czwartek, 1 września 2022

Od Dakoty - CD Rhysa

 Nawet gdy akurat nie zapominał (specjalnie lub nie, tak jak tym razem) o zażyciu leków przed wyjściem z domu Iso stanowił dość łatwy cel dla wszelkich londyńskich narwańców. Z natury raczej spokojny, od chwili opuszczenia rodzinnej wioski ulokowanej w jednym z najbardziej dziewiczych zakątków Galapagos nie zwykł nosić ze sobą żadnej broni uważając, że betonowa dżungla nie może być w końcu aż tak straszna jak ta prawdziwa. 

Na swoje szczęście nie miał się jeszcze okazji przekonać na własnej skórze jak bardzo się mylił, choć parę razy rzeczywiście mało do tego brakowało. W innym wypadku z pewnością rozgorzałyby w nim te same geny myśliwego i wojownika, które były tak przydatne podczas niespokojnego życia w indiańskiej wiosce. A on sięgać po spluwę czy nóż z całą pewnością ponownie nie zamierzał. Jedno złe wspomnienie z tym związane (no może dwa, z tym, że w tym drugim przypadku chodziło o dziką kozę, która od dłuższego czasu dawała się we znaki mieszkańcom, konsumując dosłownie każdą część ich dobytku pozostawioną na zewnątrz) to było i tak nadto. Zresztą istniało o wiele więcej sposobów na zapewnienie sobie jako takiego bezpieczeństwa. On sam na ten przykład, wiedząc, że przyjdzie mu przebywać w bardziej zatęchłych dzielnicach, niemal zawsze po prostu brał ze sobą Artemis. Jedno spojrzenie lub ostrzegawcze spojrzenie tej dużej suki wystarczyło zwykle, by uciszyć jakiekolwiek zaczepki. Nikt zdrowy na umyśle nie chciałby przecież zostać pogryziony przez ważącego prawie siedemdziesiąt kilogramów rudego psiaka. Ostatecznie były pewne granice brawury. Szkoda, że nie mógł jej wszędzie zabierać. Zwłaszcza, że to ona często była jedyną istotą zdolną doprowadzić swojego właściciela do względnego pionu jeszcze zanim ten nagle pogrążył się w głębokim śnie, szturchając go odpowiednio wcześnie nosem po kieszeni, w której akurat przechowywał medykamenty. A należało to zrobić jak najszybciej, bo gdy chłopak już raz zamknął powieki, nie tylko dobudzenie go okazywało się horrendalnie wręcz trudne. Znacznie poważniejszą misją było wmuszenie w niego tabletek w taki sposób, by się przypadkiem nie zadławił. A trzeba tu zaznaczyć, że część partnerów jego matki zwyczajnie nie miała do tego drygu, więc przebywając w ich towarzystwie niejednokrotnie jedynie cudem uniknął śmierci przez uduszenie. To z kolei wywołało w nim bezwarunkowy odruch przykładania trochę większej wagi do słów, które próbuje mu przekazać cucąca go osoba mimo, że zawsze w taki momentach świat dosłownie wirował mu przed oczami kompletnie uniemożliwiając skupienie wzroku na jednym punkcie w przestrzeni. A to rzecz jasna jeszcze bardziej utrudniało mu trafienie ręką czy to do tego nieszczęsnego opakowania czy już wydobytej kapsułki. Tym razem oczywiście nie mogło być inaczej. Dobrze chociaż, że zanim zdążył przed przypadek walnąć innego gościa lokalu, który miałby pecha przechodzić akurat obok, ktoś chwycił go litościwe za przegub, najpierw naprowadzając jego dłoń na zgubę, a potem prosto do ust. Jasne, właśnie zrobił z siebie okropne pośmiewisko i najchętniej zapadłby się pod ziemię, ale nie musiał dodatkowo wysłuchiwać oszczerstw. A to stanowiło pewien plus. Teraz należało odczekać jakieś dziesięć do piętnastu minut aż ten cholerny specyfik zacznie działać, a żołądek wywróci mu się do góry nogami i... No właśnie, co dalej ? Ciotka pewnie jeszcze pracowała, a za ladą kawiarni nie mógł pojawić się w takim stanie. Podrapał się po karku, usiłując rozprawić się z lekka mgłą, która wciąż spowijała mu umysł i wymyślić jakieś sensowne rozwiązanie tego problemu. Teoretycznie mógł potulnie wrócić do domu i ponownie sięgnąć po pędzel, ale podświadomość podpowiadała mu, że ostatecznie nic by z tego nie wyszło. Czyli co ? Miał uregulować należność za ostatni drink, a potem dalej szwendać się bez większego celu po mieście, mając nadzieję, że wreszcie odzyska wenę ? Wyjątkowo nudny pomysł, ale przynajmniej miałby jakieś zajęcie aż do chwili, gdy Chica zamknie Bajo las estrellas. Był tylko mały szkopuł - po raz pierwszy odkąd lekarz ostatnio zmienił mu farmaceutyki pomieszał je z alkoholem, więc nie potrafił do końca przewidzieć jak zareaguje na to jego organizm. W takim razie najrozsądniej będzie podziękować nieznajomemu za pomoc i jak najszybciej wrócić we własne cztery ściany. A tam już niech dzieje się co chce. 

- Zdaje się, że powinienem Ci podziękować za coś więcej niż zwykłe obudzenie. - Kiedy wreszcie odzyskał względną kontrolę nad zmysłami, zwrócił się do mężczyzny. - Pech jednak chce, że nie mam zielonego pojęcia za co konkretnie. -  Zaśmiał się zażenowany, zawijając kosmyk włosów na palec wskazujący prawej ręki i zaczynając się nim leniwie bawić. 


< Rhys ? > 


708 słów


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz