Zeno gadał sobie zdrów, a ja już dawno temu przestałem go słuchać i oglądałem bajery, które nam przywiózł. Wiedziałem, że i tak nie pozwoli mi wziąć teraz swoich rzeczy, a Setha i tak rzuci mi na pożarcie. Sam nie miałby czasu żeby wszystkich szkolić, a poza tym dwa dni to za mało żeby ogarnąć tyle osób. Ciekaw tylko byłem jak on to wszystko przekaże Faye i czy w ogóle zamierza. W tym momencie była w ogromnym niebezpieczeństwie tak samo jak i mój brat, który pewnie doskonale zdawał sobie z tego sprawę i obstawiał, że cała reszta się niczego nie domyśli.
- Mama? - spojrzałem na Setha, który intensywnie wpatrywał się w wyświetlacza telefonu. Pokręcił głową zaprzeczając, ale od razu w tym momencie schował telefon. Cóż była prawie godzina 24, a on jakby nie patrzeć jeszcze miał kogoś kto się o niego martwił i troszczył. Czasem pewnie aż za bardzo...- Chodź, odwiozę Cię. - westchnąłem odkładając zabaweczki do torby i zabierając swój kask po drodze do drzwi. Z tyłu słyszałem tylko zapytanie Zeno czy na pewno odpowiedni zajmę się swoją księżniczką na co skinąłem głowę bez zbędnego komentarza.
Wyszliśmy z posiadłości, a moja droga 'koleżanka' idąc przede mną cały czas wpatrywała się w telefon. Z rozmownego nagle stał się taki cichy i kompletnie nie zwracała na mnie uwagi, a to już co najmniej podchodziło pod OLEWANIE. Uważając, że to świetny pomysł na dogonienie go i wyrwanie mu telefonu jednym zgrabnym ruchem za moment znalazłem się przed nim dosłownie twarzą w twarz, a telefon trzymałem nad swoją głową.
-Z kim piszesz? - zapytałem śmiertelnie poważnie na co tej przekrzywił głowę w geście niezrozumienia. Dłonie trzymał nadal tak samo jakby znajdował się w nich telefon, bo chyba godzina była zbyt późna, a akcja toczyła się dla niego za szybko. - No odpowiesz czy mam sam sprawdzić?
-Nie uważasz, że chyba nie masz prawa tego robić? - totalnie niewzruszony złożył ręce na piersi i westchnął głośno. Ta reakcja mówiła mi, że albo nie ma nic do ukrycia i nie boi się sprawdzenia telefonu, albo totalnie... ma mnie w dupie. - Oddaj telefon i zabierz mnie do siebie. - rozkazał na co ja wręcz zaniemówiłem, a moje źrenice zrobiły się odrobinę szersze. Po pierwsze... to jak to do siebie? Po drugie od kiedy to on tutaj dyktuje zasady? Miałem wrażenie, że z delikatnego i spłoszonego chłopaczka powoli zaczynał tworzyć się potwór.
- To z kim pisałeś? - olałem jego wcześniejsze dyrygowanie mną i po prostu podałem mu telefon, który od razu wylądował w jego kieszeni.
-Z kochankiem. - dmuchnął mi w twarz wymijając mnie i kierując się najprawdopodobniej do mojego motoru. Co za durny cwaniaczek. Uśmieszek na jego twarzy, który towarzyszył mu podczas całej tej krótkiej sytuacji nie schodził aż do momentu założenia przez niego kasku. Jeszcze chwile zastanawiałem się nad sensem tego wszystkiego, aż w końcu zająłem miejsce kierowcy i ruszyłem w stronę swojego mieszkania. Była tak późna godzina, ze drogi był wręcz puste więc mogłem trochę poszaleć przez co Seth kurczowo złapał się mojej bluzy. Jakbym mógł to za ten wcześniejszy tekst zrzuciłbym go z tego motocykla. Oczywiście... prawdopodobnie sprawiłbym, że zostałby kaleką, więc będę tak wspaniałomyślny i oszczędzę mu tego.
Wchodząc już do mieszkania zerknąłem na zegarek wiszący na ścianie, który wskazywał równo godzinę 1:30. Ja pierdole znowu się nie wyśpię i potem będzie spina, że śpię do 15. Od razu w salonie ściągnąłem z siebie bluzę, a następnie koszulkę rzucając ją gdzieś w kąt. Niestety nie spodobało się to Sethowi, który już za moment rzucił w moją stronę tą koszulką w taki sposób żebym dostał nią w łeb.
-Przestań bałaganić syfiarzu! - zbulwersował się starając przy tym nie krzyczeć, bo w końcu mam tutaj sąsiadów. Nawet nie wiem o co mu specjalnie chodziło więc spojrzałem na niego z pod byka już lekko podkurwiony.
-To może jednak wrócisz spać z mamą? - warknąłem cicho starając się nie przeklinać, bo już teraz mogłoby być mniej wesoło, gdyby Seth zatrybił, że to bardzo prosty sposób do kłótni. Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, dlatego ponownie zacząłem kroczyć w stronę łazienki.
- To wcale nie tak, że przed chwilą byłeś zazdrosny o to, że pisze z innym chłopakiem, a teraz każesz mi wracać do domu dobrze wiedząc o tym, że mogę zbłądzić i wylądować u kogoś innego... - z tego co słyszałem za sobą, chłopak prawdopodobnie spoczął na kanapie bacznie przyglądając się mojej reakcji. Wzdychając głośno ponownie na chwilę się odwróciłem, ale widząc jego szyderczy uśmieszek po prostu pozostawiłem to bez zbędnego komentarza. Po 30 minutach około oboje byliśmy wykapani i siedzieliśmy w półmroku na swoich telefonach w salonie. Ja na ziemi opierając się o kanapę, a jegomość rozłożony jak żaba na kanapie.
-Boże nie wstanę jutro... - w końcu usłyszałem jęk niezadowolenia za sobą co spowodowało, że wygasiłem ekran telefonu i odchyliłem głowę do tyłu. W ten sposób miałem idealny widok na sufit. - Miałem iść jutro na trening siatkówki... - dokończył przykładając sobie poduszkę do twarzy.
-To zabierz mnie ze sobą - wzruszyłem ramionami jakby to co najmniej była bułka z masełkiem. No tak przecież umiejętnościami sportowca się rodzi co nie.
-Ty w ogóle umiesz grać w siatkę? - tym pytaniem zabił całą moją pewność siebie.... na 5 minut.
-Pewnie lepiej niż ty. Poza tym to ty z nas dwóch robisz za wymoczka. - parsknąłem podnosząc się z ziemi i idąc w stronę łóżka. Oczywiście chłopak zrobił to samo, na co ja wyciągnąłem rękę w jego kierunku skutecznie go tym zatrzymując - Niestety, ale nie możesz oglądać mojego cudownego nagiego ciała.
-Nawet nie chce, kutasie. - odepchnął moją dłoń po prostu idąc przed siebie najwidoczniej do mojego łóżka - Potem nie będę mógł spać..
Teraz to naprawdę wprawił mnie w lekkie osłupienie, a ręcznik który miałem zarzucony na kark (bo rzecz jasna byłem bez koszulki) zsunął się na podłogę. Od kiedy stał się taki pyskaty? Czy to moja wina, że tak się zachowuje? Nie wiem po co zacząłem zadawać sobie te pytania skoro w głębi duszy tak mi pasowało....
[...]
Nie sądziłem, że ten złamas zwali mnie z wyra o godzinie 7 tylko dlatego żebym się ogarnął na ten jego durny trening. On naprawdę to zrobił i to już nawet był gotowy do wyjścia podczas gdy ja dopiero kierowałem się na poranną toaletę. To był naprawdę dobry moment żeby ułożyć w końcu włosy tak żeby nie opadały mi na ryj więc ten jeden wyjątkowy raz zrobiłem sobie piękna fryzurę zaczesując długie, niesforne kosmyki do góry, a ty samym w końcu sprawdzając, że poznałem dar widzenia. O dziwo ogarnąłem się w jakieś 20 minut i za chwilę śmigaliśmy już do niego pod dom żeby zabrał rzeczy, a następnie bez zbędnych pogawędkę z rodzicami - na hale sportową. Jak się okazało (co nie było też dużym zaskoczeniem) prymus chodził do jednej z bardziej prestiżowych szkół sportowych w Londynie, a jego drużyna to była ta... 'niepokonana'. Jak ich zobaczyłem wchodząc razem z Sethem do środka to aż z wrażenia i stresu głośno przełknąłem ślinę.
-Wielki Pan Hidden się boi... - szturchnął mnie w ramię niczym dobrego ziomka, a ja już w tym momencie zauważyłem, że będzie ekstremalnie, bo albo ja zginę, albo on z mojej ręki. Uprzednio poinformował trenera i mnie, że to w sumie żaden problem, ze wpadnę do nich. To w końcu w większości był treningi otwarte więc jeżeli nie będę psuł im całej gry to nie powinno być problemu. Nawet nie skomentowałem jego zgryźliwego komentarza, a wchodząc do męskiej szatni na chwilę straciłem go z oczu. Moja desperacja sięgała zenitu w momencie kiedy próbowałem go odnaleźć wzrokiem w grupie samych wysokich chłopaków (i mnie xD).
- A ty to jakiś nowy? - jeden z tych dryblasów chwycił mnie za ramię ciągnąć do tyłu jakby chciał dać mi do zrozumienia, że chyba w sumie powinienem zapytać o pozwolenie na wejście. Hierarchia..
-Nowy jednorazowo. - odpowiedziałem na razie starając się nie zwracać uwagi na to, że w sumie są ode mnie więksi, silniejsi...ale przynajmniej bez gnata c:
- Skoro jesteś z Sethem to chyba popiszesz się jakimiś wybitnymi umiejętnościami? - drugi już zaczął się przebierać i przyłączył się do tej małej szopki. Powoli zaczynałem żałować, że się tu znalazłem i tym bardziej mojemu koledze, że przebywa z tymi kretynami prawie trzy razy w tygodniu. - A tak poza tym to kim jesteś dla Setha? - padło kolejne pytanie z tej samej strony w momencie kiedy zacząłem się przebierać. Uśmiechnąłem się pod nosem uświadamiając sobie jak idealnie mogę wykorzystać tą sytuację, ale zanim w ogóle otworzyłem usta, ktoś odpowiedział za mnie...
- Znajomy. - padło szybciej niż zdążyłem pomyśleć. Spojrzałem na niego wymownie, a właściwie to lekko wywierciłem w nim dziurę spojrzeniem. Oczywiście nawet na chwile nie odwrócił wzroku przez co dokładnie odebrałem to co chciał mi tym powiedzieć. Oni nie wiedzą. Ściągnąłem koszulkę psując lekko swoją wcześniej starannie przygotowaną fryzurę i przy okazji ukazując już w większości zagojone rany...
-O chuj... paskudnie to wygląda. Czekaj to ty jesteś tym dzieciakiem co tak głośno było, że mafia się nim zajęła...
-Naprawdę jestem aż tak sławny? - spojrzałem na typka i chociaż ten tekst mógł zabrzmieć śmiesznie to mi do śmiechu specjalnie nie było. Jeden z tych odważniejszych podszedł do mnie z uśmieszkiem wymalowanym na twarzy i dotknął jednej ze szram mieszczących się na moim brzuchu. To była akcja na zasadzie 'ej, boli?'. Spojrzałem na niego niezrozumiale starając się zrozumieć co właśnie ma miejsce. - Nie widziałeś nigdy takiej rzeźby? Może pokazać Ci więcej? - podchwyciłem to również lekko się uśmiechając, ale przy okazji odsuwając od siebie wścibską łapę jakiegoś siatkarza. - Wiecie jak nie możecie znieść takiego zajebistego widoku to zawsze mogę wyjść... - wytknąłem
Seth a ty jak się zachowasz w tej sytuacji? c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz