sobota, 16 lipca 2022

Od Dextera - CD Isli

Czy czułem się źle z tym co robiłem? W żadnym wypadku. Swoje czyny tłumaczyłem, wmawiając sobie, że po prostu pozbywam się śmieci. Jeden z wielu właśnie trafił tam, gdzie jego miejsce. Był dłużnikiem Pangei, a oprócz tego zgwałcił i zamordował studentkę, która niczym w swoim kilkunastoletnim życiu nie zawiniła. Oczywiście dzięki kasie wszystkie ślady na jego udział w sprawie zostały zatarte, a on cieszył się z życia w najlepsze. Do dzisiaj. Miałem ochotę splunąć na jego truchło jednak mogłoby się to dla mnie skończyć długą odsiadką. W porównaniu do całego pomieszczenia i dziewuchy, która chwilę temu uciekła byłem dość czysty. Jak gdyby nigdy nic schowałem broń za plecami i wyszedłem do głównej sali. Głośna muzyka i tłumik sprawiły, że nikt niczego nie podejrzewał. Wyszedłem z lokalu i skierowałem się na parking oddalony kilka ulic od klubu. Chcąc zapłacić za postój furki poczułem, że czegoś mi brakuje w kieszeni.

- O kurwa – mruknąłem sam do siebie. Nie miałem pewności, kiedy dokładnie go straciłem, ale jedno było pewne. Musiała mieć go ta dziewucha. Na pewno nie zostawiła go na podłodze, jeśli widziała, jak mi wypada. Kurwa. Nie mogłem tam teraz wrócić. To byłoby zbyt podejrzane. I tak nie miałem nic do stracenia. Jeśli ta gówniara mnie wyda to i tak będzie kaplica. Zanim wróciłem na miejsce zbrodni, przy pomocy karty podłączonej do telefonu, wybrałem z bankomatu kilka stówek na łapówkę. Wróciłem na miejsce zbrodni. Usiadłem przy barze. Dziewczyna za nim stojąca od razu do mnie podeszła.

- Co dla ciebie słodziutki? – uśmiechnęła się eksponując swoją bardzo obszerną klatkę piersiową. Zdecydowanie miała czym oddychać. Wyciągnąłem z kieszeni plik banknotów i podsunąłem go dziewczynie.

- Potrzebuję informacji – jedno było wiadome. Dziwki zrobią dla pieniędzy wszystko. – Dziewczyna, błękitne oczy, długie, czarne proste włosy. Dużo tu takich macie? – z gracją schowała pieniądze za stanik akceptując ofertę wymiany.

- Nie ukrywam przydałby się lepszy opis, ale chyba wiem o kogo ci chodzi. Kylie, a raczej Isla Harmon.

- Jakiś kontakt? Adres? Cokolwiek? – gestem ręki kazała mi poczekać. Zniknęła na zapleczu by chwilę później wrócić z kartką z adresem. Podsunęła mi ją po blacie.

- To za ten hojny datek – puściła mi oczko.

- Jasne. Nigdy mnie tu nie było – od razu, bardzo szybkim krokiem wróciłem do samochodu. Broń wrzuciłem do schowka i spojrzałem na kawałek papieru. Jej mieszkanie nie znajdowało się bardzo daleko. Od razu pojechałem pod wskazany adres i usiadłem na schodach przy drzwiach wejściowych czekając na moją zgubę. Paliłem elektryka przeglądając telefon. Zastanawiałem się też już jak poinformować Zeno o teoretycznym zjebaniu roboty. Hidden prędzej czy później i tak się dowie z racji, iż często u mnie przesiadywał. Pytanie tylko czy wyda mnie bratu.

W końcu małolata pojawiła się na horyzoncie. Szła nie spiesząc się i powoli licząc MOJE pieniądze. Nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Po prostu szła prosto do wejścia.

- Wsiądziesz do samochodu sama czy mam ci pomóc? – i wtedy zamarła. Chciała rzucić się biegiem do drzwi jednak byłem znacznie szybszy. Złapałem ją za nadgarstek i od razu wstałem. Dzieliła nas dość spora różnica wzrostu. Patrzyłem na nią z góry, a z mojego wyrazu twarzy mogła odczytać irytację połączoną ze wściekłością. Miałem okazję przyjrzeć się jej dokładnie. Staliśmy tuż pod latarnią. Patrzyła na mnie jasnymi ślepiami licząc na to, że coś tym ugra. Dostrzegałem w nich też przerażenie i nie tylko… Powiększone źrenice wskazywały na to, że coś brała. Westchnąłem ciężko. Plus był taki, że chociaż ubrała coś na siebie i nie świeci zakrwawionym ciałem po ulicach. Chociaż w takiej dzielnicy nikt nie zwróciłby na to uwagi. Nie miała w planach się ruszyć. Zasłoniłem jej usta dłonią, żeby uniknąć niepotrzebnych krzyków i zaciągnąłem na tylne siedzenie samochodu. Położyłem ją na brzuchu i paskiem od spodni związałem jej ręce. – Leż grzecznie. Nic ci nie zrobię. Obiecuję, że włos ci z głowy nie spadnie, jeśli będziesz współpracować – i zamknąłem drzwi. Usiadłem na miejscu kierowcy i jak gdyby nigdy nic ruszyłem w stronę swojego lokum.

Również mieszkałem w dość nieprzyjemnej dzielnicy więc nie miałem problemu z przetransportowaniem dziewczyny do mieszkania. Niosłem ją bardziej jak worek ziemniaków, niż księżniczkę, ale cóż mogłem na to poradzić? Była kim była. Kamienica nie wyglądała najlepiej jednak mój „apartament” był jej kompletną odwrotnością. Otworzyłem drzwi, które po wejściu od razu zamknąłem na zasuwę. Kluczyki od samochodu i lokum wrzuciłem do miseczki znajdującej się na komodzie.

- Tylko nie krzycz – dziewczyna wiedząc w jak chujowej sytuacji się znajdowała siedziała cicho i tylko skinęła głową. Wyciągnąłem portfel i pieniądze z kieszeni jej bluzy. Zdjąłem również pasek, który miał ją unieruchomić. Złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą do łazienki. – Ręczniki są w szafce pod zlewem. Umyj się, a ja ci ogarnę jakieś ubranie, bo wyglądasz i śmierdzisz okropnie – zamknąłem za nią drzwi. Judo wybiegł mi na przywitanie. Zapewne spał na łóżku w sypialni więc chwilę mu zajęło dobiegnięcie do korytarza ze względu na jego malusieńkie łapki. Zaszczekał radośnie. Pomiziałem go chwilę i poszedłem poszukać ubrania dla mojego „gościa”. Z szafy wyciągnąłem czarną koszulkę z jakimiś nadrukami i szorty, w których nie powinna się utopić. Udało mi się też wygrzebać jakieś babskie gacie, które musiała zostawić jedna z moich koleżanek. Oczywiście wszystko czyste i pachnące. Wróciłem pod drzwi łazienki i zapukałem. – Zostawiam ci wszystko na podłodze. Idę ogarnąć jakąś kolację. Jak się doprowadzisz do ładu to przejdź do końca korytarzem i zobaczysz, gdzie jestem – czas na tosty.

 

<Isla?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz