piątek, 26 sierpnia 2022

Od Dakoty - do Rhysa

 Odłożył mokry pędzel na blat biurka, który jak zwykle pokrywała gruba warstwa z pozoru kompletnie niepasujących do siebie przedmiotów, po czym odsunął się o parę kroków od sztalugi. Przechylił nieco głowę, w wyniku czego gruby kosmyk włosów spłynął mu prosto na oczy, ograniczając pole widzenia. Czym prędzej odgarnął go na bok, nie zauważając nawet, że przy okazji ubrudził sobie policzek czerwoną farbą. 

Obraz był prawie na wykończeniu, ale Dakota od kilku już dni męczył się z myślą, że coś w nim jest wyraźnie nie tak jak powinno. Ach tak, światłocienie ! Oczywiście ! To dlatego płomienie otaczające grotę, w której schowała się ta parka w obawie przed atakiem przybyszów z Kosmosu nie chciały parzyć w oczy tak bardzo jak to widział w swojej wyobraźni ! Sięgnął ponownie po pędzel, wymieszał odpowiednie barwy, pociągnął włosiem w zdawało się dobrych miejscach, ale gdy znowu zlustrował efekt, nadal nie był zadowolony. Dochodząc do wniosku, że nawet kompletny amator naniósłby lepsze poprawki, cisnął cały sprzęt w najdalszy kąt pokoju, przy okazji omal nie farbując śpiącego tam akurat kota, czego swoją drogą ciotka z pewnością długo by mu nie wybaczyła, otworzył szeroko okno, by zrobić przewiew. Następnie zgasiwszy wszystkie kadzidełka (nie chciał przecież doprowadzić do pożaru, zwłaszcza po tym jak ostatnio któryś ze zwierzaków przypadkowo wywrócił jedno z nich, gdy akurat zszedł po coś na dół, prawie puszczając z dymem cały dom), powodowany nagłym impulsem zbiegł po schodach, pragnąc wydostać się choć na parę godzin z czterech ścian. 

- Wrócę wieczorem ! - Rzucił krótko do obsługującej właśnie klienta opiekunki i nie czekając nawet na jej odpowiedź (którą zresztą potrafił dokładnie przewidzieć), skierował się powoli w stronę centrum. 

Przez dobre półtorej godziny kręcił się właściwie bez większego celu, rozkoszując się przebijającym się przez chmury słońcem, świeżym powietrzem oraz śpiewem ptaków i pozwalając nieść się nogom, gdzie im się żywnie podobało. A te doprowadziły go w końcu pod bar La perla, w którym bywał już kilkakrotnie, toteż zdawał sobie doskonale sprawę, że tu raczej nikt nie spyta go o dowód, gdy będzie chciał zamówić jakiś wysokoprocentowy napój. I na całe szczęście, bo chyba akurat tego dokładnie potrzebował, by wreszcie wróciło do niego natchnienie. Nie zamierzał wypić zbyt wiele, ponieważ w innym wypadku nie byłby później w stanie utrzymać w ręce swojego narzędzia pracy. Tym bardziej, że tego konkretnego dnia znowu zapomniał wziąć leków, a alkohol był jedną z tych substancji, które zdaniem lekarza rozbrajały jeszcze bardziej jego i tak już osłabiony organizm. Jednak czasami wbrew zdrowemu rozsądkowi po niego sięgał. Co z tego, że niejednokrotnie przynosiło to niespodziewane skutki ? Jak to mówią bez ryzyka nie ma zabawy. A gdy jeszcze dodatkowo mogło mu to pomóc w ponownym rozwinięciu artystycznych skrzydeł, to czemu niby miałby nie wejść do środka i nie skorzystać z jego magii ? 

- Martini Bianco jak zawsze na początek ? - Jasnowłosa kelnerka, która parę raz już go obsługiwała, podeszła do jego stolika zaledwie parę sekund po tym, gdy przy nim usiadł. 

- Si bella. - Potwierdził w swoim rodzimym języku, dobrze zdając sobie sprawę jak bardzo dziewczyna uwielbia hiszpański i jak bardzo łasa jest na komplementy. 

Czekając aż przyniesie mu zamówiony drink, chłopak rozejrzał się po lokalu, swoim zwyczajem usiłując odgadnąć jak bardzo różne historie kryją się za znajdującymi się w jego wnętrzu ludźmi. 



< Rhys ? > 


530 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz