Westchnąłem głośno stojąc jeszcze chwile w tym samym miejscu, w którym zostawił mnie Seth. Schowałem dłonie do kieszeni bluzy i przymknąłem na chwilę oczy żeby zebrać myśli i wziąć to nieco bardziej 'na chłodno'. Niestety miałem taki, a nie inny charakter i może faktycznie byłem kutasem, ale już tyle w życiu przeszedłem, że ani mi się śniło zmieniać się dla kolejnej osoby tylko po to by znowu mnie okłamała lub zostawiła w najgorszym momencie. Teraz chciałem liczyć już tylko na siebie i na rodzinę. Znajomi to sprawa trzeciorzędna....
Mimo to ruszyłem powolnym krokiem w stronę, w która udał się mój przyjaciel. Nie wyobrażałem sobie zostawić go samego zwłaszcza, że był wkurwiony. Nie wiem o co się tak denerwował, ale bezsprzecznie byłem w stanie stwierdzić, ze to chyba pierwszy raz kiedy go takiego widziałem. Po krótkiej chwili byłem już pod samą halą, bo jak mniemam to właśnie tam się udał żeby się trochę wyżyć. Przecież wiedziałem, że nie wróci do domu, nie jestem idiotą. Gdy tylko zamierzałem wejść po schodach do środka obok mnie przebiegł jakiś typek, jak się okazało... to był nie kto inny jak we własnej osobie nasz drogi homofob trzymający się za twarz i przy okazji zostawiając za sobą stróżkę krwi. Obróciłem się odprowadzając go wzrokiem do bramy wejściowej na teren hali i już za moment połączyłem wszystkie kropki. Przeklnąłem cicho od razu nabierając tempa i wręcz przeskakując kilka schodków do góry. Od razu skierowałem się do szatni, do której wparowałem z impetem zatrzymując się jeszcze drzwiach.
-Seth! - zawołałem i chociaż nikt się nie odezwał jakaś wewnętrza siła kazała mi wejść w głąb szatni i skierować się do męskiej toalety. Dobrze, że jednak miałem swoją intuicje bandziora, bo gdy tylko stanąłem w drzwiach łazienki moim oczom ukazał się obraz poobijanego chłopaczka, który usilnie próbował wytrzeć krew spływająca z jego wargi. Lekko zdyszany wszedł do środka, złapałem go za szmaty i lekko potrząsnąłem tym samym odwracając go w swoją stronę. - Co ty odstawiasz!? - warknąłem starając się dostrzec w jego oczach jakiekolwiek emocje. Wyglądał na zadowolonego z siebie...
-Oho, teraz Cię to interesuje? Myślałem, że ludzi twojego pokroju interesują tylko gnaty i... - ... i w tym momencie przekroczył cienką granicę mojej wytrzymałości, a na dowód tego dostał zamkniętą dłonią w sam policzek. Ten cios i jednoczesne puszczenie go spowodowało, że cofnął się o dwa kroki i plecami obił o ścianę.
-Mojego pokroju to znaczy jakiego? - prychnąłem nadal próbując uspokoić oddech, po krótkiej ale intensywnej przebieżce po korytarzu hali. - Może Ci jeszcze poprawić, bo widzę, że Ci poprzestawiało szufladki w łepetynie?
Milczał, ale widziałem, że totalnie się tym nie przejął. Był na mnie zły do tego stopnia, ze zwisało mu co aktualnie powiem i zrobię. Równie dobrze mógłbym go zostawić, a i tak miałby to w dupie.
-Dobrze, że jesteś mocny w gębie i pięści, bo psychicznie to nawet mi nie dorastasz.... - wymruczał.
Zamurowało mnie. Adrenalina robiła swoje, ale tak jak wiedziałem, że nie potrafimy ze sobą normalnie rozmawiać, tak nie sądziłem, że ma tak cięty język. Moja wcześniej zaciśnięta pięść po kilku sekundach całkowicie się rozluźniła, a ja westchnąłem głośno chcąc dać upust swoim negatywnym emocjom. Przecież nie mogę zrobić mu krzywdy... nie chcę tego.
Chciałem coś powiedzieć, ale za każdym razem kiedy otwierałem usta żadne słowa nie chciały ze mnie wyjść. Tak jakby jego zdanie spowodowało u mnie jakąś wewnętrzną blokadę. Ukucnąłem przed nim i spojrzałem na niego. Był trochę poobijany, rozwalona warga, troszkę łuk brwiowy, nos i... czerwone policzki. Tak naprawdę jeszcze nie wie co to prawdziwa bójka kiedy kończy się z połamanymi żebrami.
-Co ty ro... - bez zbędnego gadania i tłumaczenia mu jak wielkim kretynem jest chwyciłem go za kołnierzyk koszulki. Nie czekając aż dokończy zdanie i nie zważając na jego reakcje po prostu złączyłem nasze usta tym samym pewnie sprawiając mu ból, bo w końcu miał rozwalonego ryjka. To nie trwało długo, a kiedy poczułem przesadną ilość krwi w swoich ustach po prostu się odsunąłem puszczając go. Nawet nie zamierzałem czekać na cokolwiek z jego strony. Po prostu się odwróciłem i wyszedłem z szatni zakładając przy tym kaptur bluzy na głowę.
Seth?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz