalnie jego oczy rozszerzyły się, a ja nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
Szybko i sprawnie otworzyłem bagażnik samochodu i wpakowałem go do środka.
< Hidden? >
684 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz