- Jak masz na imię? Nigdy cię tutaj nie widziałam, a biegam po tym parku codziennie. - powiedziała, by jakoś rozpocząć rozmowę.
- Jupiter. Wczoraj wieczorem wprowadziłem się dopiero do nowego domu. Gdy byłem dzieciakiem, mieszkałem w Londynie, jednak potem rodzice dostali pracę za granicą i wyjechałem wraz z siostrami. - wyjaśniłem. Choć może za wiele powiedziałem, mam tendencje do mówienia za dużo. Kikka mówi za mało, a Cat mówi, wtedy gdy trzeba, a tak zajmuję się czymś, co jest ważne. Więc może tylko ja gadam i za każdym razem jestem jak otwarta książka. Oczywiście, jeśli chodzi o niektóre te tematy. - Zwiedzałem oraz nie chciałem wypaść z kondycji. - dodałem po krótkiej chwili, by podtrzymać rozmowę, choć jestem takim no ciężkim rozmówcą.
- Jak taka ładna piegowata dziewczyna jak ty ma na imię? - spytałem. To musiało być męcząco takie słuchanie mojego wywodu. Kiwała jednak jedynie głową i uśmiechała się, chyba słuchała, albo chciała, abym już przestał mówić. Tak też mogło być. Siostry wielokrotnie powtarzają, odpowiadaj na pytania, a nie rób wywiadu ze sobą, opowiadając historię swojego życia.
- Śliczne imię, takie też rzadkie. - odezwałem się ponownie. Chciałem też wspomnieć, o czym, ale może powinien się wówczas zamknąć. Jednakże to było już za późno.
- Wydajesz się zabiegana i zapracowana. Jakby czas albo pracodawca się gonił. Niemalże jak wygłodniały pies wisi ci na karku i czeka, aż się potkniesz. - dopiero po tych słowach dostrzegłem w jej mimice delikatną zmianę. Ups, chyba nie powinno się tego nowo poznanej dziewczynie powiedzieć. Pewnie Cat i Kikka będą mieć używanie i śmianie się do rozpuku, że kolejną dziewczynę odprawiłem z kwitkiem, a może i nawet spłoszyłem. Przecież miałem poważne związki, choć jeden, no ale nic nie może trwać wiecznie. Zresztą Kikka i Cat nie są lepsze. Cat zerwała zaręczyny i zapadła się pod ziemię, oczywiście nie dla mnie i siostry. Jednak dla innych tak. Kikka zakończyła burzliwy związek po roku. Potem nieco wybierała partnerów na jedną noc albo partnerki, choć to bywało rzadziej. Zajęła się pracą i zwyczajnie nie znajdowała czasu dla ludzi obcych.
- Mój szef jeszcze by mnie skopał, gdybym upadła. - zażartowała. - Więc masz trochę racji. - dodała, a tym samym wyrwałem się z moich niezwykłe rozłożonych rozkmin, albo rozmyśleń.
- Gdy coś trudnego robisz i masz mało czasu, to czasem zaczęcie od najtrudniejszego jest dobre. Gdyż najłatwiejsze zostawiasz na koniec jako wisienkę na torcie albo babeczce. Przemęczasz się, jesteś zabiegana i jeszcze trochę, a padniesz z tego wszystkiego. - przerwałem. - Wybacz możliwe, że się trochę zapędziłem. - dodałem, odgarniając wilgotne włosy z twarzy.
- Masz rację, tego ci nie odmówię. - zaśmiała się. - A ty czym się zajmujesz? - spytała.
- Może to nie jest zbyt rozsądna praca, a może zajęcie. Jednakże mi ono jak najbardziej odpowiada. Jestem influencerem. - oczywiście musiałem jakoś to zakręcić. "Czy raz nie możesz powiedzieć prosto na pytanie, zamiast kręcić jak chomik kołowrotkiem". - mruknąłem do siebie, że nawet mój głos się nie wydobył. Jedynie sam to usłyszałem, a może moje wewnętrzne ja.
Gdy chciałem akurat coś powiedzieć, kelnerka przyniosła nam nasze napoje.
- Wybaczcie, na zamówienia trzeba chwilę poczekać. - rzekła krótko, zwięzłe i na temat. Moje przeciwieństwo. Ugryzłem się w język, by nic nie palnąć i jedynie powiedziałem krótkie "dziękuje", obdarowując dziewczynę z tacą delikatnym uśmiechem. Gdy ta poszła, wyciągnąłem telefon, by sprawdzić, czy nie zmókł. Zapomniałem o nim, ale na szczęście był suchy. Przejrzałem media społecznościowe, kilka mejli od "pracodawców produktów", które reprezentuję, a może i jestem ich twarzą. Po chwili jednak odłożyłem na bok telefon, gdy na wszystko odpisałem, by mieć pewność, że niczego nie pominąłem.
- Wybacz, niegrzeczne z mojej strony, że zająłem się telefonem, a ciebie tak nieco bezczelnie porzuciłem. - to miały być przeprosiny, czy co. Sam nie byłem co do tego pewny.
- Nie ma sprawy, masz pewnie dużo rzeczy na głowie, podobnie jak ja. - chyba na swoje własne słowa zaśmiała się nieco nerwowo. Denerwowała się, a może coś innego. Może nie powinienem się tak zachowywać.
- Wybacz za szczerość, ale czy czujesz się nerwowo przy mnie? Bądź wprowadzam cię w niezręczność? - rzekłem i ująłem jej dłoń. Chciałem, by poczuła się pewnie.
- Proces poznawania nowych osób raczej tak u mnie nie wygląda. - mówiąc to, zabrała dłoń.
- Przepraszam, nie powinienem cię łapać. Rim, kawa ci wystygnie. - pierwszy raz wypowiedziałem jej skrócone imię, a do tego wykonałem taki bezczelny ruch.. Gdyby siostry to zobaczyły, dostałbym, bym po głowie i to z marszu.
Między nami zapadła chwila dziwnej ciszy, musiało to, być związane z moją osobą. Najpewniej po raz pierwszy i ostatni widzę ową Rim. Pomieszałem sobie herbatę akurat, gdy wrzuciłem jedną kostkę cukru, gdy spróbowałem jej, zdecydowałem się na następną kostkę. Gorzkie napoje nie są dla mnie, słodkie są, dzięki Kiki. To ona uwielbia słodycze i chyba w większości jej podróże są też ze wzgląd na pyszne słodkości.
- Czym się zajmujesz? - spytałem, chcąc jakoś przerwać tę niezręczną ciszę.
- Jestem prawnikiem w kancelarii niedaleko. - rzekła, krótko.
- Musisz mieć naprawdę wiele na głowie. Podoba się ci bycie prawnikiem? To twoje powołanie? - może zbytnio naciskam, ale ciekawi mnie jej zawód. Kikka też pracowała w kancelarii, pomagała, ale potem miejsce to spłonęło i przestała się tym zajmować.
- Podoba się i tak, mogę śmiało powiedzieć, że robię to z powołania, chociaż nie zaprzeczę, że marzeniami moich rodziców było przyjąć po nich firmę. - wyjaśniła. Gdy mówiła o swojej pracy, wydawać, by się mogła dużo szczęśliwsza. Mimo że najpewniej ma ciężko, ale mimo to skoro ma powołanie, to trzeba jedynie pogratulować, takim osobom.
- Prowadziłaś już jakąś sprawę? - spytałem zaciekawiony. Może zbytnio się jej przyglądałem, ale zaciekawiła mnie Rim. Mało kiedy mogę poznać kogoś osobiście. Dlatego też wyciąganie dyskretnie informacji o osobie, której się najpewniej już nigdy nie spotka, może być dobrą nauką na przyszłość.
- Mam kilka w toku. - rzekła i upiła kolejny łyk kawy.
Spojrzałem w stronę okna, by sprawdzić, czy się rozpogodzić, jednakże jedynie się pogorszyła pogoda, a ludzie się zbierali, uciekając przed koszmarną pogodą. Miałem jedynie nadzieję, że nie zacznie się burza.
- W najbliższym czasie pogoda się nie polepszy. - odezwałem się na głos, może powinien zatrzymać to dla siebie.
- Dobrze, że mam dzień wolny. A ty? Jakieś plany na później? - zwróciła moją uwagę, tym samym na nią spojrzałem.
- Dobrze, że możesz sobie odpocząć. Na później raczej nie. Pewnie, gdyby była ładna pogoda, bym sobie pobiegał, a potem wrócił do domu i czekał, aż łaskawie siostry przylecą. - odpowiedziałem ponownie, nie tak jak powinienem. - Masz jakiejś rodzeństwo? Skoro tak wspominam o siostrach, to jak wygląda u ciebie ta historia? - spytałem zaciekawiony.
- Nie mam. Jestem jedynaczką. Chyba fajne uczucie mieć rodzeństwo, co? - najwyraźniej trzeba było znaleźć odpowiedni temat, by móc kontynuować rozmowę.
- Powiem ci, że mając rodzeństwo, jest naprawę fajne. Jednak bywają też dnie, w których potrafimy się mordować spojrzeniem, a nawet unikać się jak ognia. - zażartowałem, choć to prawda. - Powiem ci z mojego przykładu, jestem środkowym dzieckiem. Ma zarówno młodszą, jak i starszą siostrę o rok. Można też powiedzieć, że są one moim oparciem, filarem i gdy ich potrzebuję, to wiem, że się pojawią, albo odezwą. - mój głos przycichł i nieco ochrypł. Nie chodziło o chłód, jedynie o to, że są one dla mnie tak ważne, że gdy ujawniam swoje emocje, wówczas głos mi się łamie, a z oczu płyną łzy.
Odetchnąłem głęboko. Po czym zastanawiałem się, czy się nie przenieść w bardziej przyjemne miejsce. Mówię tu, by np. odwieźć dziewczynę, albo zabrać ją do siebie, gdyż ludzi przybywało, a tłok nie jest czymś, co lubię.
- Wybacz, ponownie. Jednak wyskoczę z tą nagłą propozycją. Może chciałabyś skoczyć do mnie. Mówię, o tym, bo tutejsze miejsce robi się zbyt tłoczne, a nie widzi mi się obijanie o innych, czy też dzielenie z nimi stolika. Oczywiście też jest w możliwości, byśmy się tu zostali, jednakże to niebezpieczne, bycie w takiej pogodzie samemu. - wyjaśniłem, nie chciałem, by źle mnie rozumiała. Nie chciałem, jej zaprosić do domu, tylko po to, jak to wychodzi na tych pierwszych randkach. Gdyż to nawet nie była randka, jedynie przypadkowe spotkanie, które najpewniej skończy się szybciej, niż powinno. Jednakże to już jest norma.
- Chyba nie mam nic ciekawszego do roboty, więc… Możemy się przejść. - wzruszyła ramionami, dopijając swoją kawę.
Zapłacone zostało telefonem, najwyżej potem się rozliczymy. Gdy udało się tam przejść ten tłum niemalże, gdy tylko zwolniliśmy miejsce, kilka osób rzuciło się na nie jak wygłodniałe bestia. Aż zrobiło mi się szkoda tego stołu. Wyjście na świeże rześkie deszczowe powietrze było odżywcze i pożywne, jednakże drogę do miejsca, w którym mieszkam, należała ona do niedługich przejść. Przez pierwsze minuty szliśmy, potem jednak zaczęliśmy iść truchtem, by nie zmoknąć i móc się ukrywać co jakiś czas.
- Za moment skręcimy. Można określić tę okolicę mianem luksusu, ale dla mnie to zwykła miła dzielnica. - odezwałem się i delikatnie pociągnąłem dziewczynę za rękę. Drugi raz tego dnia złapałem ją za rękę. Tym razem miałem dobry powód.
***
Dotarcie do domu nie zajęło za wiele, zwyczajnie zmoknięcie do suchej nitki, można było to określić najlepszym mianem. Podałem dziewczynie ręcznik, który leżał na kupce tuż na komodzie. Zazwyczaj je tu mamy, gdybyśmy zmokli.
- Zaprowadzę cię do łazienki, byś się mogła odświeżyć, a twoje mokre ubrania wysuszę, byś miała w czym wrócić. - odezwałem się, zanim jednak zabrałem ją do łazienki. Skierowałem się do jednej z garderób, by dać jej suchy komplet ubrań w tym bieliznę. - Są nowe, świeże i nieużywane. Możesz je zatrzymać nawet. - dodałem. Zbyt śmiało powiedziałem? Z wyczuciem u mnie też kiepsko, choć Melissie to nie przeszkadzało. Miałem do niej zadzwonić i sprawdzić co u niej, ale ostatnim razem, gdy pisałem, to była zajęta.
- Nie trzeba było, wcale nie zmokłam aż tak bardzo… - uśmiechnęła się. Uprzejma z niej osoba. Jednakże lepiej, żeby się nie przeziębiła. Może zbytnio przejmuje się innymi i jeszcze to, że niemalże zupełnie obcą osobę zabrałem do domu, oprócz mnie i Rim nikogo tu nie ma. Wszystko jest takie samo, jak to rano zostawiłem. Nawet się nie rozpakowałem jeszcze. - To damskie rzeczy? Musisz mieć pojemną szafę. - zażartowała.
- Można powiedzieć, że mógłby się w niej zmieścić cały sklep z ubraniami. Nawet zostałoby nieco miejsca. - dodałem od siebie.
- To nie zmienia faktu, że Londyn jest bardzo deszczowym miastem, a ty skończysz niedługo bez ubrań, jeśli będziesz wpadał na kogoś co ranek i zapraszał do siebie, uciekając przed deszczem. - rzekła. Kierowaliśmy się do łazienki, po tym, jak ja także wziąłem sobie tym razem męski świeży i zupełnie nowiutki zestaw ubrań.
- Jesteś pierwszym gościem, jakiego tu sprowadziłem. Teraz ten dom nie wydaje się taki pusty. To tutaj cię zostawię. Ja skorzystam z łazienki nieopodal garderoby. Mokre ubrania włóż do miski i wystaw ją za drzwi. Zanim zapomnę, jeśli wyjdziesz pierwsza, poczekaj w salonie. - wyjaśniłem. Po czym dziewczyna się uśmiechnęła i pogoniłem ją (niemalże wepchnąłem) do łazienki. Sam także ruszyłem do tej przy garderobie, by móc wziąć prysznic, przy tym także umyć włosy i nieco się odświeżyć. Oboje tego potrzebujemy, a łazienek mamy na tyle dużo, że zarówno prysznic, jak i wanna jest przydatna. Choć nie wiem, czemu na piętrze są te z wannami, a na parterze z prysznicami. Rodzice mieli nie lada wyzwanie albo przemyślenia.
< Rimma? >
1804 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz