Ostatnie parę dni upłynęło na tyle spokojnie, że Romaise aż nie mogła w to uwierzyć. Czyżby mieszkańcy Londynu, z nią samą włącznie mogli chwilowo spać spokojnie, nie obawiając się, że już następnego dnia mogą pożegnać się ze swoim majątkiem, zdrowiem lub życiem, czy co tam jeszcze stawiali na pierwszym miejscu ? Naprawdę chciałaby w to wierzyć, ale musiała się pogodzić z myślą, że władające miastem mafie znowu najwidoczniej szykują coś wielkiego. Być może nawet na skalę tego całego zamieszania z porwaniem jednego z Harrisów, ale co ona tam wiedziała. Była przecież tylko zwykłą służką, a tym nigdy nie mówiło się za dużo. Zresztą tak było nawet lepiej - im mniej wiedziała o planach Jaydena, tym była bezpieczniejsza, a wraz z nią jej mały aniołek. A przynajmniej do czasu aż któryś z tych debili nie stwierdzi, że być może jest zupełnie inaczej. Skutków takiej teorii wolała sobie nie wyobrażać. Już bez tego miała przecież wystarczająco dużo kłopotów.
- Dzisiejsze zamówienie. - Usłyszała burkliwy głos Carlosa zanim w ogóle zdążyła rozebrać się po powrocie z baru. - I lepiej się z tym streszczaj, bo szykujemy na wieczór imprezę. - Dodał jeszcze zanim rozpłynął się niczym duch w lekkiej mgle na zewnątrz.
- Miło by było, gdyby dla odmiany któryś z nich chociaż się uśmiechnął. - Westchnęła, gdy drzwi zamknęły się z wielkim hukiem. Dźwięk ten oczywiście obudził Nuriego, który aż do tej pory spał grzecznie w swoim łóżeczku w jednym z pokoi na piętrze, a teraz zaczął marudzić. - Mamusia już idzie. - Oświadczyła, zrzucając z siebie lazurowy płaszcz i przy okazji sięgając po listę, którą ten nieznośny typ raczył zostawić jej przyklejoną nonszalancko do ściany. Wystarczyło, że rzuciła na nią przelotnie okiem, by nogi niemal dosłownie się pod nią ugięły, a z ust wypłynęło kilka arabskich przekleństw. Jak ona ma do cholery wcisnąć to wszystko do swojego małego autka ? Przecież to tak jakby próbować wepchnąć słonia do skrzynki na listy ! Będzie musiała obrócić kilka razy, ale który z tych palantów zawracałby sobie tym głowę... W końcu i tak się nie zbuntuje w obawie przed utratą synka. Gdyby nie on na pewno spróbowałaby ich jakoś wykiwać, ale obecnie było to tylko czcze marzenie. Biedne dzieciątko jeszcze długo było skazane wyłącznie na nią, skoro jego ojczulek nie zamierzał się najwidoczniej już nigdy ujawnić, a członkowie gangu zajmowali się nim jedynie wtedy, gdy posyłali ją na miasto. Dokładnie zresztą tak jak teraz.
- Możesz już iść. Zaopiekuję się nim. - Młoda blondynka, którą widziała chyba po raz pierwszy w życiu, minęła Romaise i skierowała się prosto w kierunku schodów prowadzących na górę.
***
Dojazd do sklepu spożywczego, w którym od dłuższego czasu się zaopatrywała, zajął jej co prawda o kwadrans dłużej niż zwykle, ale ponieważ nic nie mogła na to poradzić, nie zamierzała się bez potrzeby denerwować. Po prostu przekroczyła próg i ruszyła powoli w stronę półek, na których znajdowały się odpowiednie artykuły, pchając przed sobą wózek na zakupy, który z każdym dorzuconym przedmiotem stawał się coraz cięższy. A to miał być dopiero początek jej problemów. Dość szybko bowiem utworzyły one na tyle pokaźny stos, że niemal całkowicie zasłoniły jej widok. A to nie miało prawa skończyć się dobrze.
- Nie nauczyli Pani, że nie należy taranować innych ? - Do jej uszu doleciał podniesiony męski głos. - A może wydaje się Pani, że jest Pani tutaj sama ? - Ni stąd, ni zowąd wyrósł przed nią postawny brunet ubrany w dżinsową kurtkę i ciemnoczerwone sportowe spodnie.
- Bardzo Pana przepraszam, nie chciałam. - Obdarzyła go pełnym skruchy spojrzeniem zza tradycyjnej lekkiej zasłony spowijającej jej twarz. - Mam nadzieję, że nic się Panu nie stało.
- Akurat, wy Arabowie zawsze tak mówicie, a parę minut później podkładacie bomby porządnym obywatelom. Już ja Was dobrze znam. - Zamachnął się, by wymierzyć kobiecie rzekomą sprawiedliwość we własnym zakresie, ale na całe szczęście zdołała w porę się odchylić i wybiec z lokalu, nie zauważając nawet, że właściciel najpierw schyla się po niewielkich rozmiarów szmaragdową saszetkę leżącą na podłodze, a potem krzyczy, by się zatrzymała.
< Andrew ? >
643 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz