piątek, 5 sierpnia 2022

Od Calixte - CD Zendayai

Po wyjechaniu na ulicę tylko z największym trudem powstrzymał się od mocniejszego wciśnięcia pedału gazu. Zdecydowanie chciałby mieć już tą całą cholernie krępującą sytuację za sobą. Ostatnia naprawa nie tak znowu starego Renaulta kosztowała go jednak niezłą sumkę, więc nie zamierzał go od razu maltretować. A i tak przecież jak na chłopaka, który dziewięć pierwszych lat swojego życia spędził jako mieszkaniec wioski rybackiej przystało targował się zajadle dopóki nie ustanowił jako tako znośnej kwoty, toteż nie powinien narzekać. Szkoda tylko, że jeśli tak dalej pójdzie, niedługo będzie musiał zakupić coś nowego. 
No ale mniejsza z tym, teraz należało skupić się wyłącznie na bezpieczeństwie młodego i mieć nadzieję, że ten nie zdążył się jeszcze schlać na tyle, by mieć problemy z utrzymaniem równowagi. Jego bezczelny zazwyczaj języczek już chyba nie mógł być bardziej irytujący, więc Calixte parkując pod barem modlił się w duchu, by w międzyczasie któryś z klientów nie zechciał na własną rękę wytłumaczyć chłopakowi jak należy zwracać się do starszych. Jeszcze musiałby zmarnować kolejne kilka godzin na zawiezienie go do szpitala. 
Ostre światło emitowane przez wielokorowe lampy podwieszone pod sufitem zaatakowało go niemal od wejścia, powodując że na krótką chwilę praktycznie stracił kontakt wzrokowy z otoczeniem. Dopiero parokrotne mrugnięcie powiekami zdołało odwrócić ten efekt, pozwalając mu na zlokalizowanie odpowiedniego stolika i szybkie sprawdzenie, czy Milo mówił prawdę, co rzecz jasna nie było aż takie oczywiste. Tym razem rzeczywiście nie kłamał. Portugalczyk zaczął przeciskać się przez tłum, kierując się do celu.  
- Spadaj. - Znalazłszy się przy nim, zwrócił się w pierwszej kolejności do roześmianej prostytutki obciskającej piętnastolatka. Otrzymawszy w odpowiedzi tylko zdzwione spojrzenie, zaszedł ją tak, by móc opierając dłonie o oparcie zajmowanego przez nich krzesła, szepnąć jej następne słowa wprost do ucha. - Zjeżdżaj zanim zechcę wymierzyć Ci stosowną karę za wyciąganie pieniędzy z nieletnich. 
Tym razem wyraźnie załapała. Wstała niechętnie i prychnąwszy coś tam po japońsku, opuściła lokal. 
Jeden problem został rozwiązany. Pozostały jeszcze dwa. Pierwszy stanowiło wyciągnięcie stąd Earla w taki sposób, by zwrócić na siebie jak najmniejszą uwagę, a drugi poważna rozmowa z właścicielem tej nieszczęsnej budy.  
- Koniec imprezy. - Zarządził, usiłując oszacować ile też szklanek zdążył wlać w siebie wyspiarz. Cóż... z pewnością zdecydowanie za dużo, skoro tylko z największym trudem skupiał spojrzenie na jednym punkcie. Jakakolwiek próba przemówienia mu do rozumu nie miała kompletnie żadnego sensu, a ten, kto liczyłby, że dzieciak utrzyma się samodzielnie na nogach choćby przez sekundę, musiałby być wyjątkowo naiwny. Dobrze chociaż, że jego starszy brat miał dość spore doświadczenie w odstawianiu pijanych nastolatków do samochodów, izolatek czy innych względnie spokojnych miejsc, bo w przeciwnym razie mogłoby się to skończyć nieciekawie. - Idziemy do auta. - Rzucił krótko, prawa ręką odsuwając nieco stołek zajmowany przez krewnego, a drugą obejmując go w tali, by czasami nie runął natychmiast na podłogę. Oderwawszy jego ciało od mebla, poprawił poprzedni chwyt, a lewą dłoń przełożył na barki imprezowicza, którego następnie zaczął popychać na parking. 
Jeszcze trzy lata temu owo zajście najprawdopodobniej zakończyłoby się na tym, że wsadziłby go do wnętrza swojego pojazdu, zapiął pasy i najzwyczajniej w świecie odjechał, ale skoro obecnie dysponował wyjątkowo silnym asem, który mógł wykorzystać przeciwko zarządcy tej nieliczącej się z etyką zawodową speluny, postanowił go spożytkować. 
- Nie ruszaj się stąd nawet o milimetr. Postaram się wrócić jak najszybciej. - To powiedziawszy, obrócił się napięcie, by zanurzywszy się z powrotem w głośnej muzyce wydobywającej się z głośników, sprężystym krokiem udać się prosto do baru, za którym stała rudowłosa, na oko trzydziestoparoletnia kobieta. 
- Chcę rozmawiać z kierownikiem. - Oświadczył bez większych wstępów. 
- Pana Lopeza nie ma. - Odparła niemal automatycznie, co już samo w sobie wzbudziło jego podejrzenia. 
- Śpiewka starsza niż świat. - Westchnąwszy ciężko, wyjął portfel z kieszeni bluzy, otworzył go i wydobył banknot o nominale pięćdziesięciu euro, po czym położył go na blacie. - Czy tyle wystarczy, by się znalazł ? 
-Korytarzem w lewo, potem po schodach na piętro i trzecie drzwi na prawo. - Uśmiechnąwszy się lekko, dziewczyna czym prędzej zgarnęła dodatkowy zarobek.
- Serdecznie dziękuję. - Kiwnąwszy jej nieznacznie głową, ruszył zgodnie ze wskazówkami. 


< Zendaya ? >

653 słowa
 
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz