wtorek, 16 sierpnia 2022

Od Romaise - CD Andrew

Trzęsąc się na całym ciele dziewczyna zajęła miejsce na fotelu kierowcy, po czym z trudem odpaliła silnik. Łzy spływające rwącym strumykiem po policzkach nie tylko rozmazywały jej starannie wykonany makijaż, ale także, co jeszcze gorsze, kompletnie zasłaniały widok, toteż przejechawszy zaledwie kilka metrów, skręciła na parking znajdujący się w pobliżu jakiejś restauracji, o czym przekonała się dopiero, gdy po paru minutach jeden z jej pracowników zapukał w szybę. Domyślając się, że chłopak tak łatwo jej raczej nie odpuści, w końcu zatrzymała się na terenie należącym do lokalu, niechętnie ją opuściła i siląc się na lekki uśmiech, który niestety wyszedł jej bardziej niż blado, zmusiła się, by zerknąć w jego stronę.
- Przepraszam, ale to... - Zaczął standardową formułkę, ale na widok jej stanu, całkowicie zmienił ton. - Czy mogę Pani w czymś pomóc ? Może zgodzi się Pani wejść do środka, zamiast siedzieć tutaj sama, pogrążając się w smutku ? Oferujemy naprawdę wspaniałe dania. - Zaproponował, przyglądając się jej z wyraźnym współczuciem wymalowanym na twarzy. 
- Właściwie to czemu nie ? - Wzruszyła ramionami, zerkając przelotnie na zegar zamontowany nad radiem. Następnie przekręciła kluczyk w stacyjce i wytarłszy chusteczką higieniczną łzy, wysiadła z pojazdu. Przynajmniej dla odmiany zaoszczędzi trochę czasu na gotowaniu w domu i wróci do względnej normy, dzięki czemu łatwiej odnajdzie się w obcym sklepie. 

***

Około trzy godziny później znalazła się szczęśliwie u siebie. Na początek rzecz jasna skierowała się prosto do pokoju synka, by się z nim przywitać i odprawić jego tymczasową opiekunkę.
- Mały już został nakarmiony. - Oświadczyła dziewczyna, machając dziecku na odchodne. 
- Dziękuję. - Kiwnąwszy głową, by potwierdzić, że zarejestrowała tę istotną informację, wyjęła Nuriego z łóżeczka i poprzedzana jak zwykle przez nieodstępującą go ani na krok Saharę, zeszła z powrotem na dół, by się przebrać i rozpakować, a także uzupełnić zawartość kocich misek. 
Obserwując jak oba zwierzaki z widocznym zadowoleniem pałaszują tuńczyka, sięgnęła po torebkę, chcąc wyjąć z niej najważniejsze rzeczy, w tym prostokątną szafirową saszetkę, w której  przechowywała dokumenty. Jednak mimo iż wydobyła na światło dzienne wszystkie przedmioty, a nawet wywinęła poszewkę na drugą stronę, nigdzie nie mogła jej znaleźć. Wniosek mógł być tylko jeden: albo już ją wyjęła i odłożyła gdzieś indziej, albo gdzieś zgubiła, albo ktoś ją okradł. Najbardziej przerażającą opcją były rzecz jasna dwie ostatnie, bo oznaczały, że będzie musiała jak najszybciej zgłosić całe zajście na policję i wyrobić nowe. A ta druga czynność wymagałaby w dodatku powiadomienia o całym zajściu któregoś z tych okropnych gnojków z mafii, bo w końcu nikt w ambasadzie tunezyjskiej nie potraktuje na poważnie skargi samotnej kobiety, a już zwłaszcza takiej, której uroda oraz strój aż krzyczą o wywodzeniu się z islamskiego kraju. Wizja ta wydawała się jej na tyle przerażająca, że zmiętoliwszy w ustach kilka arabskich przekleństw, najszybciej jak tylko mogła przystąpiła do nerwowego przetrząsania domu, co z uwagi na jego dość dużą powierzchnię nie należało oczywiście do najłatwiejszych powinności. 
- Można wiedzieć, czego Ty tam tak znowu zawzięcie poszukujesz ? - Nie zauważyła nawet, gdy nastała pora odbioru zamówienia, więc nic chyba dziwnego, że słysząc głos Carlosa tuż za swoimi plecami, aż się wzdrygnęła, przy okazji uderzając głową w kant szafki, pod którą obecnie się znajdowała. 
- Dokumentów, musiałam gdzieś je zawieruszyć. - Odparła, starając się nie patrzeć mu w oczy. Z doświadczenia wiedziała bowiem, że tylko go tym bardziej rozdrażni, podobnie jak dzikiego zwierza, którym zresztą po części był. 
- Gdzieś, to znaczy gdzie ? - Dopytywał się. 
- A bo ja wiem ? - Nadal uparcie wpatrywała się w podłogę. - Być może w ogródku lub na mieście. 
- Że co proszę ?! - Nie musiała się obracać, by wiedzieć, że właśnie lustruje ją chorobliwie wręcz wkurwionym spojrzeniem. - Głupie babsko ! - Wymierzył jej solidnego kopniaka w plecy, w wyniku czego aż zwinęła się w kulkę. - Przysięgam, że doprawdy nie wiem skąd Jayden bierze do Ciebie tyle cierpliwości ! - Najwidoczniej z trudem powstrzymując się przed wyrządzeniem jej jeszcze gorszej krzywdy, zaczął chaotycznie przetrząsać najbliższe sprzęty, robiąc przy tym okropny hałas, który sprawił, iż przyglądający się obu dorosłym chłopczyk, rozbeczał się na cały głos. Gdyby mogła, na pewno podeszłaby do synka, by go choć trochę uspokoić, ale zbytnio się bała, że i jego dotknie kara z ręki tego psychopaty, więc się powstrzymała. - Gdybym to ja był na jego miejscu, już dawno bym się zarżnął ! - Nie przejmując się w ogóle obecnością wyraźnie przerażonego dzieciątka, dalej wywalał z siebie najokropniejsze bluzgi. - Ale on najwidoczniej jest na to zbyt miękki. Jestem jednak naprawdę ciekaw, co powie, gdy dowie się, że jego słodka wschodnia służka od tak sobie zgubiła jebane dokumenty, więc gliny mogą zawitać do niego w każdym momencie... - Przerwał dopiero na dźwięk głośnego pukania do drzwi wejściowych. - Módl się, by już tak nie było, bo inaczej rozwalę bachorowi łeb. - Zagroził, wyciągając zza paska spodni pistolet i przeładowawszy go, kierując lufę w kierunku malca. - No, na co się tak gapisz, piekielna ździro ?! - Warknął. - Idź otworzyć ! 
Powoli podniosła się z paneli i na miękkich nogach, podeszła do drzwi, po czym szybko je otworzyła, nadzwyczajną siłą woli powstrzymując się od upewnienia się, czy jej pierworodny wciąż żyje. Ku jej niewysłowionej wręcz uldze zamiast umundurowanych funkcjonariuszy na progu stał młody ekspedient pracujący w markecie, który tak często odwiedzała. Omal nie zemdlała na jego widok, toteż oparła się mocno prawą dłonią o framugę.
- Tak, słucham, w czym mogę pomóc ? - Spytała, zwracają się do Allaha, by nie pozwolił mu dosłyszeć jak bardzo drży jej głos. Jeszcze mógłby nabrać głębszych podejrzeń i chcieć wejść do środka. A wtedy z pewnością ktoś nie wyszedłby stąd dzisiaj żywy. 


< Andrew ? >


886 słów




 

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz