- To pytanie nie powinno się kierować do mnie, tylko do niej. - odezwałam się, jednak nie ruszyłam się ze swojego miejsca.
Po tym, jak dziewczyna poszła spać. Rozmowa, a dokładniej wykład ze strony Camili był całkiem długi. Nie dotyczyło to tylko tej jednej sytuacji, było kilka różnych. Musiałam też ostrożnie i z uwagą wzdychać, by nie zostać obdarowanym tym groźnym i pełnym jadu spojrzeniem. Gdzieś w środku, a może już pod koniec, zadzwonił mój telefon. Po odebraniu odezwała się opiekunka, która chciała potwierdzić czas przedłużenia godzin. Siostra Camili także się zjawiła u nas w mieszkaniu, by w razie czego pomóc opiekunce i robić za kogoś z ochrony. Moje dziecko nie ma żadnego kontaktu z tym światem i pracą, jaką mam. Gdy się rozłączyłam, czułam na sobie wylewającą się złość.
- Odłożyłam papiery na stos, które musisz podpisać. Tylko tego im brakuje, są też tam notki na kolorowych karteczkach, byś mniej więcej wiedziała, co podpisujesz. - odezwałam się, by jakoś zmienić temat.
- W walizce, mam kolejne papiery. Czterech nowych ochroniarzy przysłała moja siostra. - odezwała się Camile.
- Dwóch do klubu i dwóch do baru? - spytałam. Tak zazwyczaj to działało, chociaż w wyjątkowych sytuacjach, było, że do baru albo i klubu znajdowało się więcej ochrony, gdyż problemy, jakie ludzie sprawiają, nie jest to zbyt bezpieczne.
- W planach było, że dwóch tu i dwóch tam. Jednakże teraz może to ulec zmianom. - odpowiedziała dziewczyna.
- Rozumiem. - spojrzałam na bok, po czym na dziewczynę, gdy chciałam się odezwać, dziewczyna mi przerwała.
- No oczywiście, że rozumiesz. Przecież to ja ogarniam tutaj ich, a ty najczęściej siedzisz na piętrze w gabinecie, albo za barem. - wzburzyła się i zwyczajnie ruszyła na piętro z walizką. Najwyraźniej miała już dość i wolała się skupić na papierach, a nie na mnie.
Odetchnęłam, gdy zniknęła na piętrze. Ja jednak nie miałam zbyt wiele spokoju. Chciałam jedynie zasiąść w kącie do lektury, którą od jakiegoś czasu odkładam. Zostało zaledwie kilka stron. Nie udało mi się tym nacieszyć, gdyż jeden z naszych ludzi. Miał zajmować się pewnym interesem, ale najwyraźniej pojawił się w najmniej oczekiwanym momencie. Próbował wedrzeć się do środka, ale było mu to uniemożliwiane. Miał zadanie, a za niewykonanie go, nie ma co się szarpać do środka.
Przysłuchiwałam się z ciemnego kąta, jak dwójka wymienia ze sobą zdania.
Gdy słowa skierowane zostały w moją stronę, nie poruszyłam się nawet o krok. Jednakże, ze strony dziewczyny można było dostrzec poruszenie.
- Bez wykonania roboty, nie wejdziesz. - rzekłam, spokojnym nieco chłodnym tonem. Powoli ruszyłam kilka kroków za dziewczyną. Ruchem ręki, powiedziałam coś w stylu "odsuńcie się i zobaczmy, co zrobi". Wykonali moje "polecenie", po czym dziewczyna w opatrunkach mogła wyjść. Przyglądałam się jednak, czy wykona w stosunku do niego jakiś ruch, jednakże nic takiego się nie wydarzyło. Zawołała jedynie psa, po czym wróciła do wnętrza pomieszczenia, by następnie udać się do pokoju, w którym spała. Osobnik nie wyglądał na zadowolonego, ale poszedł. Oczywiście ten typ nie da za wygraną.
- Przekażcie Alberto, by pilnował jego i jej, w razie czego niech mu jeden z was pomoże. - powiedziałam.
- Tak jest szefowo. - odpowiedzieli chórem.
- Wystarczy Kirke. - dodałam, po czym skierowałam się na schody, może tam będę mogła skończyć te kilka kartek. No, chyba że ponownie ktoś mi przerwie.
< Beatriz? >
525 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz