Przez to, że przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy po prostu zasnęłam. Płacz wyciągnął ze mnie całą energię.
Obudziłam się następnego dnia już
w łóżku. Max musiał mnie przenieść. Czułam się okropnie. Od płaczu bolała mnie
cała twarz. Drzwi od mojej sypialni były uchylone, a z kuchni dochodziły dziwne
dźwięki. Chcąc to sprawdzić podniosłam się na równe nogi i skierowałam do
wyjścia. Zoe razem z kotem robiła śniadanie. Nie mogłam uwierzyć w to co
zobaczyłam. Kiedy tylko mnie ujrzała podbiegła i mocno przytuliła.
- Nie przejmuj się. Znajdziemy ci lepszego kawalera – uśmiechnęła się pocieszająco.
- Chyba wolę już zostać starą
panną – pogłaskałam ją po głowie i odsunęłam od siebie. Wróciła do robienia
jedzenia, a ja zaczęłam przeszukiwać torebki. Udało mi się znaleźć paczkę
papierosów. Wyszłam na balkon, żeby trochę ulżyć swoim nerwom. Myślałam nad tym
wszystkim i może faktycznie dobrze, że tak to wszystko wyszło. Dzieliła nas
ogromna przepaść. Byliśmy zupełnie różni. Wypaliłam dwie sztuki, a kiedy miałam
sięgnąć po kolejnego usłyszałam głos siostry wołającej na posiłek. Odłożyłam
paczkę na stolik i wzdychając głośno wróciłam do mieszkania. Na stole, który
przypominał mi o poprzednim wieczorze, stały dwa talerze z naleśnikami.
- I jak? – polane sosem
czekoladowym, z truskawkami wyglądały naprawdę dobrze.
- A mogłabyś tak codziennie? –
uśmiechnęłam się zajmując swoje miejsce.
- Zastanowię się – odwzajemniła
gest i dołączyła do mnie.
- Chyba pójdę dzisiaj do Zeno. Chcę
z nim pogadać na spokojnie, bo wczoraj nie byłam w stanie.
- Max mi opowiadał – powiedziała
z pełną buzią. Pokręciłam głową na jej brak kultury, ale nic nie powiedziałam.
- Kiedy się widzieliście?
- Minęliśmy się w drzwiach w
sumie i zamieniliśmy kilka słów. Przekochany jest – z tym miała rację.
Cieszyłam się, że udało mi się spotkać na mojej drodze kogoś takiego. Był jak
starszy brat, albo nawet więcej. Jak anioł stróż. Kiedy zjadłam pocałowałam
siostrę w głowę i poszłam się ogarniać zostawiając sprzątanie w jej rękach. Nie
była z tego powodu zadowolona, ale nie protestowała. Wzięłam szybki prysznic i
ogarnęłam włosy wiążąc je w niedbałego koka. Jak zwykle się nie malowałam,
ponieważ nie potrafię i nie miałam dla kogo. Ubrałam się luźno. Koszulka i
kolarki od dłuższego czasu były moim ulubionym połączeniem. Nie widziałam
potrzeby, żeby stroić się jak wczoraj. W końcu i tak zaliczyłam kosza.
Siedziałam w samochodzie pod
apartamentem Zeno zastanawiając się co takiego chciałabym mu powiedzieć.
Cholernie mnie to stresowało. Gdybym mogła najchętniej cofnęłabym czas, żeby
nigdy nie doszło do wczorajszego spotkania.
- Hej, może zapomnimy o tym co
wydarzyło się wczoraj i dalej będziemy się kumplować? – powiedziałam sama do
siebie próbując przećwiczyć jakieś kwestie. – A może… Hej, wczoraj trochę mnie
poniosło. Możemy udawać, że tego nie było? – słysząc jak głupio to brzmi
uderzyłam głową o uchwyt kierownicy. – Jebać to i jebać mnie i w ogóle jebać to
wszystko – z siedzenia pasażera zabrałam plecak, w którym ukryłam paczkę fajek.
Przed konfrontacją z Zeno wypaliłam jednego. Ochroniarz bez pytań wpuścił mnie
do środka. Stresowałam się tym wszystkim. Po głowie chodziły mi tysiące myśli.
A co, jeśli mnie odrzuci? A co, jeśli nie będzie jak dawniej? A co, jeśli po
wczoraj mnie znienawidził? Kompletnie mi to nie pomagało, ale starałam się być
silna. Czułam, że wystarczy jedno słowo, żeby moje oczy znowu się zeszkliły. Przed
zapukaniem do drzwi wzięłam głęboki oddech. Kiedy zaczęły się otwierać po
dłuższej chwili czułam jak tętno mi przyspiesza. Nie ukrywałam mojego
zdziwienia, kiedy drzwi otworzyła mi… Faye? Ubrana w koszulkę, która
prawdopodobnie należała do Zeno. Nie wiedziałam co powiedzieć. Miałam ochotę
uciec.
- O hej Lydia. Co tam? –
uśmiechnęła się i oparła o framugę drzwi.
- W sumie… nieważne – mruknęłam i
odeszłam próbując się nie rozpłakać. Nie jest gotowy tak? Nie może się
pozbierać? Pierdolenie. Stojąc już w windzie wyciągnęłam telefon.
Lydia: wystarczyło powiedzieć, że nie jestem w twoim typie a nie kłamać, że się pozbierać nie możesz. To boli jeszcze bardziej niż prawda ;)
Wróciłam do samochodu i dopiero
kiedy ruszyłam dałam upust swoim emocjom. Dostałam jakąś wiadomość w odpowiedzi jednak nie miałam zamiaru patrzeć na jej treść. Znowu rozbeczałam się jak dziecko,
ale tym razem było jeszcze gorzej. Jadąc w stronę mieszkania zatrzymałam się w
sklepie. Kompletnie nie znałam się na alkoholach więc wybrałam najbardziej
popularny – wódkę. Stojąc przy kasie, już trochę mniej zapłakana ekspedientka
przyjrzała mi się bardziej.
- Dziecko, ile ty masz lat?
Alkohol od osiemnastu sprzedajemy – pociągnęłam nosem i podałam jej dowód.
Przyjrzała się mu dokładnie, żeby sprawdzić czy to nie podróbka i ostatecznie
sprzedała mi butelkę. Zrobiłam jej zdjęcie i przesłałam do Maxa.
Lydia: przeżyjesz ze mną mój pierwszy raz?
<Maxwell? Zeno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz