niedziela, 12 czerwca 2022

Od Anraia - CD Felixa/Do Harveya

Policjanci krzątali się po komisariacie, spora część wyraźnie zmarnowana, jakby z przymusu. Gdzieś się niechętnie spieszyli, gdzieś coś robili, cokolwiek... Anraia to zbytnio nie obchodziło. On jak zwykle był w swoim świecie. Niby w tym samym pomieszczeniu, co inni, a jednak daleko, daleko stąd.
Nieprzejęty niczym, co się obecnie działo siedział na krześle, na którym mógłby odpocząć inny, zdecydowanie ciężej pracujący policjant oraz oddychał powietrzem, które przydałoby się tym, co potrzebowali w tym momencie tlenu do lepszego myślenia. Ogólnie zabierał miejsce i niektórzy zastanawiali się, dlaczego nie poszedł gdzie indziej wykorzystać swój wolny czas. Bo musiał, musiał siedzieć akurat tutaj. Anrai i ten jego niezrozumiały tok myślenia...
Dwóch mężczyzn weszło do pomieszczenia. Spojrzał na nich z ukosa. Widok na ich twarze zasłaniał mu daszek czapki; nie chciało mu się jednak podnosić wyżej głowy, dlatego postanowił ich zignorować i wrócił do najważniejszego dla niego w tym momencie zajęcia, jakim było granie w grę na smartfonie. Z czymkolwiek oni przychodzili, nie interesowało go to. No może gdyby to było jakieś dobre jedzenie, ale tak to nie.
A propos jedzenia to chyba zgłodniał. Nie, wróć, zgłodniał mentalnie, jak to mówił niekiedy. Chciał jeść nie dlatego, że jego organizm się domagał substancji odżywczych i energii, a dlatego, że pomyślał o jedzeniu i przy okazji zdał sobie sprawę, że dawno nie jadł nic ostrego, całe trzy tygodnie. Będzie musiał to nadrobić, może na najbliższym miejscu zbrod...
– JEZU! GDZIE SIĘ PALI!
Zerwał się jak poparzony, w tym momencie jego telefon postanowił wybrać wolność i wykonał akcję rebeliancką, która na szczęście się nie powiodła. Anrai w ostatniej chwili złapał rozgrzane od gry urządzenie (w tym stanie zimą mogłoby robić za heatpack). Stanął na równe nogi; wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli na niego, ale zaraz potem pokręcili jedynie głowami i wrócili do swoich spraw.
Głośny śmiech obił się o jego uszy. Podniósł wzrok na opętanego wręcz rozbawieniem Felixa. Pracując tu Anrai naprawdę zapominał, że istnieje coś takiego jak szacunek do starszego kolegi.
– Pogięło cię? – jęknął do wyższego mężczyzny.
– Twoje zamyślenie nie pozostawiało wyjścia – odparł tamten, gdy zdołał się uspokoić. – Musiałem to zrobić. Może się nie pali, ale w końcu się coś dzieje. Mamy porwanie do ogarnięcia.
Słysząc jego słowa, Anrai spojrzał na stojącego kawałek dalej Harveya, który po obdarowaniu ich spojrzeniami z nutą niezadowolenia powrócił do najprawdopodobniej tłumaczenia całej sprawy innym policjantom.
– Porwanie? – Powrócił wzrokiem na Felixa. – Kto zaginął?
– Najmłodszy syn jednego z bogoli, Hidden Moretti-Harris, słyszałeś coś o tej rodzinie? – Felix się wyprostował.
– Tak – odpowiedział bez wahania. – Od ciebie. Przed chwilą. Że istnieje. I ktoś zaginął.
W reakcji na to Felix westchnął.
– Przynajmniej coś. – Wzruszył ramionami. – Ogólnie to właśnie o to chodzi w tej sprawie.
– Rozumiem. To powodzenia.
Najzwyczajniej w świecie usiadł z powrotem na krześle. Spojrzał na ekran komórki, syknął cicho pod nosem. Znowu ta czerwona łepetyna. On to nie miał szczęścia. Koniec z wydawaniem. Przepuścił tyle funtów na nie ten zlepek pikseli, który chciał. Za tyle to on mógłby kupić pięć dobrych burgerów. Siostra znowu będzie mu się przechwalać pod uchem, że dostała typa, którego tak simpuje.
Felix stał nad nim, chwilę mu się przyglądał. Wreszcie rzucił:
– I co, to tyle?
– Yup – odparł beznamiętnie Anrai, skupiony na grze.
– Ej, no co ty! Nie chcesz się przyłączyć?
– Nope. Obecnie moja główna praca to bycie technikiem. Nie muszę patrzeć jak wszyscy podczas dedukowania wyrywają sobie włosy, jak gdyby to miało przywołać boskie moce, które by im wskazały sprawcę i motyw. Nie jest to zły widok, ale mam zabawniejsze rzeczy do roboty.
Słysząc to, Felix wyprostował się i z głośnym westchnięciem skrzyżował ręce na piersi.
– Na pewno nie chcesz? – ciągnął dalej. – Wiesz, przydałby się ktoś mądry i cwany, sprawa wygląda na naprawdę grubą. – Położył dłoń na ramieniu De Veena. – Ci, co ją rozwiążą, na pewno zostaną sowicie wynagrodzeni...
Ach, już Anrai znał ten ton. Typowy do namawiania kogoś. Nie zareagował jednak na niego w specjalny sposób, nie poruszył nawet brwią, cały ten czas zapatrzony w ekran komórki. Aczkolwiek nie był już tak skupiony na graniu, a bardziej studiował w myślach całą sytuację z dzisiaj. Sprawa, jakaś sprawa. Ktoś zaginął. Felix go zaczepił i...
– Namawiasz mnie? – spytał, udając zaciekawienie.
Laozi posłał mu niewinny uśmiech, mimo że tamten na niego nie patrzył.
– Może.
Bingo.
– Ach, niech ci będzie, dołączę – westchnął wtem Anrai.
Wyłączył grę i schował smartfon do kieszeni. Powoli, jakby z niechęcią wstał, przeciągnął się z dwa razy. Zdjął z głowy kaptur, zachował jednak czapkę z daszkiem. Poszedł do innych policjantów, Felix niemal podreptał za nim jak szczęśliwy piesek.
– No dobra, Fuller, co tam macie? – rzucił Anrai do stojącego przed nim Harveya. – Hidden Moretti-Harris? Ciężko będzie go znaleźć, pewnie nieźle schowany.

<Harvey?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz