Nie podobała mi się cała ta rozmowa. Czemu mieliśmy skupić się na moim bracie? Był gliną to fakt. Możliwe, że miał jakieś informacje na temat Serpents. Raczej na pewno coś na nich mieli na tej komendzie. Szczerze wątpiłem, aby zechciał z nami współpracować. Nie mogłem go nawet o nic poprosić. Dla niego już nie żyłem. Doskonale pamiętałem jego wyraz twarzy podczas naszego ostatniego spotkania. Gardził mną i gdyby nie zdrowy rozsądek, zapewne by mnie tam zatłukł i porzucił w lesie. Odkąd zakochał się w Lukrecji, całkowicie się zmienił. Zawsze był porządnym facetem. Kochał swoją pracę najbardziej na świecie. W życiu nie złamałby prawa. A ta dziewczyna co z nim zrobiła? Owinęła go wokół palca, był na każde jej skinienie. Był ślepo w nią zapatrzony i zapewne to go niedługo zgubi. Kiedy tylko jego powiązania z mafią wyjdą na jaw, będzie bardzo tego żałował.
- Spróbuję... może uda mi się czegoś dowiedzieć, ale nie daję gwarancji - odpowiedziałem na jego słowa. - Nasze relacje ostatnio są dość... napięte.
- Ale to z ich informacjami więcej zdziałamy - zauważył, w dalszym ciągu obracając w dłoniach elektryka.
Nie wiedziałem nawet, jak się do tego zabrać. Harvey na pewno nie odbierze ode mnie telefonu. Mógłbym spróbować zastać go w jego mieszkaniu, ale czy mi w ogóle otworzy? Miałem trzymać się z daleka od Pangei. Fuller nie był mi nic winny i jeśli o mnie chodzi, najchętniej nie pokazywałbym mu się na oczy przez jakiś czas. Zawsze pozostawała też Lukrecja. Mavis miał rację, to ona stanowiła czuły punkt mojego brata. Gdybym znów zjawił się w jej pobliżu, na pewno doszłoby między nami do konfrontacji. Tylko tak zmusiłbym go do przekazania informacji.
Sięgnąłem po telefon do kieszeni. Zabrałem go z domu, podczas pakowania. Moja pierwsza komórka została mi zabrana, w tej miałem chociaż listę kontaktów. Wyszukałem w niej numer Harveya. Wpatrywałem się w ciąg liczb, po chwili blokując ekran.
- Użyjemy dziewczyny tylko w razie konieczności - powiedziałem, mając na myśli Lukrecję. - Mój brat ma do niej ogromną słabość. Zrobi dla niej wszystko, więc jeśli nie uda mi się go przekonać do udzielenia informacji, dam ci wolną rękę.
- Braciszek cię znienawidzi - powiedział rozbawiony, zaciągając się mgiełką.
- Bardziej już się nie da - odparłem, ignorując fakt, że znów palił.
Ten drugi współlokator był gorszy, bo wypalał zwykłe papierosy, które gorzej śmierdziały. Powoli zaczynałem się do tego przyzwyczajać. Nikt w mojej rodzinie nigdy nie palił, może to przez to byłem tak wyczulony. Sam nie chciałem wciągać się w nałóg.
Przetarłem zmęczoną twarz i spojrzałem na chłopaka, który relaksował się w swoim ulubionym fotelu. Nie miałem już siły myśleć o jakimkolwiek planie działania. Przynajmniej już nie tego wieczoru. Potrzebowałem coś zjeść i trochę się przespać. Rano mogliśmy wrócić do tematu.
- Macie coś w tej lodówce oprócz piwa? Coś, co nadawałoby się do zjedzenia? - zapytałem, mając w planach zrobienie jakiejś kolacji.
Byłem świetnym cukiernikiem (moim skromnym zdaniem), ale w gotowaniu wcale nie byłem gorszy. W zamian za kąt do spania mogłem od czasu do czasu coś przygotować. Nie zamierzałem co prawda robić za ich gosposię, ale okazjonalne obiady nie stanowiły dla mnie problemu. Raczej wątpiłem, aby te dzieciaki potrafiły coś zjadliwego przyrządzić. Zapewne żywili się samym śmieciowym żarciem.
<Isaac?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz